9

19 4 110
                                    

Brawo Marcus.
Poprostu zajebiście wyszło.


- Co ty jebaną dwubiegunowość masz? Jesteś posrany! - krzyknąłem na niego nadal czując, że w uszach dzwoni mi dźwięk rozbitego talerza.

- Nikt nie potrzebuje twoich chujowych komentarzy Marcus. Mógłbym powiedzieć, że są tak chujowe jak ty, ale wtedy zniżyłbym się do twojego poziomu - uśmiechał się już tym razem w sarkastyczny sposób.
Ten człowiek mnie przeraża.


Jestem idiotą.
Totalnym idiotą.
Miałem lepszy wybór.
A co wybrałem?
To gówno.


Marcus, jesteś geniuszem.


- Odpierdol się ode mnie do jasnej cholery! Ty siebie słyszysz w ogóle!? - krzyczałem dalej. Archer zaśmiał się i spojrzał na mnie jeszcze bardziej wkurwiony.

- Marcus - złapał za moją brodę - Ty chyba siebie nie słyszysz. Słyszysz jak krzyczysz? Jak wymyślasz? Jesteś niestabilny emocjonalnie. Potrzebujesz pomocy. Ja ci te pomoc zapewniam.

- Twoja Stara  - zaśmiałem się.

- Zamknij się wreszcie Marcus albo ja to zrobię.

- Już się kurwa bo- nie zdążyłem dokończyć zdania, a brunet przessał się do moich ust. Próbowałem się odsunąć, ale trzymał mnie mocno w talii. Robiłem to, co on chciał.
To był najgorszy pocałunek jaki kiedykolwiek przeżyłem.
Gdy tylko się skończył odsunąłem się od niego jak najdalej, prawie spadając z łóżka na rozbity talerz z jedzeniem.

- Co? Nie podobało ci się? - zapytał

- Wcale. Było okropnie. Nigdy więcej - wytarłem usta dłonią.

- To może to powtórzymy? Może za drugim razem będzie lepiej? Albo w innym miejscu, w innych okolicznościach? Hm? Co ty na to Marcus? - uśmiechał się do mnie, a ja chciałem się jeszcze cofnąć, lecz nie miałem gdzie.

- Podziękuję - odpowiedziałem.

- No nie daj się namawiać, no weź - mówił dalej.

- Zostaw mnie do cholery! - nie pozostało mi nic innego jak krzyczeć, bo przecież nic innego mi nie zostało. Znaczy niby mi zostało. Została mi ucieczka z pokoju, ale co by to dało? Poprostu ruchałby mnie w kuchni.

- Moje kochanie - usiadł na łóżku i wyciągnął dłoń do mojego policzka. - Nic ci przecież nie zrobię - większego pierdolenia nigdy nie słyszałem. - Czemu się mnie boisz?

- Hmmm no nie wiem, nie mam pojęcia. Pomyślmy razem - moja obrzydzona mina wyrażała chyba więcej niż tysiąc słów, bo Archer skrzywił się i chyba obraził.

- Nie rozumiem twojego toku myślenia - zabrał rękę i wstał, powoli obserwowałem co ma zamiar zrobić. - Może będzie lepiej, jak dziś poprostu posiedzisz sobie tu. - wyjął jakiś klucz z kieszeni i zanim zdążyłem się za nim obejrzeć, wyszedł z pokoju, zamykając drzwi na zamek.


Najpierw zostałem uwięziony w mieszkaniu, teraz jeszcze w pokoju.
Jestem takim idiotą.
Totalnym idiotą.
Teraz nawet nie wiem kiedy znowu przyjdzie albo czy w ogóle przyjdzie.


Spojrzałem na rozbity talerz, a w sumie raczej jego szczątki.

Szkoda talerza tak szczerze.


Okej, Marcus, ty jebany idioto "jak wszedłeś tak i zejdź". Łatwo mówić.
Myślałem nad tym jak się stąd wydostać.
Okno odpadało.
Balkon tak samo.
Drzwi tak samo.

Kurwa.


Nie miałem absolutnego pojęcia co zrobić.
Bo możliwe, że Archer już nigdy nie przyjdzie.
Chociaż znając jego napaloną na mnie dupę, przyjdzie jeszcze dziś.
Boje się co tym razem odjebie.
I czy będzie trzeźwy.

Heartless Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz