Kuźwa, rybka, popierdułka! W życiu nie biegłam tak szybko! Szkoda, że na bieżni nigdy mi się nie udawało. Ale czy ja tak naprawdę biegłam? Jeśli mam być szczera to (uwaga, #brzydkiesłowo-alert) zapieprzałam, jak te małe motorówki po Bałtyku.
Dlaczego w ogóle zdecydowałam się na taki sprint? No cóż. To chyba panika. Reguła mówi, że wszelka mugolska elektronika przy dużym natężeniu magii po prostu fiksuje - NIE działa. A mój telefon zadziałał. I to w miejscu, w którym znajdowało się kilkanaście tysięcy czarodziejów, latające miotły, spodki itp.
Nie miałam okazji sprawdzić, kto dzwonił, ale dałabym sobie rękę uciąć, że to mamusia. Ona ma genialne wyczucie czasu.
Czy mnie gonili? No jasne! Tylko że mój pościg nie bawił się w Usaina Bolta. Aportowali się bez przerwy niedaleko mnie i próbowali trafić oszałamiaczem. Śmieszne. Jakoś nie mogło do nich dotrzeć, że te ich promyczki nie są w stanie mi nic zrobić.
No ale zaraz trafił się jeden, do którego dotarło. Aportował się pół metra ode mnie i złapał za nadgarstek. Zimne spojrzenie jego oczu sprawiło, że prawie wpadłam na jakieś drzewo. Udało mi się wyrwać. Za drugim razem zabrakło mi szczęścia.
Gość podstawił mi nogę i runęłam na ziemię. Oczywiście, po drodze parę razy przetoczyłam się groteskowo po leśnym igliwiu. No a potem poczułam silne trzepnięcie w tył głowy i to by było na tyle. Przynajmniej, jeśli chodzi o widowiskową ucieczkę a la Bruce Willis. Czy ja kiedykolwiek narzekałam na nudne wakacje?
Obudziłam się gwałtownie, gdy tylko zdałam sobie sprawę, gdzie jestem. A raczej, gdzie mnie nie ma. Leżałam na wznak na łóżku, które zdecydowanie nie było moim łóżkiem ani żadnym, jakie znałam. Nie wspominając już o pomieszczeniu. Brudnobeżowych ścian nie przykrywało kompletnie nic. De facto w niedużym pokoju oprócz mnie znajdowało się jedynie krzesło, szafeczka i kosz na śmieci.
Usiadłam. Prawy nadgarstek swędział niemiłosiernie pod lnianym sznurkiem, którym ktoś przywiązał mnie do poręczy łóżka. Spuściłam nogi na podłogę i to był cały zakres moich ruchów w tym kierunku.
W tyle głowy poczułam nagle ćmiący ból. Uniosłam dłoń, by jej dotknąć i moje palce natrafiły na opatrunek. Jak w tych filmach! Czy teraz będą na mnie wykonywać eksperymenty? A może już je wykonywali?
- To tylko lekkie wstrząśnienie mózgu - usłyszałam pogodny, męski głos. Przez drzwi wszedł młody mężczyzna w błękitnym kitlu z granatową podkładką w ręku. Skinęłam lekko głową. Nie odpadła, więc chyba rzeczywiście nic wielkiego jej się nie stało. - Nie bój się. Nikt nie zrobi ci krzywdy. Chcesz o coś zapytać?
Nieee no. Oczywiście, że nie. Idiota. Gdzie jestem? Jaki mamy dzień? Która godzina? Dlaczego tu jestem? Co chcecie ze mną zrobić? Co z moją rodziną? Kim jesteś? Czy to naprawdę magia? Jestem w psychiatryku? Mogę wrócić do domu, zadzwonić do Igi?
- Chcę - zdecydowałam się w końcu. - Mógłby mnie pan rozwiązać? To boli.
Zawahał się i obejrzał za siebie.
- Dokąd wam ucieknę? Nie wiem nawet, gdzie jestem! - nie mogłam już powstrzymać narastającej irytacji. Po co ja się pchałam na ten stadion?!
- Rozwiąże ją doktor! Dziewczyna się przebrać i umyć musi - Do pokoju wparowała dość szeroka w biodrach (i nie tylko) kobieta ze stosikiem równo złożonych ubrań. Za nią pojawiło się dwóch mężczyzn w ciemnych mugolskich strojach. Jednego z nich poznałam od razu. Odwróciłam szybko wzrok, a skóra pod bandażem zamrowiła.
Młody doktor przeciął sznurek, który, oczywiście, magicznym sposobem nie posiadał węzła. Pulchna pielęgniarka pomogła mi wstać. Zakręciło mi się w poobijanej głowie, ale podtrzymała mnie i nie pozwoliła „fiknąć", jak to określiła.
CZYTASZ
Mugolis Nonvulgaris
FanfictionTo nie taki typowy fanfick. Nie zadowolą się nim poszukiwacze odtwarzania historii J.K.Rowling, ukrytych wątków, ani wielbiciele dzikich parringów. Świat, który zachwycił miliony na świecie ukazany z zupełnie innego punktu widzenia. Zaczynając rozwa...