∆14. Propozycja 🐺

94 12 0
                                    

Wyczekuję pojawienia się piątego wilka - alfy. Spodziewam się, że zaraz się na mnie rzuci. W końcu chodzi im o mnie… chyba.
Zerkam na Forda. Wygląda na przerażonego. Nie dziwię mu się. A Bill?
Jego mina wyraża coś kompletnie odwrotnego - wściekłość. Jemu też się nie dziwię. Sam również mam dość tego napadania na nas. Czego oni do cholery ode mnie chcą?
Czuję jak frustracja buzuje mi w żyłach. Mam serdecznie dość oglądania się za siebie i uciekania. Nie myśląc wiele postępuję krok na przód.
- Zostawcie nas w spokoju - żądam. Z mojego gardła wydobywa się warczenie. Czuję napływ wilkołaczej siły. Zaraz nie wytrzymam i się na nich rzucę. Głupie posunięcie, ale jestem tak wściekły, że ledwo nad tym panuję.
Wilki nie reagują na moje słowa. Stoją spokojnie, ale gotowe w każdym momencie do ataku. Na co czekają?
Ja nie zamierzam czekać. Robię jeszcze jeden krok i próbuje zmienić się, ale w tym samym momencie dwójka z przodu dopada do mnie. Chwytają mnie pyskami za ręce, na tyle lekko żeby mnie nie poranić, ale żebym też nie dał rady się wyrwać. Ciągną mnie w stronę jeziora. Kątem oka widzę, jak Ford i Bill są przygwożdżeni do ziemi przez pozostałe wilki. Szamotam się, ale to na nic. Z rezygnacją przyjmuję swój koniec. Nikt mnie nie uratuje.
Wilki ciągną mnie nad jezioro, a potem skręcają w kierunku swojej chaty. Co ze mną zrobią? Zjedzą? Czy wilkołaki są kanibalami?
Gdy znajdujemy się już pod drzwiami chaty puszczają mnie i zmieniają się w ludzi. To moja szansa, póki mnie nie trzymają.
Zrywam się z mokrej i zimnej trawy, ale mają szybszy refleks i łapią mnie nim zdołam postawić chociaż jeden krok. Teraz trzymając mnie pod ręce wpychają do środka. Od razu wyczuwam alfę. Idziemy do salonu.
W przelocie zauważam, że nie jest to nowoczesne domostwo. Wygląda na wiekowe, jakby mieszkał tu ktoś od pokoleń i ani razu nie przesunął nawet krzesła.
W salonie od razu zauważam umięśnionego bruneta. Alfa. Siedzi w wielkim fotelu przed dogasającym kominkiem. Atmosfera jak z "Ojca chrzestnego", albo innych mafijnych filmów. Aż mam wrażenie, że ci, co mnie trzymają, zaraz rzucą mną o podłogę i każą całować buty gościa w fotelu.
Tak jednak się nie dzieje. Puszczają mnie, ale są w gotowości ponownie mnie złapać, gdybym znów próbował uciec.
- Proszę, usiądź, Dipperze Pines - odzywa się alfa i wskazuje na kanapę przed sobą.
- Skąd wiesz jak się nazywam? - wypalam.
Mężczyzna się nie odzywa, a jeszcze raz wskazuje na kanapę.
Patrzę na niego podejrzliwie, i na tych dwóch koło mnie. Chyba nie mam wyjścia. Obchodzę kanapę i siadam na niej.
Mężczyzna się uśmiecha, w taki tajemniczy sposób.
- No, skąd mnie znasz? Kim jesteście? Mafią? - niecierpliwię się.
Moje pytania najwyraźniej bawią alfę, bo wybucha śmiechem. Dopiero teraz zauważam, że jest to młody chłopak, mniej więcej w moim wieku. I on jest alfą?
- Nie jesteśmy żadną mafią, a watahą - mówi, gdy już opanowuje śmiech. - Jestem Andrew. A to Corry i Hayd - wskazuje kolejno na blondyna z zarostem i bruneta z blizną na brwi.
- To, czego ode mnie chcecie? - pytam, żądny odpowiedzi.
- Tylko porozmawiać - wzrusza ramionami.
- Jak to porozmawiać? Ostatnim razem zamierzałeś mi odgryźć łeb, a teraz chcesz rozmawiać? - Jestem wściekły. Po jaką cholerę mnie tu przywlekli. Lepiej niech mówią prawdę.
- Ech, no tak. Sorry za to - chłopak uśmiecha się przepraszająco. - Myśleliśmy, że pracujesz dla kogoś, kogo znamy i nas szpiegujesz. Potem ten blondynek z niebieskim ogniem się pojawił i raczej nie wyglądało na to, żebyście chcieli wykraść nasze tajemnice.
- Jakie tajemnice? - Ciekawię się.
- Lepiej żebyś nie wiedział. I nie interesuj się tak, bo faktycznie odgryzę ci głowę - śmieje się, trochę jak psychopata.
Przypomina Billa, kiedy ten jeszcze był demonem. A no tak, co z Billem i Fordem.
- A tamci dwaj? Mają mojego wujka i kumpla. Co z nimi zrobicie?
- Po pierwsze, to dwie, nie dwaj. A po drugie, zaraz tu przyjdą. Bardzo ciekawi mnie ten twój kumpel. A wujka już obserwujemy od dłuższego czasu. Niegroźny wariat z obsesją na punkcie magicznych stworzeń - mówi lekceważącym tonem. Mam ochotę wybić mu te słowa z ust. Nikt nie będzie obrażał wujka Forda. Choć faktycznie ma lekką obsesję na punkcie magicznych stworzeń.
- No dobra, to rozmawiajmy - mówię, mając już porządnie dość tego wieczoru. Za dużo wrażeń.
- Widzę, że jesteś niecierpliwy, więc od razu przejdę do sedna. Proponuję ci przyłączenie się do naszej watahy.
W szoku otwieram szerzej oczy. No, tego się nie spodziewałem.
- Bez pośpiechu. Masz czas do namysłu do następnego księżyca - dodaje Andrew.
Ja? Do ich watahy? To na pewno jakiś podstęp. Albo będą mieć z tego korzyści.
- A haczyk? - pytam wprost.
- A musi być? - odpowiada pytaniem. - Po prostu chcemy ci pomóc. Czuć cię świeżakiem. My nauczymy cię wszystkiego, co powinieneś wiedzieć o byciu wilkołakiem. Ciężko jest być samotnym wilkiem, każde z nas to wie - jak na zawołanie mężczyżni za mną wydają pomruki zgody. - W zamian mógłbyś nam pomagać, jak to w rodzinie. I ewentualnie zwerbować też tego blondaska. Nie wiem czym on jest, ale jego moce są bardzo interesujące.
Sam nie wiem, co myśleć. Nie ufam im, to na pewno. A co więcej? Nie wiem. To zbyt podejrzane, ale też ciekawe. Powinienem teraz wstać i stanowczo odmówić. Jednak siedzę i myślę nad propozycją alfy. Ma rację. Bycie wilkołakiem, bez nikogo kto wie jak to jest, to naprawdę uciążliwa rzecz. Oni są tacy jak ja. I mogliby mnie nauczyć wszystkiego. Mam ochotę się zgodzić, ale muszę to jeszcze przemyśleć. Jak powiedział Andrew, mam czas do pełni. Przegadam to jeszcze z Billem. Jego w końcu też zapraszają by dołączył. Ale nie jestem pewien czy będzie tak przychylnie nastawiony jak ja. Widział jak próbują mnie zabić. Może ja też powinienem najpierw pomyśleć o tym.
Gdy tak rozważam, nagle otwierają się drzwi do chaty. Obracam się. To Bill i Ford, w towarzystwie dwóch kobiet.
- Gdzie on jest? Co mu zrobiliście? Jeśli coś mu się stanie, będziecie trupami - krzyczy wściekły.
Zauważam, że jego dłonie zaczynają się świecić na niebiesko. Oby tylko nie stracił kontroli.
- Hej, Bill. Wszystko w porządku - odzywam się.
I on, i Ford przerzucają spojrzenie na mnie. Widzę na ich twarzach ulgę.
Kobiety prowadzą ich do mnie na kanapę. Bill od razu zamyka mnie w ciasnym uścisku.
- Nic ci nie jest? - pyta.
- Nie - kręcę głową.
- Jaka urocza para - dochodzi nas głos Andrew.
Jak opatrzony odsuwam się od Ciphera i stanowczo zaprzeczam. Alfa tylko się śmieje.
- Kim wy jesteście? - Tym razem to Ford.
Alfa przedstawia mu siebie, Corry'ego i Hayd'a, a także te dwie dziewczyny. Niższa ruda to Jade, a wyższa brunetka to Amaya.
- Czego wy chcecie? - Ford kopiuje moje pytania.
Alfa wyjaśnia swoje motywy, pomijając propozycję dla mnie i wmawiając, że chce przeprosić za to, co zrobili nam wcześniej. Proponuje nam herbatę i lepsze poznanie. W sumie, zostałbym jeszcze chwilę. Ale, zarówno wujek, jak i Bill, nie chcą o tym słyszeć i wyrywają się do wyjścia. Andrew nie zatrzymuje ich.
Sam nie chcę tu zostawać, więc wzdycham i też wstaję. Alfa łapie mnie za nadgarstek.
- Zastanów się, dobra? - Wiem, co ma na myśli. Próbuję wyczytać coś podejrzanego, z jego twarzy, a gdy nic nie dostrzegam, przytakuję krótko.
Doganiam resztę przy drzwiach i razem wychodzimy, nie zaszczycając wilkołaków nawet cichym, pełnym nienawiści dobranoc.
Całą drogę powrotną idę zamyślony. Nie mogę pozbyć się wrażenia, że powinienem się zgodzić.
Masz czas do pełni.

SOSNY W PEŁNI | [Billdip]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz