1.12. [METEORYT] Laboratorium.

180 23 143
                                    

Następnego dnia rano obudziły mnie głośnym wyciem pod drzwiami dwa zrozpaczone koty.

— Głodne!!!!! — płakał Czarnuszek. — Nie karmicie nas należycie!

— Głodne koty, biedne koty — zawodziła Śnieżynka. — Musieliśmy sami zadbać o jedzenie!

Gdy otworzyłam drzwi, jeszcze zaspana, zobaczyłam dwie myszy równiuteńko ułożone na wycieraczce. Odrzuciło mnie na kilometr i z trudem powstrzymałam torsje.

— Co to za świństwo? Fuuu! Co to jest?

— Myszy. Będziemy jeść myszy — odparł Czarnuszek.

— Darek miał nam zrobić domowy rosół — dodała Śnieżynka. – Nie upolowaliśmy kury, bo kur w piwnicy nie ma.

— Może przyrządzi wam te myszy. Zadzwonię do niego — zaproponowałam i jednocześnie usiłowałam powstrzymać odruch wymiotny. — Czy to są piwniczne myszy z naszego bloku? Chyba wiem, komu dzisiaj zrobimy prezent. Uknułam właśnie szatański plan.

Czarnuszek i Śnieżynka poszli wytarzać się w świeżej pościeli w moim pokoju.

Moja korespondencja z Darkiem Czartoryskim zakończyła się w trzeciej klasie liceum. W pracy nie czuliśmy potrzeby przekazywania sobie informacji tą drogą, więc nie miałam nawet historii w korespondencji na komunikatorze, ale jego numer wciąż tkwił w różowym notesiku.

 W pracy nie czuliśmy potrzeby przekazywania sobie informacji tą drogą, więc nie miałam nawet historii w korespondencji na komunikatorze, ale jego numer wciąż tkwił w różowym notesiku

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Włożyłam gumową rękawicę kuchenną i wsunęłam obydwa truchła do woreczka strunowego. Potem do jeszcze jednego. I jeszcze jednego. A na końcu do starego pudełka po butach. Całość zapakowałam w siatkę. Z tak przygotowanym „prezentem" udałam się do samochodu i pojechałam do biura urzędu, gdzie pracował Grzegorz. Przynajmniej oficjalnie.

***

Biuro mieściło się w budynku naprzeciw szpitala, więc od razu spłynęła na mnie moc wesołych wspomnień. Wysoki na pięć pięter budynek z cegły był wciśnięty pomiędzy nowoczesne fasady banków i urzędów. Przygotowywałam już argumenty dla portiera, ale przy wejściu nikogo nie zastałam.

— Dzień dobry! Halo, czy jest tu ktoś? Przyszłam do agenta Grzegorza Stelmaszczyka. Czy jest dzisiaj w pracy?

Z końca korytarza podeszła do mnie wysoka dziewczyna w zielonej garsonce w pepitkę i czarnych szpilkach z czerwoną podeszwą. Spojrzałam na swoje tenisówki, legginsy i koszulę w kratkę. Wyglądałam jak w piżamie.

— Marta Poniatowska — przedstawiłam się.

— Alicja Zamiejski, sekretarka. Tymczasowo — powiedziała z lekkim grymasem. Miała piękne niebieskie oczy, staranny makijaż, a czerwona szminka kontrastowała z białą jak śnieg cerą. Perfekcyjnie upięte włosy wyglądały, jakby właśnie wróciła od fryzjera.

— Sama się czeszę — wskazała ręką na misterną fryzurę. — Nic się dzisiaj nie działo, więc miałam czas w pracy — odpowiedziała, czytając mi chyba w myślach.

Nie jestem z cukru - Chorobliwy Brak Chłopaka - tom 1 [seria CBC] [1]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz