Oczami Lilly:
Lens powiedział mi, ze Vanessa jest w górach w opuszczonej grocie.
Mam nadzieje ze nic jej nie jest.....
Ruszamy za dwie godziny. Wlasnie spakowalam jedzenie i najpotrzebniejsze rzeczy....Chyba sie zdrzemnę na godzinkę albo pol.
Położyłam sie na lużku w pokoju "dla mnie" w wielkim ostroslupie.
Zasnęłam.
Z mojego błogiego snu wybudził mnie Lens.
- wstawaj! Wyruszamy!- dotknął mojego ramienia.- ale niemam pojęcia czemu tak bardzo naciskałas....moj plan za dwa dni byłby wcielony w zycie.
- jaki to plan?- powiedziałam zaspana
-okup.
Wyszliśmy na zewnątrz. W twarz zawiał mi delikatny wiatr. Było całkiem przyjemnie. ale stoimy. Dlaczego stoimy? Zastanawiałam sie kiedy z za muru pojawiła sie postać uśmiechniętego od ucha do ucha Justina z plecakiem.
- powiedziałeś mu?- wrzasnęłam
- tak. To moj asystent potrzebuje go bardzo często
- taaa....
Stanął tuż przed nami.
- hej- powiedział miło
- nie masz przypadkiem jakiegoś koncertu czy czegoś?- zapytałam zla.
- uuuu....niezbyt miłe powołanie- zaśmiał sie
- nie śmiej sie to nie jest śmieszne!- wrzasnęłam
- Lilly czy cos sie stało?- zapytał Lens- dlaczego jestes taka niemiła dla Deona
- dlaczego miałabym byc zła na mojego wspaniałego przyjaciela którego nigdy bym sie nie wyrzekla.... - powiedziałam sarkastycznie.
- aaa.....wiec o to ci chodzi- zamyślił sie chłopak.
Nic nie odpowiedziałam. patrzyłam tylko na niego obojętnym wzrokiem.
- przepraszam...ale ja oddzielam sprawy z tąd i ziemi.......
Co on wymyśla? Ja przecież tez mieszkam na ziemi....Jakas paranoja.....
-chodźmy- powiedziałam łagodnie do Lensa.
- z przyjemnością- odpowiedział podnosząc torbę - musimy isc na piechotę gdyż w górach inaczej nie da rady!
- spoko- westchnęłam
Ruszyliśmy. Szliśmy jakaś godzinę. Rozmawiałam normalne z Lensem. Ani słowem oczywiście sie nie odezwałam do Justina.
Rozumiem ze ma dziewczynę ale żeby powiedziec ze mnie nie zna....to niby nic takiego ale dla mnie jednak.
Dobra nie wazne.... powinnam teraz myślec o Vanessie a nie o Justinie i jego fanaberiach.-Lens jak daleko jeszcze?- spytałam
- juz niedaleko..- odpowiedział- ale zatrzymajmy sie na postój...juz sie ściemnia....
Każdy zdjął plecak a potem zaczęliśmy składać swoje namioty.
Mi szło tym razem niezdarnie.
-moze ci pomoc?- zapytał Justin
Nic nie odpowiedziałam
- no przepraszam!- wyrzucił ręce w gore- ile razy mam ci to powtarzać.....blagam odezwij sie.....
Tak! Chyba go pomęczę jeszcze troche.... złość mi przeszła ja nie rozpamiętuje jakoś bardzo wszystkiego. Ale podobała mi sie ta zabawa.
- Lens pomógłbys mi z namiotem?-zapytałam na złość Justinowi.
-jasne-uśmiechnął sie chytrze jako ze słyszał naszą rozmowę- a wy razem idźcie nazbierać chrustu.
Westchnęłam jako ze przegrałam ta bitwę. Nie oglądając sie za Justinem słyszałam tylko.
-i pogódźcie mi sie tam!!
Szliśmy obok siebie w ciszy. Co jakiś czas schylalam sie aby zebrać patyk. zaczęliśmy isc pod gore . po prawej stronie był spad a po lewej wzniesienie. Usłyszałam jakies dziwne dźwięki i zorientowałam sie ze spadają kamienie. szybko odskoczyłam w bok lecz troche za daleko gdyż odsunęłam sie i zaczęłam spadać. W ostatniej chwili złapał mnie Justin. Nie mam pojęcia jak, po prostu. Wtulilam sie szybko w jego tors i zamknęłam oczy wystraszona.
- dziękuje- szepnelam.
Nic nie odpowiedział tylko pogładził mnie lekko po plecach.
CZYTASZ
Magiczne wakacje
Ficção AdolescenteLilly Thomson to zwykła nastolatka a przynajmniej tak myślała do czasu kiedy nie wybrała sie do starego zamku i nie poznała Justina. Magia zawładnęła jej życiem gdyż odkryła krainę która zmieni ją całkowicie.