Zabiłem jelenia
Zgniotłem konika polnego
I rośliny którymi się żywił
Zraniłem serce
Starego drzewa rosnącego strzeliście
Zabrałem rybę z wody
I ptaka z nieba
W moim życiu potrzebowałem śmierci
Ażeby podtrzymać swoje życie
Kiedy umrę będę musiał dać życie
Tym co mnie karmili
Ziemia otrzyma me ciało
I podaruje je roślinom
I gąsienicom
Ptakom
Kojotom
Każdemu w odpowiednim czasie aby
Koło Życia nie zostało przerwane.
Anonimowy poeta indiańskiKiedy w tysiąc dziewięćset sześćdziesiątym przeglądałem stare Indiańskie artefakty, czułem się nimi szczerze zaciekawiony. Niewielkich rozmiarów muzeum Rdzennej ludności Ameryki Północnej znajdowało się samym sercu Nowego Orleanu, przy jednej z częściej uczęszczanych ulic. Tamtego słonecznego dnia siostry, które opiekowały się nami na co dzień w sierocińcu, postanowiły zabrać naszą grupę na małą wycieczkę. I właśnie tamtego dnia zrodziła się we mnie miłość do historii Indian. Przy wyjściu z muzeum sprawnie ukradłem jeden z leżących na półce słowników, po czym schowałem go pod swoją kurtkę.
Zawsze byłem trochę popieprzony.
Całymi nocami przesiadywałem pod kołdrą i uczyłem się nowych słówek. Towarzyszyła mi przy tym mała lampka, którą również udało mi się ukraść z jednego z pokoi wspólnych.
Większość wszystkich mitów oraz indiańskich legend, została przetłumaczona na język nawaho, dlatego też nigdy nie miałem większego problemu ze zrozumieniem treści. Chociaż — jak się później okazało — nie było to ani trochę pokrzepiające.
— Klątwa ta jest stara jak świat. Kto tylko posiądzie wiedzę, przyjąć jej chcieć nie będzie. Bowiem wszystko jest ze sobą połączone. I istoty mroku, które zrodziły się z prawych, jak i również istoty zrodzone z demonów śmierci i zniszczenia. Chʼį́įdiiah niech będą potępione i skazane na wieczne męki. Ciążąca na nich klątwa jest najstraszniejszą klątwą ze wszystkich istniejących. — Przeczytałam niemal na jednym wdechu. Nerwowo spojrzałem w stronę Theo, który nie wydawał się jednak zbytnio przejęty.
— Nate, według nich każdy z nas jest przeklęty — odrzekł niewzruszony Theo. — To o niczym nie świadczy. Ja sam w ogóle nie wierzę w większość ich mitów.
Ale czy ja wierzyłem? W tamtym momencie szukałem jakiegokolwiek rozwiązania swojej patowej sytuacji. Mogłem uwierzyć nawet w jednorożce, o ile by mi pomogły złamać te cholernie przeznaczenie.
— Złamać klątwę można na jedynie rytuałem bílaʼashdlaʼii. — Podniosłem wzrok z nad książki i wbiłem swoje spojrzenie w zdezorientowanego bruneta. — Nic więcej nie ma na ten temat. Co to jest bílaʼashdlaʼii?
— Nie wiem, Nate — odrzekł Theo. — Ja naprawdę w to nie wierzę. To wszystko zależy od ciebie i od twojej woli. Nie dopisuj sobie do tego jakichś ideologii.
Jego słowa zdawały się nie dochodzić do mojej głowy. W tamtej chwili nie mogłem skupić się na czymś innym, niż tylko na tajemniczym rytuale. Rytuale, o którym nigdy wcześniej nie słyszałem.
Jak oparzony wstałem z miejsca i ruszyłem w stronę ciemnych drzwi. Musiałem nabrać do płuc świeżego powietrza, ponieważ miałem wrażenie, że zupełnie zapomniałem o oddychaniu. Wykonałem kilka nerwowych kroków, po czym przystanąłem w miejscu.
Czy Eugene widział o tym rytuale? Czy ktokolwiek, kogo znałem mógł mi o nim opowiedzieć coś więcej? Może Theo miał rację? Może to nie miało żadnego znaczenia? Czemu miałem przejmować się idiotyzmami napisanymi przez Indianina, który nawąchał się za dużo ziół?
CZYTASZ
My Ethereal - I TOM
RomanceDo malowniczego Vancouver, gdzie mitologia indiańska miesza się z rzeczywistością, wprowadza się tajemnicza rodzina, która rozsiewa wokół siebie przerażający niepokój. W wyniku losowych zbiegów okoliczności, nastoletni Nathan przekonuje się na własn...