Rozdział 12 - Straszny jak brokuły

91 13 8
                                    


Minęły prawie dwa tygodnie od zamachu na Przemka. Zaczęłam się już przyzwyczajać do życia w zamku. Wiedziałam już, jak dojść do potrzebnych mi sal, choć to i tak nie miało większego znaczenia. Ktoś zawsze przy mnie był. Najczęściej Mila, a potem Przemek, kiedy wydobrzał po kilku dniach.

W piątkowy wieczór wszedł po prostu do pokoju wspólnego, gdzie powitały go wiwaty i oklaski. Pierwszy dopadł go Frankenstein i zaczął gorączkowo przepraszać, aż łzy pociekły mu z oczu. Przemek zbył go kilkoma uspokajającymi słowami i dotarł do mnie, Zozola i Mili.

Siadł ciężko w jednym z foteli, pogładził jego oparcia i obdarzył nas swoim uśmiechem.

– No cześć. Co tam? – rzucił lekko, jak gdyby nigdy nic.

Mila złapała go za koszulę na piersiach i szarpnęła do góry. Kiedy już stał, przytuliła go mocno, tak że prawie słyszałam trzeszczące kości. Przemek nie zaprotestował, tylko odwzajemnił uścisk i tak sobie chwilę stali. Odwróciłam wzrok. Nie chciałam, żeby znów wypłynął mój temat. Zapatrzyłam się w płomienie.

Zozol zaczął domagać się takiego samego przytulasa, ale zarobił tylko po głowie od Mili.

– Zostanie ci piękna blizna, wojowniku – zauważyła Mila, pozwalając Przemkowi usiąść. – Poza tym już wszystko w porządku?

– Mhm – Przemek pokiwał głową, trąc bliznę na policzku.

– Dobrze, żeś naszprycował się eliksirami przed walką – powiedział Zozol. – Mogłoby być nieciekawie.

– Mogło... Karola? – zagadnął Przemek delikatnie. – Dziękuję.

Spojrzałam na niego łaskawie i skinęłam lekko głową. Nie poruszał więcej tego tematu i byłam mu za to bardzo wdzięczna. Moja sytuacja rysowała się naprawdę dziwnie. Z jednej strony byłam cenną znajdą o niezwykłych talentach, choć pod względem wiedzy praktycznie mugolem. Z drugiej, podejrzenie o zdradę wisiało nade mną i, mimo że z pozoru nic się nie zmieniło, wiedziałam, żę mnie obserwują pod innym kątem niż dotychczas.

Jednak, mimo tej niepewności, uczyli mnie. Pan Serek telepatii, Remi i Straszny Gość samoobrony. Każdego wieczoru kładłam się spać z nowym kompletem sińców i mętlikiem w głowie. Nie wiedziałam, co było bardziej męczące: cięgi zbierane od Remiego czy buszowanie po ludzkich umysłach. To drugie na pewno zdecydowanie mniej bolało.

– Jak ci idzie nauka? Remi jest zadowolony? Przynajmniej jak na jego stopnie zadowolenia? – zagadnął Przemek któregoś ranka. Nie uczęszczałam na normalne zajęcia, więc, o ile nie miał przy mnie dyżuru, nie widywaliśmy się zbyt często.

– Nienajgorzej, tylko... mam pewien problem. Mianowicie: nie wiem, jaką strategię objąć. Starać się jak najbardziej i szybciej wszystko ogarnąć, czy raczej grać ofiarę i mało co łapać, żebyście nie uznali mnie za jakiegoś szpiega, gdyby szło mi zbyt dobrze.

Kawałek jajecznicy zsunął się z jego widelca, który zamarł w połowie drogi do ust Przemka. Popatrzył na mnie zaskoczony, a potem na jego oblicze wypełzło zawstydzenie.

– Nieważne – westchnęłam, wzruszając ramionami. – Nie było tematu.

O ile ćwiczenia z Remim nie należały do przyjemnych (to czego próbował mnie nauczyć nie wymagało myślenia, tylko wyrobienia pewnych odruchów i nawyków), o tyle czas spędzany z Panem Serkiem należało zaliczyć do owocnych przeżyć. On przynajmniej o nic mnie nie podejrzewał i szczerze cieszył się pracą ze mną.

Mugolis NonvulgarisOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz