Część 1. [METEORYT] Wstęp - Kochany pamiętniczku.

407 42 111
                                    

Jestem właśnie tym wyjątkiem od reguły, który nie ma szczęścia ani w grach, ani w miłości. 

Kiedyś potrafiłam zakochać się bez względu na okoliczności i zawsze platonicznie lub chociaż bez wzajemności. Obiekty moich uczuć najczęściej nie wiedziały nawet o moim istnieniu, a ci wybrańcy, którzy jednak mnie znali osobiście, prawdopodobnie nigdy się nie domyślili moich prawdziwych uczuć. Ratowało mnie jedynie racjonalne podejście do życia i to, że chyba nigdy nie byłam romantyczką. Przynajmniej tak mi się wydawało, bo o romantyzmie nie miałam najmniejszego pojęcia. Nie czytałam poezji ani nie pisałam wierszy, nie chodziłam w zwiewnych sukniach i nie biegałam boso po łące o poranku. Prawdopodobieństwo spotkania kogoś interesującego na łące o poranku jest przecież bliskie zeru.

Chciałam, żeby mnie ktoś zauważył i pokochał tak, jak ja byłam skłonna odwzajemnić uczucie każdego, kto się mną zainteresuje. No prawie każdego, bo przyciągałam za to jak magnes osoby, według mnie nieodpowiednie i nachalnie domagające się uwagi. Czekałam, aby jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, któraś z moich sympatii* powiedziała "cześć", lub zaczęła rozmowę, albo chociaż spojrzała się w moją stronę. Wszystko było skomplikowane i wymagające, szczególnie w kwestiach stosunków międzyludzkich. Jak naiwna byłam, licząc, że coś się stanie bez mojej inicjatywy. Ile razy usiłowałam zwrócić na siebie uwagę, zawsze wychodziłam w swoich oczach na potrąconą idiotkę.

Byłam ciągle smętna i przybita, kiedy wszyscy wokoło chodzili w parach, a ja nie miałam nikogo. Ile razy miałam z tego powodu „wielką deprechę" albo „doła psychicznego"? Ile razy powtarzałam sobie, że będzie lepiej i wcale nie było? Ile razy czekałam na magiczny moment, który nie nastąpił? Z przyjaciółką nazywałyśmy ten stan „CBC" - Chorobliwy Brak Chłopaka. Przecież od razu robi się człowiekowi lepiej, kiedy choroba ma swoją nazwę.

Niezliczoną ilość razy miałam ochotę mocno kopnąć się w przysłowiowy tyłek i zacząć myśleć o czymś realnym. Wiem, że jestem marzycielką. W tak zwanym międzyczasie zdążyłam polubić samą siebie, zaakceptować swoje dziwactwa, znaleźć hobby i rozwijać zainteresowania. Teraz kiedy jestem starsza i mądrzejsza, wiem też, że nic nie dzieje się bez przyczyny i nie można oczekiwać efektów bez wysiłku. Teraz wiem również, że w kwestii zauroczenia, a nawet miłości nic nie można przewidzieć ani nad niczym nie można zapanować. Kiedyś przyjdzie sama, jak grom z jasnego nieba albo przywieje ją delikatna morska bryza, nic nigdy nie wiadomo.

W każdej komedii romantycznej zawsze jest ten moment, kiedy życie głównej bohaterki magicznie się odmienia, kiedy spotyka tego jedynego. Ona jeszcze o tym nie wie, ale los niedługo sprawi, że jej życie nabierze sensu. Bo czym jest życie bez miłości? Marnością.

Czemu do diabła nikt wcześniej nie powiedział mi, że to nie do końca prawda?! Że w życiu jest coś jeszcze niż tylko czekanie! Czy ja bym w to uwierzyła? O ja naiwna.

Jakiś czas po skończeniu szkoły średniej moje kontakty koleżeńskie się pourywały. Przyjaciółki wyjechały na wakacje, a ja w oczekiwaniu na rozpoczęcie roku akademickiego zaczęłam sezonową pracę w pobliskiej księgarni. Czas płynął leniwie, bez żadnych wzlotów i upadków, bez szybszego bicia serca, a ja myślałam, że ten stan będzie trwał już zawsze. I tak przecież było.

Praca zajmowała większość mojego dnia. Nauczyłam się sama chodzić na plażę i do kina, w wolnym czasie pochłaniałam książki. W sumie było całkiem ok, poza tym, że zrobiło się potwornie nudno. Nic nie zapowiadało, że kiedykolwiek coś się zmieni i oczywiście nic się nie zmieniło.


Uwagi:

*sympatia - tak "kiedyś" mówiło się na crusha, kogoś kto ci się strasznie podoba;

Nie jestem z cukru - Chorobliwy Brak Chłopaka - tom 1 [seria CBC] [1]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz