∆7. Na zakupy

121 11 3
                                    

Mija kilka dni, a każdy z nich wypełniony jest niezliczonymi badaniami, ich analizowaniem i poprawkami dla upewnienia. Tyle, że nadal nic nie wiadomo. Przynajmniej mi, bo wujek nie chce dzielić się żadnymi informacjami. Tłumaczy to zmęczeniem lub troską o moje nerwy, ale czuję wyraźnie że coś ukrywa.
Co do dziwnego incydentu z wieczornym prysznicem, to nie poruszyłem tego z Billem, a i on sam zachowywał się jakby nic się nie stało. Uznałem, że nie ma co to rozpamiętywać i zapomniałem o sprawie. Skupiłem się na pracy.
Dziś na szczęście jest dzień wolny od siedzenia w piwnicy i szczerze powiedziawszy, jak kiedyś uwielbiałem tam przesiadywać, tak teraz na samą myśl robi mi się duszno. Podejrzewam, że ma to związek z moją nową, wilkołaczą postacią. Ciągle też o tym zapominam, a do pamiętania jest niezwykle ważne, ponieważ muszę liczyć dni do pełni. Na razie będzie nów, więc niczym nie muszę się martwić, poza tym że mogę być trochę osłabiony. W tym czasie moja moc słabnie. Mimo wszystko, to pierwszy raz, więc boję się. Jednak zdecydowanie wolę to niż pełnię, dlatego mam ostatnio dobry humor. A raczej miałbym lepszy, gdyby nie jeden irytujący demon. Prawie jakbym miał dziecko pod opieką. Wszystko muszę tłumaczyć, pilnować żeby niczego nie rozwalał i nie zrobił sobie krzywdy. A w zamian on jest wredny i chamski. Cóż, przynajmniej już nie może zrobić mi krzywdy swoimi czarami, a zauważyłem też, że i jego siła fizyczna nie jest tak imponująca, jak wskazują jego mięśnie.
Ale rozumiem już moją karę. Każda godzina z nim to katorga i podejrzewam nie będzie lepiej. Na dzisiaj zaplanowałem nam małą wycieczkę do miasteczka. Po ubrania i rzeczy osobiste dla Billa. Nie mogę mu przecież pożyczać w nieskończoność swoich ubrań.
Po śniadaniu, ulubionej porze Ciphera, wychodzimy z Chaty i kierujemy się do miasteczka. Nie planuję dużych zakupów, jestem przecież biednym studentem.
Bill jak na razie idzie spokojnie obok mnie i rozgląda się dookoła. Nie zamęcza mnie swoimi niemiłymi uwagami, ani też nie narzeka. Może częściej będę go gdzieś zabierać. Jak psa na spacer. Ta myśl jest tak zabawna, że nie potrafię stłumić śmiechu.
- Co się dzieje? - pyta zaskoczony Bill.
W tym momencie cieszę się, że już nie potrafi czytać myśli. Z pewnością źle by się to dla mnie skończyło.
- Ach, taki żart mi się przypomniał - kłamię.
Bill koniecznie chce go usłyszeć więc wymyślam coś naprędce. Demon zdaje się tego nie rozumieć, ale żart nawet mnie nie wydał się śmieszny.
Ponownie zapada cisza, a kolejne słowa padają dopiero, gdy docieramy do miasteczka.
- Co to za dziwna, okrągła skrzynia? - pyta.
- To śmietnik - wzdycham ciężko. No jak z dzieckiem.
Idziemy do centrum handlowego. Nie byłem w nim jeszcze. Powstało jakieś trzy lata temu, więc dla mnie też jest to jakaś nowość. Trochę szkoda, bo podobał mi się spokojny klimat jaki tu wcześniej panował, a teraz w pobliżu centrum jest straszny hałas i tłok. No ale przecież wszystko się zmienia i nic nie trwa wiecznie.
Kierujemy się z Billem do pierwszego lepszego odzieżowego, jednego z wielu. Przynajmniej nie muszę się martwić, że nie znajdziemy żadnych ubrań.
Przeczesujemy ich chyba z pięć, nim znajduje sobie coś, co mu się podoba. I jest to cylinder. A żeby mnie dobić bardziej dobiera do niego muszkę. Wiem, że jest to jego wcześniejszy styl, ale obecnie prezentuje się to dość dziwacznie. Każę mu odłożyć te elementy ubioru, na co on odmawia i upiera się na kupno. Nie odpuści, myślę i idę na kompromis. Pozwalam mu na muchę. On szczerze woli cylinder, ale po groźbie zostawienia go samego w lesie, z niechęcią się zgadza.
W kolejnym sklepie już nie pozwalam sobie na jego wybrzydzanie i sam wybieram mu ubrania. Cztery t-shirty, trzy pary spodni, dwie bluzy, jedna z nich zasuwana, a druga wkładana przez głowę. Do tego zestaw bokserek na każdy dzień tygodnia i tyle samo skarpetek. Ach, i jeszcze trampki. Jedna para powinna mu na razie wystarczyć, bo i tak nigdzie nie będzie wychodzić. Poza tym, jak już wspomniałem, nie jestem przy kasie, a to co już wziąłem i tak jest już dużym wydatkiem. Może powinienem znaleźć sobie pracę? Będę tu jeszcze przez kilka miesięcy, więc co mi w sumie szkodzi. Tylko co mógłbym tu robić? Cóż, najłatwiej będzie znaleźć coś w tym centrum. Trzeba tylko trochę poszukać.
Idąc przez pasaż, rozglądam się za ogłoszeniami, ale nic nie dostrzegam. Za to Bill odkrywa pizzerię.
- Co tu się robi? - pyta.
Wiedząc, że będę tego żałować, odpowiadam:
- Je się.
Demon ożywia się i zaciąga mnie do środka. Nie mając innego wyjścia, zamawiam dla nas pizzę pepperoni i w oczekiwaniu na nią siadamy przy jednym ze stolików. Znaczy ja siadam, bo Bill jak zwykle nie może usiedzieć w miejscu.
Wodzę za nim wzrokiem, żeby mi nigdzie się nie zgubił. Demon ogląda obrazki i inne dekoracje restauracji. To trochę go zajmie, więc pozwalam sobie popatrzeć w innym kierunku. A konkretniej to na telefon.
Przeglądam media społecznościowe, na których nie dzieje się nic ekscytującego, ale dla zabicia czasu wystarczy.
Niestety, w moim przypadku ma to swoją wadę, ponieważ kompletnie zapominam co się dzieje wokół mnie.
I tak zaskoczony odrywam się od telefonu gdy ktoś staje obok mnie.
- Dipper? - mówi, a ja rejestruję, że to ktoś znajomy.
- Wendy? - pytam, gdy już patrzę na osobę. Rozpoznaję ją, choć trochę czasu minęło. - Cześć, jak dobrze cię widzieć - wstaję i uśmiecham się do niej.
Bez ostrzeżenia zamyka mnie w objęciach, jak dawno niewidzianego członka rodziny.
Gdy już mnie puszcza, zapraszam ją do mojego stolika i zaczynamy rozmawiać o wszystkim co dotąd się zdarzyło.
Chwalę się studiami i projektem nad którym pracuję, a raczej powinienem pracować, ale z pewnych względów na razie zostało to zawieszone. O pewnych względach, czyli wilkołactwie i Billu, nie wspominam, choć pewnie by mi uwierzyła i nie uciekła. Jednak czuję potrzebę ukrycia tych mniej pozytywnych rzeczy z mojego życia. Przynajmniej na jakiś czas. Dopiero co się spotkaliśmy, nie chcę się jeszcze tak otwierać.
Wendy w zamian raczy mnie swoją historią, która w skrócie przedstawia się jak większość historii ludzi z małego miasteczka. Ukończyła liceum, znalazła pracę i teraz jest zaręczona.
To ostatnie kiedyś by mnie załamało, ale teraz cieszę się jej szczęściem.
Swobodna atmosfera naszej rozmowy sprawia, że nagle do głowy przychodzi mi pomysł.
- Hej, Wendy. Jest taka sprawa, bo szukam teraz pracy i nie wiesz może, czy gdzieś jest wolny etat? - walę prosto z mostu.
- Jak chcesz, to mogę cię wkręcić do sklepu mojego brata - odpowiada. - To w sumie rodzinny biznes, bo i ja tam pracuję, ale raczej nie będzie problemu. Tym bardziej, że przez to zakichane centrum, tracimy ludzi do roboty przy obróbce drewna.
Obróbka drewna. Nie brzmiało to za łatwo, ale co mi tam. Jeśli chcę mieć pieniądze, to muszę się trochę poświęcić. Zgadzam się i dziękuję jej.
W tym momencie słyszę huk i przypominam sobie o Billu. Nie chcę tego, ale odwracam się, by zobaczyć co się stało. Uf, na szczęście przewrócił tylko krzesło. Już się bałem, że będę musiał za coś płacić. Ale dla bezpieczeństwa wołam go do stolika, żeby już nic nie próbował wywinąć.
- Kto to jest? - pyta Wendy.
- To... to jest Billy, mój partner w badaniach naukowych - zmyślam na poczekaniu.
Demon podchodzi i po jego wyrazie widać, że rozpoznaje Wendy. Szybko reaguję i przedstawiam ich sobie, zanim Bill zdąży coś palnąć.
- Wendy, to Billy. Billy to Wendy, stara kumpela.
- Nie taka jeszcze stara - mówi żartobliwie dziewczyna i podaje rękę Cipherowi.
O dziwo, on zachowuje się stosownie do sytuacji, ściska jej dłoń i uśmiecha się uprzejmie.
Zaraz potem Wendy przeprasza nas i oznajmia, że musi już iść, bo narzeczony na nią czeka.
- I co, Sosenko? Zazdrosny? - pyta złośliwie demon, gdy dziewczyna znika za drzwiami restauracji.
Kręcę głową przecząco i idę po naszą pizzę, która właśnie jest gotowa.

Po skończeniu posiłku wracamy z torbami do Chaty. Tak się objadłem, że ledwo mogę się ruszać, ale Bill na odmianę ma strasznie dużo energii. Biega, podskakuje i rzuca szyszkami w wiewiórki. Śmieje się, gdy uda mu się w którąś trafić Wygląda tak beztrosko i pozytywnie, jak nie ta sama postać, którą był. A może był taki, tylko my nie zauważaliśmy tej strony. Jednak coś nie daje mi spokoju i ryzykuję, by go o to zapytać.
- Ej, Bill. Co ty taki radosny jesteś? Zachowujesz się... strasznie dziwnie i nienormalnie jak na ciebie - mówię, a serce skacze mi do gardła. Boję się, że zaraz demon wybuchnie i zamorduje mnie na miejscu.
Bill odwraca się do mnie przodem i już widzę jego złe spojrzenie. Przełykam ślinę i nastawiam się na ucieczkę.
- Masz rację. Coś jest nie tak - wypala nagle, ciężko wzdychając, a złość ulatuje z jego twarzy. - Ilekroć zaczynam myśleć o czymś złym, mój umysł przestawia się na bezmyślną radość z byle czego. Nie wiem co się ze mną dzieje.
Analizuję jego słowa. Żadna odpowiedź nie przychodzi mi do głowy, poza tym, że, prócz jego cielesnej postaci, Dziecko czasu mogło zmienić też jego osobowość.
Tylko, że wtedy nie czułby złości w ogóle.
- Tak, to cholernie dziwne - mówię do siebie i pospieszam Ciphera do Chaty.
Tam jest wujek Ford i jego pracownia, a także badania z kilku ostatnich dni. Może zdążył już coś ustalić. Na to liczę, gdy niemal ciągnę demona leśną ścieżką do domu.

Na miejscu wciskam Cipherowi resztę toreb z zakupami i każę mu zanieść do naszego pokoju. Sam czym prędzej ruszam do piwnicy. Specjalnie wysłałem demona na górę. Jeśli wujek ma coś niepokojącego, lepiej nie ujawniać tego nieobliczalnemu Billowi. I, może, bez demona Ford będzie bardziej skłonny udzielić mi informacji.
- Wujku? Jesteś tu? - wołam go.
- Tak, Dipper. Jestem tutaj - wyłania się z kąta. - Coś się stało?
- No trochę. Masz już wyniki Billa? - pytam.
Widzę po nim wahanie, jakby dalej nie chciał się nimi podzielić, ale idzie do biurka. Idę za nim.
- Mam, ale są niejednoznaczne. Jego budowa wciąż opiera się na demonicznym...
- A co z charakterem? - przerywam mu, nie chcąc tracić czasu na omawianie mniej istotnych w tym momencie rzeczy.
- W rezonansach osobowości wyszło, że struktura jego 'ja', jest nietknięta, a naturalne skłonności do sadyzmu i tym podobnych, negatywnych w naszym odczuciu zachowań, jest wpisana w jego istnienie. Jakby po to został stworzony - tłumaczy.
- No dobra, czyli z natury jest zły - konstatuję. - Ale, czy nie wystąpiły u niego ostatnio żadne zaburzenia osobowościowe?
- Ech, bezczelnie drążysz temat, ale masz szczęście, że przypominasz mi mnie samego - uśmiecha się. - Tak, zauważyłem coś w rodzaju przebłysków innej, lepszej osobowości. Zgaduję też, że pewnie ty zauważyłeś to w praktyce - kiwam głową. - Wygląda to trochę tak, jakby do jego mózgu została wprowadzona odgórna informacja o niwelowaniu negatywności.
- A co to oznacza w praktyce? - pytam by lepiej zrozumieć.
- To oznacza, że ktoś, najprawdopodobniej Dziecko czasu, wpoiło mu pozytywne zachowania. Albo go kontroluje.
Pierwsza opcja nie brzmi tak źle, ale druga uderza w moje pojęcie moralności.
Oczywiście, rozumiem, że Bill jest, a raczej był, niebezpiecznym demonem, żądnym dominacji nad wymiarami, ale teraz to tylko zwykły chłopak. Kontrola umysłu to dla mnie za dużo.
Ford chyba widzi, że mnie to zdenerwowało, bo ostrzega mnie przed zrobieniem jakiejś głupoty. No, ale co za głupotę mógłbym zrobić? Iść bić się z Dzieckiem czasu? Czy zamordować Billa?
Do tego dochodzi pytanie, czy Cipher powinien o tym wiedzieć. Nie jestem w stanie przewidzieć jak by zareagował.
Ale też nie chcę go oszukiwać, skoro ma mi ufać i słuchać mnie jako życiowego trenera przetrwania.
Dziękuję wujkowi za rozmowę i idę do pokoju sprawdzić, czy Bill nie zdążył już czegoś rozwalić.
No i rozwalił. Konkretnie to wszystkie zakupy na podłodze. Wzdycham ciężko i besztam go za to, po czym idę z nim do szafy, by pokazać i wytłumaczyć zasady ubierania się.
O sprawie z potencjalną kontrolą umysłu przypominam sobie wieczorem, leżąc w łóżku. Zastanawiam się, czy nie powiedzieć o tym Billowi teraz, ale nim na to się decyduję, ten już śpi w najlepsze.
No dobra, jutro z nim pogadam, postanawiam i też zasypiam.

SOSNY W PEŁNI | [Billdip]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz