10

18 3 80
                                    

- Marcus? Wszystko dobrze? - odezwał się głos Donatello po chwili.

- Mógłbyś mi pomóc? - zapytałem rozglądając się za jakimś adresem.

- Jasne - w końcu znalazłem wzrokiem jakiś adres... Papieska 14a. - Tylko w czym?

- Mógłbyś po mnie przyjechać? Proszę?

- Nie ma sprawy, będę za moment. Gdzie jesteś? - podałem mu adres i czekałem.

Położyłem telefon na chodniku. Chwilę później roztrzaskałem go nogą. Archer jest lekarzem, będzie go stać na operację plastyczną i nowy telefon.

Ciągle rozglądałem się na różne strony, bo wciąż miałem to uczucie z tyłu głowy, że Archer wie gdzie jestem i znowu mnie zamknie.

Spojrzałem na swoje nadgarstki, które miały już siniaki od mocnego uścisku Archera. Moje przedramiona wyglądały okropnie. Jak to w ogóle wygląda? Jakbym był jakiś niezrównoważony.

Zauważyłem po kilku minutach jak jakieś auto podjeżdża i parkuje kilka metrów ode mnie. Wyszedł z niego, oczywiście Donatello.

Momentalnie schowałem ręce za plecami i chciałem zachować kamienną twarz.

- Hej, już jestem. Przyjechałem najszybciej jak się dało. - podszedł do mnie bliżej - Jakbym dostał mandat, to ty byś go opłacił - powiedział.

- Dzięki - odpowiedziałem szybko.

- Nie ma sprawy, naprawdę. Chodź - usiedliśmy w aucie i nastała cisza.

- Dziękuję jeszcze raz - powiedziałem naprawdę próbując jakoś ukryć swoje rany na przedramieniu. Czułem się jak totalny idiotą.
Hm ciekawe czemu?
Bo może nim kurwa jestem.

- Marcus - Donatello spojrzał na mnie i złapaliśmy kontakt wzrokowy - Darius mnie męczył od tygodnia...martwił się o ciebie. I...jeśli mogę zapytać...gdzie byłeś?

- Możemy o tym nie rozmawiać? - zapytałem obojętnym głosem. To nie tak, że nie obchodziło mnie to, że Darius się martwił. Nawet bardzo mnie to obchodziło. Mogę powiedzieć, że nawet się ucieszyłem na tą wiadomość.

- Oh. Jasne, jasne. Wybacz - mówił włączając silnik samochodu - Gdzie cię zawieźć?

- Możemy najpierw do mnie, a później do Dariusa? O ile to nie będzie dla ciebie problem - szatyn znowu spojrzał na mnie smutnym wzrokiem.

- Jasne, nie ma problemu - minęło kilka sekund niezręcznej ciszy po czym dodał: - Zachowujesz się inaczej.

- Wcale nie, zamknij się błagam.

- Żartowałem.

Znowu podałem mu adres i całą drogę przesiedzieliśmy w ciszy. Szczerze gdybym był na jego miejscu też bym nic nie mówił.

- Um.. Donatello? - powiedziałem jego imię, gdy już parkował pod moim apartamentem.

- Tak? - zapytał łapiąc ze mną kontakt wzrokowy.

- Mógłbyś...em... mógłbyś... japierdole - wziąłem głęboki oddech - Mógłbyś tam ze mną pójść? Proszę?

- Oh, tak, jasne. Pomoc ci w czymś? - pytał dalej.

- Nie, poprostu masz tam ze mną pójść, to tyle. - odpowiedziałem zmęczony już całym tym cyrkiem.

- Jasne, jasne.

Wyszliśmy z samochodu.
Weszliśmy bez problemu do klatki.
Wyjąłem zapasowy klucz, który był na specjalny kod, bo oczywiście Archer zabrał całą moją torbę z rzeczami, wraz z moimi oryginalnymi kluczami.
Otworzyłem mieszkanie.

Heartless Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz