Hailie, walcz.....

248 4 6
                                    


Pov Vincent

Hailie zasnęła, poszedłem do lekarza spytać się jak przyjęło się leczenie.

- Dzień dobry, Vincent Monet, chciał bym się dowiedzieć jak leczenie mojej siostry.- Zapytałem gdy lekarz wpuścił mnie do gabinetu.

- Dzień dobry panie Monet, niestety nie mam dobrych wieści. Jedyny możliwy lek do podania jest jak by za słaby. Organizm Hailie broni się przed działaniem leku, to nie wróży nic dobrego. Przykro mi.

- Mówi mi pan, że może umrzeć ?- Zapytałem nie mogąc dopuścić tej wiadomości do siebie.

- Przykro mi, zostało jej jakoś 5 tygodni.- Powiedział lekarz kompletnie nie przejęty tą sytuacją. Pożegnałem się i wróciłem na salę do chłopaków i Kamilli z małą. Jak tylko wszedłem wziąłem malutka na ręce, ponieważ chce przez te dwa dni Spędzić z nią maksimum czasu.

- Słuchajcie, Hailie zostało 5 tygodni ponieważ jedyny lek się nie przyjął .- Powiedziałem będąc na granicy emocjonalnej.

- co?- Zapytał Tony jak by nie słysząc mojej wypowiedzi.

- Słyszałeś, mi tez jest trudno, ale trzeba się trzymać.- Uświadomiłem wszystkim.- Kamilla jedziemy do domu, chłopcy chodźcie też Will i Tony jedzcie do domu a Dylan i Shane zostańcie. – Powiedziałem i tak się stało. Ja z Kamillą i malutka pojechaliśmy Lamborgini Shane a oni Jeppem Willa.

Pov Hailie

Obudziłam się około 15.30 był przy mnie Dylan i Shane.

- Chłopcy czemu jesteście tacy smutni?- Zapytała widząc ich miny.

- Hailie, twój lek się nie przyjął- Powiedział Dylan, któremu zaczęły lecieć łzy.

- Dylan, proszę nie płacz. Może odejdę ale przecież będziecie o mnie pamiętać, prawda? Przecież pamięć nie przemija.- Powiedziałam Dylanowi pogodzona ze swoim losem.

- Hailie, ale my tego nie przetrwamy, jak? Powiedz mi jak?- Zapytał Shane.

- Wiem, że dacie sobie radę bo kto jak nie bracia Monet, co?- Powiedziałam moim braciom. Dylan płakał już na dobre natomiast Shane'owi spłynęło kilka łez.

Pov Vincent

- Kamilla, jak się czujesz w moim domu? Mam nadzieję, że moi bracia nie są zbyt denerwujący.- Zapytałem gdy razem Kamillą i małą jechaliśmy w stronę rezydencji.

- Nie, są całkiem okej, powoli się przyzwyczajam tylko brakuje mi ciebie.- Powiedziała smutnym głosem.

- Będzie dobrze, już nie długo i będziemy razem.- Próbowałem ją uspokoić. Dojechaliśmy do domu, a ja pierwsze co to poszedłem do swojego biura. Nie za dużo się zmieniło, tęskniłem za tym miejscem, wież, ze to dziwne ale tak było.

- Vincent, a tylko spróbuj zacząć pracować to się obrażę.- Powiedziała Kamilla, która weszła do gabinetu pod czas gdy ja przeglądałem dokumenty.

- Słonko, tylko sprawdzam umowy, które podpisywał Will czy się gdzieś nie pomylił.- Powiedziałem odkładając ostatni segregator. Podszedłem do niej i przytuliłem całując w czoło.

- Vinc.... Sorki, że przeszkadzam.- Powiedział Dylan, który wszedł do gabinetu.- ale Lissy tak jak by troszkę „przewróciła" i Tony nie może jej uspokoić.- Wyjaśnił mój młodszy brat a ja złapałem się za głowę.

- Was na chwile samych nie można zostawić.- Powiedziałem i wybiegłem z gabinetu. Kazałem Kamilli poczekać w moim gabinecie a sam udałem się w stronę siłowni. Zastałem tam Tone'go trzymającego na rękach śpiąca Lissy.

-Co braciszku, spodobało ci się ?- Zapytałem gdy zobaczyłem uśmiech na twarzy Tonego.

- Co ty bierz tego małego bachora, tak darła mordę, że się wytrzymać nie dało.- Powiedział Tony oddając mi Lissy. Jej małe piękne oczka były tak podobne do moich , ale troszkę mniej zimne. Poszedłem do pokoju gdzie czekała na mnie już Kamilla.

- Ale ty słodko wyglądasz z dzieckiem tak niewinnie jak nie ty prawie.- Powiedziała gdy wszedłem.

- Przesadzasz, nawet z dzieckiem na rękach mogę kogoś zastrzelić.- Zażartowałem, oddając malutką Kamilli.

- Chodź na obiad.- Powiedziała gdy położyła Lissy w łóżeczku. Spotkaliśmy tam Willa i Tonego.

- Vincent, co z Hailie?- Zapytał mój najmłodszy brat.

- Słabo, zostało jej jakoś 5 tygodni, albo nawet mniej.- Powiedziałem sam zdziwiony ta diagnozą.

Pov Dylan

Właśnie zjedliśmy obiad, który przywiózł Shane, Hailie na moment zasnęła, ale gdy się obudziła zaczęła kasłać a z nosa zaczęła lecieć jej krew, natychmiast zawołałem lekarza.

- Hailie, walcz....- Tyle zdążyłem powiedzieć, ponieważ lekarz zabrał Hailie na jakąś inna sale. Bardzo się bałem tak samo jak Shane.

------------------------

Jak wam się podoba? Napiszcie w komentarzu. Sorki, że rozdziały są rzadko, ale nie mam za bardzo weny. Mile widziana krytyka i pomysły. :)

jak myślicie, Hailie przeżyje? 

Pozdrawiam <3

P.S: Dziękuje za tyle głosów <3 

Kiedy Miłość prowadzi nas do grobu. Rodzina MonetOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz