∆5. Jesteś teraz człowiekiem

135 13 1
                                    

Z racji, że to ja mam pilnować Billa, jestem zmuszony gościć go w swojej sypialni. Nie chciałem, żeby zbezcześcił łóżko Mabel swoim demonicznym złem, więc oddałem mu swoje. Niechętnie, ale to lepsze rozwiązanie. Osobiście wolałbym żeby spał na podłodze, albo lepiej, na dworze, uwiązany na łańcuchu.
Z mojego rozmarzenia wyrywa mnie skrzypienie sprężyn. Bill skacze po łóżku i śmieje się jak opętany. Bynajmniej, nie jest to coś miłego do słuchania. Spoglądam za okno. Jest kompletnie ciemno i nic nie widać. Przenoszę wzrok na kalendarz. Wujek radził mi liczyć dni do kolejnych pełni, bym był przygotowany na kolejną przemianę. Póki co, nic na nią nie wymyślił i podejrzewam, że przez obecność Ciphera jeszcze bardziej wydłuży moje oczekiwanie na antidotum. Może jak zdołam opanować tego demona, to pójdzie szybciej.
- Czym to się martwi nasz Dipperek? Czyżby swoim nowym, wilczym temperamentem? - słyszę jego pytania. Nie zauważyłem kiedy przestał skakać i rozwalił się na łóżku, jakby należało do niego. Nie należało, to tylko pożyczka. - Muszę mu chyba podziękować. To dzięki niemu mogę wreszcie rozprostować kości - kontynuuje.
O czym on do cholery mówi? A no tak, wilkołactwo.
- Skąd ty to wiesz? - nieświadomie pytam na głos. - Czy ty czytasz mi w myślach? Wynoś się stąd - trzęsę głową, próbując go wywalić z niej.
- Spokojnie Sosenko, ten wielki bachor zabrał mi moje moce, możesz być spokojny o swoje zbereźne myśli - krzywię się na jego słowa. Wcale nie mam zbereźnych myśli. - Wyczytałem twoją zmianę zanim mnie uwolniłeś. Zaraz potem dzieciak mnie złapał. Ale nie żałuję. Fajnie jest mieć ciało… - mówi dalej coś o torturach i alkoholu, ale ja już nie słucham.
Jak to wyczytał przed uwolnieniem?
To znaczy, że cały czas był świadomy. Nie mógł nic zrobić, wniknąć w czyjś umysł, ale mógł czytać myśli.
Naszła mnie ochota, by natychmiast pobiec do wujka i wszystko powiedzieć. Dziecko czasu też powinno wiedzieć. Ale jakie miało to obecnie znaczenie. Bill został unieszkodliwiony i najgorsze co może teraz zrobić, to podkraść wujkowi Stanowi pizzę. No, mógłbym powiedzieć że ucieczkę, obrabowanie sklepu, morderstwo. Jestem jednak pewien, że zanim zdążyłby dotrzeć do miasta, Dziecko czasu dowiedziałoby się i znów przeniosło do Chaty. A co, jeśli nie?
- Patrz Sosenko co znalazłem - Bill staje przede mną i podsuwa pod nos zdjęcia. Wszystkie przedstawiają Wendy.
Czuję jak się rumienię.
- Zostaw, to nie twoje - Wyrywam mu zdjęcia i chowam do szuflady.
- Co, nadal czujesz miętę do tej rudej? - pyta prześmiewczym tonem.
- Nie, już nie - odpowiadam sam nie wiem czemu. Nie muszę przecież się z niczego tłumaczyć. Zdjęcia zostawiłem tu siedem lat temu i teraz on musiał je gdzieś znaleźć. Nawet nie pamiętałem gdzie je schowałem.
- Bill, a ty możesz sobie stąd wyjść? - pytam żeby zmienić temat.
- Wyganiasz mnie Sosenko? Tak to się traktuje gościa? - oburza się.
- Nie, ty durny demonie. Czy możesz opuszczać chatę? O to mi chodzi.
Cipher nachmurza się jeszcze bardziej.
- Nie mogę. Będę tu tkwić jak w cholernym więzieniu, więc nie masz się co martwić - mówi zły i idzie do łóżka.
Nie wiem dlaczego, ale robi mi się go żal. Zasłużył sobie przecież.
- Ale przynajmniej masz ciało - przypominam sobie, jak pożyczył moje.
- Ta, ekstra. Ciało do nic nie robienia. - Kładzie się na łóżku, tyłem do mnie.
Rozumiem, że koniec rozmowy.
Idę wyłączyć światło i wracam do łóżka. Jestem wykończony, ale jakoś nie mogę zasnąć. Łapie się na tym, że nasłuchuję czy Bill się nie skrada, by przypadkiem mi coś zrobić. Zerkam w jego stronę. Nadal leży plecami do mnie. Czy on śpi? A czy w ogóle potrafi? Jest demonem snów, ale nigdy wcześniej sam nie śnił.
Myślenie o tym sprawia, że w końcu sam zasypiam.
Dryfuję w sennych marzeniach, projekcjach zlepionych z przypadkowych incydentów z mojego życia. Głównie przeważają te przykre, jak pechowy dzień w szkole, stres związany ze studiami i tęsknota za Mabel. Tak bardzo brakuje mi jej. Ona zawsze umie znaleźć coś pozytywnego, a obecnie bardzo przydałoby mi się takie spojrzenie.
Sceneria się zmienia. Nie widzę już siostry. Jestem w lesie. Na tej polanie z posągiem. Betonowy trójkąt pęknięty na pół. Nagle zauważam że stoję na czterech łapach. Znów jestem wilkołakiem.
Zza chmur wyłania się księżyc w pełni. Wiedziony instynktem, zaczynam wyć. Melodyjnie, spokojnie, jak pieśń tęsknoty.
Nie zauważam kiedy wycie przemieni się w krzyk. Czy to ja? Chyba nie. Ale kto?
Zrywam się. To był sen. Ale krzyki nie ustały. Przenoszę wzrok na łóżko Billa. To demon krzyczy i rzuca się jak oszalały.
- Cipher, przestań - warczę zły. Nie mam ochoty na jakieś gierki. Co on w ogóle chce tym osiągnąć.
Nie reaguje. Powtarzam jeszcze kilka razy, nawet zaczynam też krzyczeć, ale nic. W końcu wstaję i idę do niego. Wtedy też zauważam, że ma zamknięte oczy. Czyli ma zły sen. Robię coś, na co mam ochotę już od dawna. Sprzedaję mu soczystego liścia.
Bill budzi się wystraszony. Jest cały zlany potem i rozgląda się dookoła w przerażeniu.
- Dzieci. Wszędzie dzieci demony. Chcą mnie dorwać, zabrać mi moc - mamrocze histerycznie.
- Spokojnie, to tylko koszmar - mówię i kładę mu dłoń na ramieniu.
Cipher wzdryga się i patrzy na mnie. Jego wyraz twarzy zmienia się, gdy jeszcze raz mówię, że śnił mu się koszmar.
- Sosenko, ja nie mam koszmarów. Ja jestem koszmarem. Demony snów nawet nie śpią - tłumaczy z kpiną.
- Tak? Ale ty przecież już nie jesteś demonem, tylko człowiekiem - uśmiecham się do niego złośliwie, po czym podaję mu lusterko.
Jego oczy rozszerzają się w szoku, gdy zauważa swoje odbicie.
- Czyli to prawda - krzyczy w złości i ciska lusterkiem.
- Ej - teraz i ja jestem zły. Nie musi rozwalać mi rzeczy tylko dlatego, że już nie jest demonem. - Będziesz to sprzątać.
- Gówno będę, mam to gdzieś. Utknąłem w tym czymś - pokazuje na siebie - na całą wieczność.
- Nie na całą. Tylko do czasu aż się poprawisz - mówię, choć nie jestem tego pewien. A jeśli się zmieni, a i tak zostanie człowiekiem?
Cóż, mnie by to odpowiadało. Jednak wiem, że on ma na to inne spojrzenie. Zero więcej mocy i brak możliwości powrotu do własnego wymiaru też by mnie dobiły. - Słuchaj, ja wiem, że to ciężkie, ale… czy ty płaczesz - zauważam łzy spływające z policzków Billa.
- Ja? Demony przecież nie płaczą - słyszę jak sili się na bezczelny ton, ale głos mu się łamie.
Wzdycham cieżko. Nie wiem dlaczego, ale żal mi go. Nie powinno, bo zasłużył sobie. Nie mogę nic poradzić na to, że nie jestem bezuczuciowym dupkiem, takim jak on.
Siadam obok niego i ostrożnie obejmuję go. Spodziewam się, że zaraz stracę rękę, ale nic podobnego. Bill rozkleja się na dobre i wciska w moje ramię. Świetnie, nie tylko zabrali mu moce, ale też zmienili go w mazgaja. Liczę na to, że to tylko jednorazowa sytuacja. Chyba wolę już jego kpiny i bezczelność, niż tą rozbeczaną kluchę.
Z drugiej, w razie kłopotów będę mógł go tym szantażować. Uśmiecham się do siebie chytrze i dalej pocieszam Ciphera.
Po jakimś kwadransie nareszcie się uspokaja. Gdy dociera do niego co zrobił, odpycha mnie od siebie, bucząc coś pod nosem.
Idę do siebie na łóżko. Jest już prawie piąta rano. Próbuje jeszcze zasnąć, ale nic z tego. Wylew emocji demona zbyt mnie rozbudził. Zerkam na niego. Też nie śpi i wydaje się być niespokojny.
- Jak tam Cipher? Dajesz radę? - zagaduję go z nudów.
- Pff, oczywiście. A co, ty się boisz? - słyszę jak sili się na wyluzowany ton. - Ale… Czuję jak coś wysysa mnie tutaj - wskazuje na brzuch.
- A jadłeś coś od przemiany? - zgaduję że o to chodzi.
- Nie, a trzeba? - pyta bezmyślnie.
To jest ten moment kiedy przypominam mu, że jest człowiekiem i tłumaczę dlaczego ludzie muszą jeść. Ja sam nigdy nie miałem problemu z odżywianiem, choć był taki czas, że Mabel stosowała kontrowersyjne diety, chcąc wpasować się w modę. W pewnym momencie doszło do tego, że musiałem pilnować ją z jedzeniem.
Bill nie wydaje się przekonany, ale jeśli nie chcę mieć tu trupa, muszę go jakoś zmusić do zjedzenia. Jakimś cudem udaje mi się go wyciągnąć z łóżka i zaprowadzić do kuchni.
- Na co masz ochotę? - pytam, zanim zdążę sobie uświadomić, że Bill nie zna rodzajów dań.
Wzrusza ramionami obojętnie. Pewnie najchętniej wróciłby na górę, użalał się nad sobą i czekał na śmierć. O nie! Nie pozwolę mu na to. Głównie z obawy przed konsekwencjami za nieupilnowanie demona, ale też ze względu na swoje miękkie serducho i litość.
Sam wybieram śniadanie i decyduję się na tosty francuskie z truskawkami, które robiłem Mabel, gdy próbowałem wyciągnąć ją z głodówki. Liczę, że i jemu posmakują.
W czasie, gdy ja gotuję, Bill spaceruje po kuchni zaciekawiony, dotykając wszystkiego co popadnie.
- Ostatnim razem wbiłem sobie z tuzin widelców w rękę - mówi, grzebiąc w szufladzie ze sztućcami.
- Nie sobie, a mi - prostuję i prycham pod nosem. Nadal mam do niego urazę o przywłaszczenie mojego ciała.
- Eh, nie marudź. Było fajnie - po raz pierwszy od kilku godzin uśmiecha się.
- Ta? To dlaczego nie cieszysz się teraz. Masz własne ciało, z którym możesz robić co chcesz - mówię.
Tosty się upiekły. Przekładam je na talerz. Za moim poleceniem Bill siada przy stole. Przygląda się tostom z nieufnością.
- Jedz - nakazuję i wzdycham.
- Ale ty ze mną. Jeszcze mnie otrujesz czy coś.
Przewracam oczami, biorę jednego tosta i pochłaniam w kilka sekund.
- Widzisz, nie zatrute - mówię z pełnymi ustami i wracam do gotowania. Jedna kromka mi nie wystarczy. A może też jak raz Billowi zasmakuje i będzie chciał dokładkę.
- Łał - słyszę po chwili.
Odwracam się i widzę zachwyconego Ciphera, który pałaszuje śniadanie.
- No i proszę. Smakuje? - pytam.
Bill żywo kiwa głową, na co ja śmieję się cicho. A jednak. Może w końcu przestanie marudzić, gdy znalazł już jedną dobrą rzecz.
- Daj jeszcze - żąda.
Ja tylko kiwam głową i zabieram się do kolejnej porcji dla demona.

SOSNY W PEŁNI | [Billdip]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz