3

526 15 3
                                    

Cassandra była bliska płaczu z niemocy, jaka ją spotkała. Czuła, że osoba się nad nią nachyliła i usłyszał Śmiech?!

Wszystkiego by się spodziewała, ale nie tego. Była pewna, że nigdy nie słyszałaby woźny się śmiał. Był to dla niej to dość irytujący (zważając na sytuację), a zarazem szczery, melodyjny znienawidzony przez nią dźwięk.

Blondynka postanowiła otworzyć oczy. Nie zobaczył nad sobą Filch'a. W miejscu, gdzie przypuszczała, że jest stał Nott. Widok jego roześmianej twarzy spowodował, że się w niej zagotowało.

- Jak ty tam weszłaś?- Spytał powstrzymując uśmiech, co ona go zignorowała.

Wyskoczyła z szafki i stanęła prosto przed nim. Spojrzała na niego jednak nie ze złością a pewnym rozczarowanie. Jej świdrujące spojrzenie zielonych oczu sprawiło, że Theodor zamilknął.

- Nic się nie zmieniłeś Nott.- Wygarnęła mu. -Jesteś tak samo okropny, w końcu nie bez przyczyny trafiłeś do Slytherinu.- Nie krzyczała na niego, mówiła szeptem z wyraźnym zawodem w głosie. Nie obchodziło ją teraz, że woźny zapewne bardzo wyraźnie ją słyszy.

Theodor okłamał ją po raz kolejny.

Chłopak stał w miejscu, nie ruszał się ani nie mrugał, lustrował ją jedynie bardzo uważnie. Krukonka zastanawiała się, czemu woźny jeszcze się na nią nie rzucił. Rozejrzała się po sali i stwierdziła, że go w niej nie ma. Nie czekając na chłopaka, ruszyła do wyjścia z klasy, wychyliła się przez drzwi i wyszła na korytarz. Rozejrzała się dookoła, ale po Filch'u nie było ani śladu. Nott podszedł do niej i spojrzał wyczekująco, zaciskając mocno szczękę.

Dotarło do niej, że wcale jej nie wydał.
A to była jedynie jej wina, że zbyt szybko oceniła sytuację i spodziewała się tego co najgorsze. Dała się zaślepić przez własny gniew i nerwy, a przecież sama swoją nieodpowiedzialnością doprowadziła do tej sytuacji.

Theodor nachylił się, szepcząc prosto do jej ucha.

-Za to ty Sweeney bardzo się zmieniłaś.- Wyminął ją, pozostawiając samą w przytłaczającym półmroku. Wzdłuż jej kręgosłupa przebiegły zimne dreszcze.

-Naprawdę myślałam.. że mnie wydałeś- szepnęła, ale jego już nie było a jej słowa, odbijając się od pustych ścian, dźwięczały w jej uszach.

Zachowała się okropnie. Chłopak jej pomógł, a ona tak mu się odwdzięczyła. Swoimi słowami przekreśliła bezpieczny powrót do dormitorium.

Przynajmniej Filch nie siedział jej na ogonie. Co również nie było jej zasługą. Dlaczego tak się tym przejęła? Przez drogę powrotną ciągle o tym myślała.

Nie była mu nic winna. Nott skrzywdził ją znacznie mocniej niż jej głupie słowa. A jednak zasypiając myślała o tym co jej powiedział.

..ty Sweeney bardzo się zmieniłaś.

...

Poranek nie przyniósł Cassie upragnionego wybawienia. Po powrocie do dormitorium długo nie mogła zasnąć, przez co rano obudziła się z okropnym bólem głowy.

-Wstawaj śpiochu, jak będziesz się tak ociągać, to wszystko nam zjedzą. - Gwen na dzień dobry rzuciła w nią poduszką.

Cassandra naprawdę źle się czuła, a poduszka, której nie zdążyła złapać, pogorszyła sprawę.

-Przecież właśnie wstałam.-Żachnęła się Cassie.

-Nie Cas obudziłaś się, ale nadal siedzisz na łóżku.

Zmęczona Cassie zmusiła się do wstania, podeszłą do szafy, by się przebrać. Podchodząc, zatrzymała wzrok na prawym skrzydle garderoby, na którym znajdowało się powieszone lustro.

broken promise  / Theodore NottOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz