Rozdział 14:teren z Lucy

13 0 0
                                    

Podczas czyszczenia wierzchowiec okazał bardzo spokojny, zauważyłam że koń jest klaczą.

-wiem! Będziesz Lucy! Powiedziałam do Lucy na co ta tylko rznęła

Czyściłam dalej konia ale tym razem sięgnęłam po szczotkę ryżową, a następnie po kopystkę. Ku mojemu zdziwieniu nie musiałam się męczyć z koniem gdy ta od razy podało nogę gdy tylko stanęłam przy niej, po wyczyszczeniu wszystkich czterech kopyt.

-dobry koń-powiedziałam klepiąc ją po zadzie

-i jak z tym sprzętem? Zapytał wujek

-dobrze, koleżanka mi podwiozła

-to dobrze

-ale wiesz wujek....będziesz musiał o ten sprzęt dbać bo zostaje tu na zawsze

-dobra, dobra będę dbał

Kontynuowałam czynność i sięgnęłam po czaprak a następnie założyłam siodło, ogłowie i ochraniacze, również ku mojemu zdziwieniu koń grzecznie stał i nawet nie próbował zwalić z siebie sprzętu. Gdy już chciałam wsiadać na konia przypomniałam sobie o kasku i o tym że totalnie nie mam ciuchów do jazdy konnej, nie wiedziałam co mam zrobić dlatego spojrzałam do torby z sprzętem który przywiozła mi Mona. Gdy to zobaczyłam miałam jeszcze większą ochotę ją postrzelić, w tej torbie był dodatkowo kask, rękawiczki, oficerki, sztyblety, czapsy i brydgesy, na prawdę nie wiedziałam co mam począć. Po dłuższym zamyśleniu postanowiłam że ubiorę wszystko, co było dla jeźdźca.

-to jak, komu w drogę temu czas, czy jakoś tam-wymamrotałam pod nosem po czym wsiadłam na wierzchowca przyciskając łydkę, na co ta znowu mnie zaskoczyła i to było pozytywne zaskoczenie.

Szczerze, myślałam że największy problem będzie właśnie z ruszaniem, ale jednak to był najmniejszy problem dotyczący jazdy, za to drugi okazał się dość szybko.
-A co jeżeli się zgubimy czy coś? Myślałam
-nie czekaj! Nie możesz o tym myśleć! Musisz skupić się na drodze! Krzyczałam w myślach

Gdy już byłam w pełnie skupiona znów ruszyłam stepem aby najpierw wyjść przez furtkę. Podczas wykonywanej przeze mnie czynności rozmyślałam jaką trasą pojechać i jakimi chodami się poruszać.

-dobra chwilę postępuję-rozmyślałam plan-a potem ruszę kłusem

-a potem galopem! Tak będę galopować po lesie! Krzyknęłam gdy nagle się zorientowałam że galopuje

-ej prrrr!!! Zaczęłam zwalniać konia podczas gdy moje serce biło jak szalone

Lucy zaczęła zwalniać a moje serce zaczęło się uspokajać, gdy wtedy zdałam sobie sprawę że rumak chodzi na mój głos, przeraziło mnie to dlatego że cokolwiek nie powiem koń to zrobi. Stępowałam już jakiś czas dlatego stwierdziłam że to najwyższa pora na kłus, lecz jednak obawiałam się czy ruszy mi galopem czy kłusem, a może w ogóle nie ruszy, ale jak to mówią raz kozi smierć. Cmoknęłam na co wierzchowiec szybko zareagował, bez żadnych kompilacji jechałam żywym kłusem. To było na prawdę cudowne uczucie, już nie mogłam doczekać się galopu. Poklepałam konia po szyi, rozmyślając czy ruszyć galopem czy może nie, ale przecież raz się żyje wiec musiałam zaryzykować.

-dobra, najwyżej mnie zwali, zrobie to, na raz dwa trzy ruszę do galopu-wymamrotałam znowu czując inny chód i znowu był to galop. Wzięłam głęboki wdech powoli wypuszczając powietrze i robiąc powoli pozycje która widziałam na filmach, tak zwaną pół siadem.
Sama sobie nie dowierzałam że galopuje sama, gdy nagle poczułam jakbym....latała? Spojrzałam pod siebie, to, to, to był skok! Przez to że skupiłam się na rozmyślaniu co stanie się dalej nie zauważyłam przeszkody przede mną którą był konar drzewa.

-AAAAAAA!!!!!!! Krzyczałam gdy nagle koń sam z siebie zwolnił-o boże co to było-znowu dziękowałam koniu że jest dla mnie tak łaskawy

Po tym co właśnie się stało stwierdziłam że jeszcze będę galopować ale będę musiała uważać na przeszkody. Tak jak postanowiłam tak zrobiłam, resztę drogi galopowałam, kłus też był bo patrząc konia trzeba pod koniec terenu wykłusować i porządnie rozstępować, więc postanowiłam wrócić już do domu wujka i trochę odpocząć. Po powrocie od razu moja mama przekazała mi że facet od sprzedaży konia się odezwał i już niedługo koń będzie do odbioru, ucieszyłam się że będę miała własnego wierzchowca i nie będę musiała już pożyczać od innych. Chociaż nie mogłam się doczekać i tak czułam dziwne ściśnięcie w żołądku. Zignorowałam to.

Następnego dnia

Obudziłam się o tej samej porze jak zawsze, zrobiłam to samo i tak samo jak zawsze ale z jednym haczykiem, nie mogłam się doczekać mojego własnego konia.

-mamooooo!!! Krzyknęłam

-co? Powiedziała stojąc centralnie przy drzwiach mojego pokoju zakrywając uszy by nie ogłuchnąć przez mój krzyk

-kiedy będzie mój konik???

-nie wiem, może dzisiaj, może jutro

-morze to jest szerokie i głębokie a w tym morzu pływa ryba która się nazywa chyba

-no widzisz to zamiast może będzie chyba, zadowolona?

-ale jesteś

-no jakby mnie nie było to nie było by twojego konika

-a skąd w ogóle wezmę kantar, uwiąz?

-nie wiem kupi się za grosze gdzieś

-okej-powiedziałam po czym pobiegłam po schodach na dół do konia

-hejj-powiedziałam podchodząc do rumaka na co ten znowu tylko rżnął

Rozmyślałam czy wybrać się dzisiaj na teren z Lucy ale ostatecznie zrezygnowałam z tego pomysłu

CDN

To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: Nov 18, 2023 ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

dziewczyna o imieniu susanOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz