- Dlaczego ty zawsze tak robisz? - zapytała się Blondynka, dobiegając do mnie.
- O co ci znowu chodzi? - zatrzymałam się, po czym spojrzałam na nią ze zrezygnowaniem.
- Pół roku temu napisał ci, że jest w tobie zakochany. - tupnęła lekko nogą. - A ty nic z tym nie zrobiłaś.
- Słuchaj, to było osiem miesięcy temu. - przyciszyłam ton. - A poza tym, nie wyznał mi miłości. Po prostu, że za mną tęskni. - odwróciłam się w stronę domu. - Chodź, zostawiłam ich z kotami.
Usłyszałam jak wypuściła gwałtownie powietrze.
- Jakbyś nie wiedziała, wywróciłam oczami! - powiedziała głośniej.
- Jakbyś nie wiedziała, nie interesuje mnie to.
Przekroczyłyśmy próg mojego domu. Lubiłam mój dom, jest słodki. Nie był największy, ale był niesamowicie przytulny. Mama zawsze miała zmysł dekoratorski. Idealnie wiedziała jakie krzesła dobrać, żeby pasowały do poduszek na kanapie.
- Chris, co ty robisz? - kiedy wyszłam z przedsionku, do salonu, zobaczyłam długowłosego leżącego na ziemi, głaszczącego jednego z moich kotów, Bambiego. - Wiesz, że mógłbyś wziąć go na kanapę.
- To nie to samo. - odpowiedział mi podnosząc głowę, ze swoimi oczami pieska.
- Dobra Misiaczki. - uśmiechnęła się Kuzynka kładąc zakupy na blacie w kuchni. - Co jemy?
- A co kupiłaś? - wstał Matt z uśmiechem na twarzy.
- A, bardzo dobre pytanie, Misiaczku. - dziewczyna zaczęła wyciągać produkty z torby. - Kupiłam makaron, oraz lazanię.
- Świetnie! - wyskoczył Nick. - Właśnie miałem na nią ochotę.
Stella często nazywała nas "Misiaczkami". Bardzo to lubiłam. Wyobrażałam sobie naszą bandę jako misie. Nick, Chris i ja, jesteśmy misiami. A Matt jest Złotowłosą. Nasza mała księżniczka. Ja zatem niejednokrotnie nazywałam chłopców "księżniczkami". Takie malutkie królewny. W koronach, sukienusiach. Na przykład, kiedy jesteśmy w centrum handlowym, nie lubię wchodzić pierwsza na ruchome schody. Więc zawsze puszczam księżniczki przodem. Jestem niższa od nich, więc to był jeden z momentów kiedy mogłam być ich wzrostu.
- Dobra! Czyli ustalone, lazania. - popatrzyła się na wszystkich z uśmiechem, szukając poparcia. - Tak?
- Tak! - wszyscy odpowiedzieliśmy, nie za bardzo wiedząc co powiedzieć. Często z chłopakami miałam tak, że mówiliśmy to samo, w tym samym czasie. Stelli bardzo to kiedyś przeszkadzało, ale zdążyła już przywyknąć.
Kiedy przygotowywałyśmy owe lazanie, ledwo się odzywałam. Lubiłam gotować, sprawiało mi to przyjemność. Dlatego Mama, nie za często gotowała. I w taki sposób pojawiła się rano spalona jajecznica, bo poszłam do chłopaków od rana. Zawsze chodziłam do nich w piątki. To był zwiastun weekendu, poranek u trojaczków. Stella nie była najlepszym kucharzem, więc zawsze całe wyżywienie leżało na moich barkach. Nie przeszkadzało mi to, lubiłam piec z chłopakami babeczki na urodziny ich mamy. MaryLou też lubiła gotować, więc robiłam to z nią bardzo często. Wymieniałyśmy się swoimi preferencjami co do gotowania, ona też zainspirowała mnie w ogóle do zainteresowania się tym tematem. I zawsze będę jej za to wdzięczna.
- To co oglądamy? - zapytał Chris rozkładając się na kanapie.
- Ej, posuń się poczwaro. - rzucił Nick oschło w stronę chłopaka.
- Hej! Miło ma być. - mówiłam wyciągając jedzenie z piekarnika. Matt zawsze siedział z nami w kuchni, mówił, że lubi oglądać jak inni gotują. Więc często na nocowaniach, ja gotowałam (jak przystało na kobietę), a Matt siedział sobie słodko obok mnie. I jak tu go nie kochać.
CZYTASZ
𝒾 𝒷𝑒𝓉, 𝒾𝓉 𝓌𝒶𝓈 𝒶𝓁𝓌𝒶𝓎𝓈 𝓎𝑜𝓊... | 𝕮𝖍𝖗𝖎𝖘 𝕾𝖙𝖚𝖗𝖓𝖎𝖔𝖑𝖔
RandomLavender "Lou" Heffley. Zwykła siedemnastoletnia laska, nic specjalnego. Ewidentnie coś specjalnego dzieje się pomiędzy nią, a Chrisem Sturniolo... Przepraszam, że w tym fanficu nie ma Alahny, ani Madi. Kocham je całym sercem, ale do tego opowiadani...