- Hej! zaczekajcie na nas! - krzyknęłam próbując dogonić Matta i Nicka.
- Dawaj, dawaj! - krzyczeli na zmianę chłopacy.
- No zaczekajcie! - krzyczałam dalej, zauważyłam, że Chris się ode mnie odłączył.
- Z twoimi krótkimi nóżkami, nigdy nas nie dogonisz! - zaśmiał się Matt odkrzykując mi. - Już jesteś blisko! Ostatni zakręt!
- Zabiję was kiedyś! - krzyczałam próbując złapać jakikolwiek oddech.
- Tylko jeśli nas dogonisz! - Nick, zabiję go kiedyś. Z zimną krwią, bez żadnej litości.
Kiedy w końcu znalazłam się przed domem chłopaków, myślałam, że wypluję płuca. Miałam na sobie czarne dresy, oraz bluzę Nicka, którą pożyczył mi w szkole. Bardzo często chodziłam w ubraniach chłopaków. Zawsze pachniały domem, czymś bezpiecznym. Więc jeżeli napotkała się okazja ponoszenia czegoś, byłam pierwsza w kolejce. Bardzo często siedziałam u nich do wieczora, za dnia było ciepło, więc przychodziłam do nich w szortach i zwykłej koszulce. Natomiast, nadchodził wieczór, i byłam cała lodowata. Nawet nie musiałam nic mówić, kiedy tylko temperatura spadała, obok pojawiał się jeden z chłopaków z bluzą. To jeden z milionów powodów dlaczego kocham tych małych idiotów. Są tacy opiekuńczy, zawsze są tam, gdzie ich potrzebujesz. Sprawiają, że ludzie stają się lepsi. Sama jestem w stosunku do nich, aż nadopiekuńcza. Kiedy widzę, że Chris wychodzi w samej bluzie, kiedy pada śnieg. Jedyne co mam ochotę zrobić, to po walnąć go w głowę, opatulić kocem i posadzić na kanapie z herbatą. Matt tak samo, w kurtce letniej w styczniu. No mam ochotę ich rozszarpać.
Nick swojego czasu wstydził się jeść, dlatego wymykaliśmy się w trakcie lunchu gdzieś zjeść. Kocham go całym sercem, nie mogłam patrzeć jak nic nie jadł w szkole. Strasznie się o niego bałam. Niedaleko naszych domów jest malutki sklepik, codziennie wieczorem chodziłam tam kupić jego ulubionego batona. Dwa, żebyśmy mogli zjeść razem. Nie jestem w stanie określić jak bardzo kocham Nicka.
Kiedy weszliśmy do domu trojaczków, od razu skręciłam do pokoju Nicka. Tam jakoś się najwygodniej siedziało. Mimo iż miał zielone ściany, było tam nieziemsko przytulnie. Bardzo często kiedy spałam u trojaczków spałam właśnie u niego. Chociaż spałam u każdego, to jakoś ta pierzyna Nicka była najbardziej puchata. Chris i Matt byli "zazdrośni", że ich opuszczam. Dlatego musiałam spać u nich na zmianę. Jak małe dzieci.
- Lou! - wrzasnął Matt przechodząc przez kuchnię. - Gdzie jest Chris?
- Oto właśnie, kurwa jest pytanie. - usiadłam na łóżku, po czym spięłam włosy klamrą. - Szliśmy razem, ale kiedy mnie zawołaliście, Chris rzucił "no leć". Później patrzę za siebie, a jego nie ma.
- Znowu gdzieś zniknął? - zapytał się Nick wchodząc do pokoju, mijając Matta opartego o drzwi.
- Znowu? - zapytałam z zaciekawieniem, no, bo kurde, o niczym nie wiedziałam.
- Tak, Lavender. Znowu! - mówił zbulwersowany Nick siadając obok mnie na łóżku. - Wczoraj było tak samo. Wracamy ze szkoły, a jego nagle nie ma. - wczoraj akurat Stella przyjechała po mnie pod szkołę. Musiałam jej pomóc, w jaką sukienkę powinna się ubrać na randkę z Brandonem. Chuj wie, kim jest Brandon.
- Nie odpisywał, ignorował połączenia, a później powiedział, że musiał coś załatwić. - wtrącił się Matthew siadając na krześle od biurka. - Czasami serio nie rozumiem tego człowieka. Jest moim najlepszym przyjacielem, boję się o niego.
- Ooo, Matty. - wstałam ze swojego miejsca, i podeszłam do chłopaka. Przytuliłam go jak najmocniej się dało. - My też się martwimy.
- Mam nadzieje, że wkrótce mu przejdzie. - oznajmił Nick kładąc się na swoim łóżku. - Męczy mnie już to jego znikanie. Najbardziej to żal mi ciebie Lou. - zrobiłam skrzywioną minę i zagryzłam policzek od środka.
- Mnie? Czemu niby? - zapytałam, puszczając Matta.
- Bo do nas to się chociaż odezwie, a do ciebie? - Nick usiadł i spojrzał się na mnie, jakby miał mi wytłumaczyć najprostszą rzecz na świecie. - Do ciebie, to się w ogóle nie odzywa.
Nie wiedziałam co mam ze sobą zrobić. Nick rzucił we mnie garścią prawdy, której jeszcze nie poukładałam sobie w głowie. Opowiadał na moje pytanie, ale żeby sam się odezwał, to trzeba było poczekać. Chris był jedną z najbliższych osób mojemu sercu, a im bliżej z kimś jesteś, tym bardziej może cię zranić.
Pamiętam jak płakałam w pokoju Nicka za pierwszym razem kiedy Chris zrobił sobie "ciche dni". Nie byłam w stanie się uspokoić. W międzyczasie wrócił Matt, i oboje nie byli w stanie mnie ogarnąć. Matt powiedział mi, że pierdolnęli mu taką mowę, że się nie odzywał do nich przez kilka godzin. Dusiłam się łzami w swoim pokoju, patrząc na firanki Chrisa.
Cztery dni później, kiedy siedziałam na łóżku i robiłam coś w telefonie. Zobaczyłam, że odsłonił swoje rolety. Automatycznie oderwałam wzrok od telefonu, kiedy zobaczyłam, że coś się tam rusza. Chris napisał na kartce "im sorry.", jakbyśmy byli w teledysku "You Belong With Me" od Taylor Swift. Podeszłam do okna, chwyciłam zeszyt, napisałam "jednak sobie o mnie przypomniałeś.", złożyłam samolocik. Chłopak momentalnie otworzył okno. Po minucie wylądował u mnie drugi samolot.
"Lou, nawet nie wiesz jak cie przepraszam. Musiałem spędzić kilka dni sam. Jest mi strasznie głupio i nawet nie jestem w stanie wyrazić jak bardzo cie przepraszam. Jesteś moją najlepszą przyjaciółką, i przez te dni tylko utwierdziłem sie w myśli że jesteś moim światłem. Tęsknię za twoim dotykiem na plecach, kiedy plączesz mi warkoczyki, za dźwiękiem twojego głosu, za twoim śmiechem kiedy gramy w kalambury, za twoimi monologami kiedy oglądamy Grincha. Tęsknię za całą tobą Lou. Przepraszam."
Kiedy czytałam ten list, nie mogłam powstrzymać się od łez. Spływały w dół moich policzków, spadając na kartkę. Ale poza tym, szanujmy się. Nie ma opcji, że napisał to w minutę. Złożyłam kolejny samolot, w którym napisałam "przed że stawiamy przecinek Chris. Rozumiem, że potrzebowałeś czasu dla siebie. Nie musisz mi nic tłumaczyć, tylko proszę, nie rób tego już nigdy więcej. A tak w ogóle, ile czasu to pisałeś?".
Nie musiałam długo czekać na odpowiadający samolot. "wyjdź przed dom, proszę". Oczywiście, że wyszłam. Schodząc po schodach, nie mogłam opędzić się od myśli, które biegały w te i we w te. W mojej głowie Chris stał na piedestale, po tak długim braku kontaktu w końcu postanowił się odezwać. Kiedy stanęłam przed drzwiami, bałam się złapać za klamkę. "Wychodzę właśnie do chłopaka, który olewał mnie przez pięć dni" te słowa krążyły w mojej głowie. Jeżeli wyjdę, to już nie ma odwrotu. "Wyszłaś do niego, a jego nie ma" myślałam sobie.
Złapałam za klamkę, i wyszłam.
Chris stał na ścieżce do mojego domu. Stał i patrzył się prosto na drzwi, nie opuszczając wzroku. Kiedy otworzyłam drzwi, on stał przede mną. Patrzył mi się prosto w oczy. Staliśmy i patrzyliśmy się na siebie przez 10 sekund, nawet nie mrugając. Przez moje ciało przelatywało miliardy motyli, które krzyczały.
- Laven... - chłopak nie dokończył wymawiać mojego imienia, podbiegłam do niego z siłą, jaką nie wiedziałam, że posiadam.
Uwiesiłam się mu na szyi, cieżko oddychając. Chris przyciskał mnie mocno do siebie. Zawsze tak robił. Nigdy nie mogłam wytrzymać dłużej niż pięć sekund. Natomiast tym razem, to ja przyciskałam go do siebie. Chciałam, żebyśmy zostali tak na zawsze.
Chris, ja i pełnia księżyca.
CZYTASZ
𝒾 𝒷𝑒𝓉, 𝒾𝓉 𝓌𝒶𝓈 𝒶𝓁𝓌𝒶𝓎𝓈 𝓎𝑜𝓊... | 𝕮𝖍𝖗𝖎𝖘 𝕾𝖙𝖚𝖗𝖓𝖎𝖔𝖑𝖔
RandomLavender "Lou" Heffley. Zwykła siedemnastoletnia laska, nic specjalnego. Ewidentnie coś specjalnego dzieje się pomiędzy nią, a Chrisem Sturniolo... Przepraszam, że w tym fanficu nie ma Alahny, ani Madi. Kocham je całym sercem, ale do tego opowiadani...