Nikt nie wpadł na to, że może mi być zimno. Nagie ramiona pokryły się gęsią skórką w momencie, gdy weszliśmy do tego gabinetu. Doktorek posadził mnie przy podłużnym stole, a sam przycupnął na krzesełku pod ścianą. Co i rusz zerkał na drzwi, jakby obawiał się, że zaraz wpadnie przez nie oddział ZOMO.
Po paru minutach weszła przez nie piątka osób, z których większość nie wyglądała na członków sławetnej organizacji. Moi przesłuchiwacze usiedli naprzeciwko, obrzucając mnie zaciekawionymi spojrzeniami. Miejsce z prawego brzegu zajął prześladujący mnie chyba Straszny Gość. Swoją drogą, ciekawe jak ma na imię.
– Witam, nazywam się Tobiasz Łysecki i zadam ci teraz kilka ważnych, prostych pytań – odezwał się serdecznie pan siedzący dokładnie na wprost mnie. Miałam wrażenie, jakbym siedziała przed komisją egzaminacyjną. (Właśnie minęło twoje 15 minut na przygotowanie odpowiedzi na pytanie. Podaj powiązania Raskolnikowa ze Stowarzyszeniem Zdesperowanych Drwali. Nawiąż do dwóch tekstów kultury. Czas start.) Przewodniczący zawiesił znacząco głos.
Skinęłam potakująco głową na znak, że nadążam.
– Jak się nazywasz?
– Karolina.
Pan Łysecki uśmiechnął się wyrozumiale.
– Pytałem o twoje nazwisko. A także miejsce zamieszkania.
– Wiem – odwzajemniłam jak najwierniej jego wyraz twarzy i założyłam ręce na piersi. – Dlaczego mnie tu państwo przetrzymują?
Komisja spięła się w sobie. Przewodniczący westchnął ciężko, a dwie kobietki w identycznych okularach wymieniły identyczne spojrzenia mówiące: „Oho, znowu się zaczyna". Tylko na usta Strasznego Gościa wypełzł przyjazny uśmieszek.
Przewodniczący odchrząknął lekko.
– Może najpierw ty odpowiesz na nasze pytanie, a potem my na twoje? Dowiesz się wszystkiego, czego chcesz.
Milczałam. Wiem, że prowokowałam. Milczałam.
– No dobrze – pan Łysecki postanowił wytrwać w roli dobrotliwego wujka. – Nie możemy pozwolić ci na razie wrócić do domu, bo masz pewne rzadko spotykane zdolności. Ponieważ nie wiemy dokładnie, jakie, możesz stwarzać zagrożenie dla siebie i swoich bliskich, a także...
– Chce pan przez to powiedzieć, że jestem zbyt ciekawym przypadkiem, by pozwolić mi tak po prostu sobie pójść?
Pan Łysecki zaczerwienił się, a jego nobliwe oblicze przyoblekło się w początkowe oznaki szewskiej pasji.
– Bingo, Mała! – Straszny Człowiek wstał za swojego miejsca i nim ktokolwiek zdążył coś powiedzieć, usiadł na stole pół metra ode mnie. Spojrzałam na niego, ale zaraz spuściłam wzrok. Nie wiem, czemu, ale ten człowiek sprawiał, że opuszczała mnie cała moja pseudoodwaga.
– Panie Stanisławie! Co pan robi?! – zaperzyła się jedna z kobietek. (Serio? Straszny Stachu?) Straszny Gość uciszył ją machnięciem ręki.
– Skończmy to dzisiaj. Więc będzie tak – powiedział, zwracając się bezpośrednio do mnie. – Powiesz nam, jak się nazywasz i jak znaleźć twoją rodzinę, żebyśmy mogli zmodyfikować ich pamięć tak, by byli przekonani, iż wyjechałaś na jakieś wakacje, ewentualnie Harvard. Komu, jak komu, ale tobie powinno zależeć na tym, żeby nie martwili się twoją przedłużającą się nieobecnością. Już teraz mija trzeci dzień, odkąd ostatnio dałaś jakiś znak życia. Musimy też sprawdzić, jak daleko sięga twoja odporność na magię, a potem skierować cię w odpowiednie miejsce. Co o tym sądzisz?

CZYTASZ
Mugolis Nonvulgaris
FanficTo nie taki typowy fanfick. Nie zadowolą się nim poszukiwacze odtwarzania historii J.K.Rowling, ukrytych wątków, ani wielbiciele dzikich parringów. Świat, który zachwycił miliony na świecie ukazany z zupełnie innego punktu widzenia. Zaczynając rozwa...