- Dobry wybór kochanie - powiedział ten zjeb akcentując ostatnie słowo. Odrzucił nóż za siebie, niszcząc przy tym ścianę. Biedna ściana.
- A teraz go puść. - powiedziałem starając się brzmieć na nie przerażonego. Nie wychodziło.
- Ma ładną twarz, mógłbym sobie taką powiesić nad kominkiem - zaśmiał się brunet puszczając Dariusa. Archer podszedł do mnie i położył dłoń na moim policzku. Nie śmiałem się nawet drgnąć.
Jego dłonie były zupełnie nie podobne do tych Donatello. Donatello ma zawsze przyjemnie ciepłe dłonie, a jego dotyk był niegroźny.
Nigdy nie bałem się dotyku Donatello.- Masz takie śliczne policzki kochanie. Jak dobrze, że będziesz teraz przy mnie. Będę mógł mieć je na wyłączność - mówił to rozmarzony, pełen przekonania, że jestem jego, że należę do niego. - Będę mógł zadbać o twoje rany, o twoja psychikę. Tak się martwiłem o ciebie, nawet nie wiesz jak bardzo. - położył drugą dłoń na moim drugim policzku i pocałował moje czoło.
Ja wtedy nie czułem nic.
A może wszystko na raz?
Nie pamiętam.
Naprawdę nie pamiętam.
Powinienem pamiętać?Pamiętam za to wzrok Donatello, który był przerażony. Słyszałem jego oddech, który był o wiele daleki od normalnego. Był zbyt szybki, zbyt głośny.
Niestety szybko Archer zasłonił mi widok na Donnego, gdy zauważył, że się na niego patrzę.- To my już pójdziemy, mam wszystko czego chciałem - uśmiechnął się brunet do obu mężczyzn i objął mnie ramieniem. Wyszliśmy z mieszkania i na dół dostaliśmy się widną.
Nie wiedziałem co mnie czeka, ile tam będę, czy uda mi się uciec, czy powiesi mnie nad swoim kominkiem, czy moje nadgarstki będą w gorszym stanie.
Tyle myśli w głowie nigdy nie miałem.
Obmyślanie wszystkiego nigdy nie było czymś co robię.- Teraz będę miał cię bardziej na oku. Będziesz bliżej mnie słonko - mówił otwierając mi drzwi, które prowadziły do wyjścia z budynku.
- Co, będziesz ze mną mieszkać w tym mieszkaniu? - zapytałem zmieszany.
- Nie ty głuptasku, będziesz mieszkać u mnie. Nie mogę pozwolić, abyś znowu sobie coś zrobił, gdy mnie nie będzie. Jestem tu aby ci pomóc - spojrzałem na niego w szoku. Mój oddech przyspieszył. Nie rozumiałem go ani trochę, ale wiedziałem, że to nie polepszy mojej już i tak chujowej sytuacji.
- Słucham? - zapytałem znowu, niedowierzając.
- Nie przejmuj się tym kochanie, nie musisz. - powiedział ze swoim typowym uśmiechem na ustach. Przerażał mnie ten uśmiech.
Wsiedliśmy do jakiegoś auta, nie byłem w stanie zapamiętać dokładnie jego rejestracji.
Nie pamiętam też jak znalazłem się w jakiejś sypialni, poprostu mój mózg się wtedy obudził i zaczął działać. Wokół mnie było o dziwo jasno, przestronnie i wyglądało na to, że nawet mam łazienkę w pokoju.
Jedynym śmieciem był mężczyzna siedzący obok mnie, który też trzymał moją dłoń.
Archer. Pieprzona planetoida, której bałem się bardziej niż dziecko z pierwszej klasy jedynki z szlaczków.- Podoba ci się tu słonko? - zapytał patrząc mi w oczy. Ja tylko mruknąłem pod nosem i starałem się wyrwać z uścisku Archera, lecz trzymał moje dłonie zbyt mocno. - Wezmę to za tak. - uśmiechał się cały czas do mnie. - Masz być cicho, dobrze? - pokiwałem głową na tak - I się nie opieraj przede mną, nie musisz. Nie chcę abyś się opierał - ostatnie zdanie powiedział już agresywniej i bardziej w jego prawdziwym stylu.
Chciało mi się płakać. Prawdziwymi łzami.
Co ja kurwa zrobiłem.
CZYTASZ
Heartless
RomanceMarcus Satan, dyrektor od spraw finansów pracuje w firmie, w której każdy go denerwuje i przez to ma wypalenie zawodowe. Czasami sam nawet nie wie co robi na tym stanowisku. Myśli o zrezygnowaniu z pracy, lecz jego zdanie może jednak zmienić pewien...