15

374 21 3
                                    

Wynik meczu nie zachwycał, Weasley na obronie co chwila przepuszczał kafla a Slytherin zdobywał punkty. Cała akcja wydawała się lecieć w zapętleniu. Ślizgoni ryczeli dumnie chórem.

WEASLEY JEST NASZYM KRÓLEM..

Gryffoni przekrzykiwali ich, załamując ręce i kręcąc głowami z niezadowolenia.

Różnica w punktacji robiła się coraz większa. Wynik meczu wydawał się być oczywisty. Cassie sposępniała, oparła głowę o ramię przyjaciółki a Gwen na poprawę humoru poczęstowała się ciastem od Luny. Zapowiadało się na to, że już nic nie będzie w stanie je pocieszyć. Chyba że cud z Potterem w roli głównej, łapiącym znicza. Cassandra zdążyła o tym pomyśleć i poczuła szarpnięcie za nadgarstek.

- Jest Cas, patrz tam! - Gwendolyn wychyliła się do przodu, machając ręką w przestrzeń. - Harry zauważył znicz!

Cassandra dostrzegła Pottera w chwili, gdy nurkował w dół. Jednak nie tylko one okazały się go widzieć. Kilka stóp za nim pojawił się Malfoy. Następnie mknęli tuż obok siebie. Harry wyciągnął dłoń przed siebie, za nim zrobił to Ślizgon. Cassie z tej odległości nie miała szans zobaczyć małej złotej piłki. Jednak, gdy miotła Harry'ego podciągnęła się do góry, a Malfoya została na dole, wiedziała już wszystko. Potter podniósł dumnie prawą dłoń, a tłum kibiców krzyczał z radości. Gwen rzuciła się na Cassandrę i wiwatując, podskakiwały razem. Wtem przez boisko świsnął tłuczek, uderzając Harry'ego w kark tak, że ten zachwiał się na miotle. Dziewczyny szybko zlokalizowały źródło tego nieczystego zagrania a pani Hooch już gnała do Harrego, by pomóc mu w lądowaniu.

- HARRY POTTER ZŁAPAŁ ZNICZ! - Ryknął Lee Jordan, nie mogąc opanować szczęścia, jakie w nim wzbierało. - TAK JEST GRYFFINDOR WYGRYWA PIERWSZY MECZ SEZONU!

Cassie zbiegła szybko po schodkach ciągnąc za sobą Gwen, by pogratulować wygranej Gryfonom. Nie mogła już się doczekać jak będzie razem ze swoimi przyjaciółmi świętować w Pokoju wspólnym Gryfonów przy szklance kremowego piwa przemyconego przez bliźniaków.

Gdy dotarły na boisko, powietrze zgęstniało. Malfoy stał na środku, wykrzykując wulgaryzmu pod adresem Harry'ego, Weasleyów i ich rodziny.

- Gadasz tak, bo nie umiesz się pogodzić z przegraną — warknęła Angelina, ciągnąc za sobą bliźniaków w przeciwnym kierunku niż Malfoy.

Nie mogły dosłyszeć, jakie dokładnie padły słowa, ale chwilę potem George odwrócił się gwałtownie w kierunku Malfoya, ale Harry go przytrzymał. Potem był śmiech, głośny, odrażający śmiech a za chwilę rozległ się plask a Malfoy zatoczył się do tyłu. Potter nie utrzymał Georga i oboje dopadli Ślizgona.

- Harry! George! Zostawcie go! - dziewczyny krzyczały, ale ich uszy zdały się nie słyszeć rozpaczliwych próśb gdy pięści rozładowywały skumulowaną wewnątrz złość.

Angelina z Katy wzmocniły uścisk, blokując Freda. Cassie przyśpieszyła. Za Malfoyem dostrzegła Notta, zaczął odciągać Georga od leżącego już blondyna.

Cassie dotarła do Freda, podtrzymując jego podbródek, nakłaniając, by na nią spojrzał. Wciąż się wyrywał. Po dziurach w ziemi można było zauważyć, że to bardziej on ciągnął dziewczyny w kierunku bójki niż one jego w stronę wyjścia. Pani Hooch gdzieś po przeciwnej stronie boiska napominała Crabbe'a a inni nauczyciele pozostawali poza zasięgiem wzroku.

- Fred! Uspokój się! Nie przyniesie wam to nic dobrego.

Starała się go zatrzymać, przemówić by został. Ale gdy pięść Georga spotkała się z żebrem Notta a ten oddał mu w twarz było już za późno. Fred się wyrwał, ruszając na szatyna. Malfoy podciął Georga, Harry uderzył go w brzuch, a Theodor przewrócił Freda na plecy, upadając na ziemię obok niego. Dostał od Freda w lewą brew, sekundę później to Weasley łapał się za brzuch. Theodor przygwoździł oponenta, ograniczając jego zasięg ruchu, ale Fred chwycił w garść ziemię i rzucił mu w oczy. Widziała uderzenie. Kolejne. I jeszcze jedno. Polała się gęsta czerwona ciecz, a ktoś krzyknął. Nott zanosił się do kolejnego zamachu.

A ona wciąż stała w miejscu. Nie mogąc zrobić nic.

nic

powiedzieć,
krzyknąć,
podbiec,
złapać za pięść, którą podnosił, by zadać kolejny cios.

Nie mogąc odwrócić wzroku.

Po raz drugi nie mogła nic zrobić.

Patrzyła na ich poczerwieniałe twarze, lecącą krew, posklejane od brudu i potu włosy. Uczucie duszącej bezsilności sprawiło, że znów stała się małą dziewczynką, która kilka lat wcześniej stojąc pośrodku dziedzińca, błagała go, by przestał, a on kryjąc w oczach dzikie zło a w sercu głęboką nienawiść, zadawał kolejne uderzenia.

...

Nikt nie świętował.
Godzinę później Cassandra siedziała w Pokoju Wspólnym Gryffindoru pozbawionym śmiechów, głośnej muzyki, skradzionych z kuchni przysmaków czy piwa kremowego. Mecz zaliczał się do wygranych, ale cała drużyna domu lwa tego dnia przegrała starcie z Umbridge. Cassie miała nieprzyjemność odbyć swój jedyny u niej szlaban. Wtedy myślała, że to najgorsza kara, jaką mogła wymyślić. Ale teraz siedziała obok cichego Georga, który nie odezwał się słowem odkąd wrócili od McGonagall a zbliżającą się do niego z opatrunkami Gwen skutecznie odpychał i Freda rzucającym wszystkim, co wpadło mu pod rękę w ścianę naprzeciwko. Cassie przemywała zaschniętą krew z  twarzy Freda, opatrywała rozcięty policzek, słuchając co wydarzyło się po tym jak profesor zgarnęła ich z boiska.

- Gdyby nie Umbridge skończyłoby się na jakimś beznadziejnym szlabanie. Ale oczywiście ta wredna baba musiała wtrącić swoje trzy grosze. Nie byłą by sobą gdyby dała innym spokój -Opowiadał rozgoryczony Fred, zgniatając w kulkę kartkę z leżącej obok gazety. - Weszła tam z jakimś papierkiem podpisanym przez Knota upoważniającym ją do nadawania i zmieniania kar nakładanych na uczniów. Odebrała nam wszystko, dobrze wiedziała, jak ważny jest dla nas Quiddith a ona zabroniła nam grać. Pozbawiła całej drużyny trójki graczy! Do tego ten Malfoy ciekawe czy chociaż dostał reprymendę — rzucił kulką, trafiając przypadkowo w kota. -  Jeszcze ten pierdolony Nott nienawidzę gnoja. Powiedziała, że ich ZAATAKOWALIŚMY! Rozumiecie to? My?! - Fred uniósł ręce do góry i zacisnął pięści, opuszczając je powoli w dół. Sami zaczęli, a nie poniosą żadnych konsekwencji!

- To niedorzeczne! - Oburzyła się Gwen. — Nie może zakazać wam grać. Cała drużyna zostanie zdyskwalifikowana!

- Obawiam się, że może, co więcej już to zrobiła.

- To niesprawiedliwe. Nawet nie dała wam szans, by się wytłumaczyć. Może porozmawiacie jeszcze raz z McGonagall albo Dumbledore'em. Nie może zabronić wam wszystkim grać!-Podsuwała pomysły Cassie z całego serca pragnąc im pomóc.

- Są bezradni wobec tych wszystkich dekretów wydanych przez ministerstwo.

- A gdybyście napisali do rodziców a oni do Ministerstwa?

- Słyszysz siebie Gwen? - George prychnął. -Już nic nie zrobimy, wszystko przepadło. -Podniósł się z podłogi i nie żegnając się z nikim ruszył w kierunku sypialni a Gwen pobiegła za nim.

- Tak mi przykro Fred. Mam nadzieję, że kiedyś za to wszystko zapłaci.

Nie wiedzieć czemu Cassandra od zakończenia meczu czuła się winna. Nie potrafiła zrozumieć skąd w niej te dziwne uczucia związane z wyrzutami sumienia. Przecież ona nic nie zrobiła. A może właśnie o to w tym wszystkim chodziło. Wciąż tkwiła w jednym punkcie, nie zależnie od tego gdzie była i co robiła, stała na tym samym dziedzińcu. Czekała i patrzyła, jak jej bliscy cierpią. Ojciec wylądował w szpitalu, matka kłamała, a Fred i George po bójce zostali odsunięci z drużyny. Mimowolnie obwiniała się za ich udrękę. Nie potrafiła im pomóc, nienawidziła się za to. Uważała, że jest złą córką i jeszcze gorszą przyjaciółką. Pomyśleć, że te wszystkie negatywne emocje trzymałą w sobie przez chłopaka, który zrobił z niej bezsilną. Chciała go nienawidzić, ale zamiast tego coraz bardziej nienawidziła siebie. A może było odwrotnie? W końcu najprościej jest obwiniać innych za zło, które nam się przytrafia. Dla Cassie to nie miało znaczenia, każde spojrzenie w lustro i obraz blizny na twarzy jej o tym przypominało.

Czy kiedyś zazna spokoju?

broken promise  / Theodore NottOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz