Minęły prawie dwa tygodnie od zamachu na Przemka. Zaczęłam się już przyzwyczajać do życia w zamku. Wiedziałam już, jak dojść do potrzebnych mi sal, choć to i tak nie miało większego znaczenia. Ktoś zawsze przy mnie był. Najczęściej Mila, a potem Przemek, kiedy wydobrzał po kilku dniach.
W piątkowy wieczór wszedł po prostu do pokoju wspólnego, gdzie powitały go wiwaty i oklaski. Pierwszy dopadł go Frankenstein i zaczął gorączkowo przepraszać, aż łzy pociekły mu z oczu. Przemek zbył go kilkoma uspokajającymi słowami i dotarł do mnie, Zozola i Mili.
Siadł ciężko w jednym z foteli, pogładził jego oparcia i obdarzył nas swoim uśmiechem.
– No cześć. Co tam? – rzucił lekko, jak gdyby nigdy nic.
Mila złapała go za koszulę na piersiach i szarpnęła do góry. Kiedy już stał, przytuliła go mocno, tak że prawie słyszałam trzeszczące kości. Przemek nie zaprotestował, tylko odwzajemnił uścisk i tak sobie chwilę stali. Odwróciłam wzrok. Nie chciałam, żeby znów wypłynął mój temat. Zapatrzyłam się w płomienie.
Zozol zaczął domagać się takiego samego przytulasa, ale zarobił tylko po głowie od Mili.
– Zostanie ci piękna blizna, wojowniku – zauważyła Mila, pozwalając Przemkowi usiąść. – Poza tym już wszystko w porządku?
– Mhm – Przemek pokiwał głową, trąc bliznę na policzku.
– Dobrze, żeś naszprycował się eliksirami przed walką – powiedział Zozol. – Mogłoby być nieciekawie.
– Mogło... Karola? – zagadnął Przemek delikatnie. – Dziękuję.
Spojrzałam na niego łaskawie i skinęłam lekko głową. Nie poruszał więcej tego tematu i byłam mu za to bardzo wdzięczna. Moja sytuacja rysowała się naprawdę dziwnie. Z jednej strony byłam cenną znajdą o niezwykłych talentach, choć pod względem wiedzy praktycznie mugolem. Z drugiej, podejrzenie o zdradę wisiało nade mną i, mimo że z pozoru nic się nie zmieniło, wiedziałam, żę mnie obserwują pod innym kątem niż dotychczas.
Jednak, mimo tej niepewności, uczyli mnie. Pan Serek telepatii, Remi i Straszny Gość samoobrony. Każdego wieczoru kładłam się spać z nowym kompletem sińców i mętlikiem w głowie. Nie wiedziałam, co było bardziej męczące: cięgi zbierane od Remiego czy buszowanie po ludzkich umysłach. To drugie na pewno zdecydowanie mniej bolało.
– Jak ci idzie nauka? Remi jest zadowolony? Przynajmniej jak na jego stopnie zadowolenia? – zagadnął Przemek któregoś ranka. Nie uczęszczałam na normalne zajęcia, więc, o ile nie miał przy mnie dyżuru, nie widywaliśmy się zbyt często.
– Nienajgorzej, tylko... mam pewien problem. Mianowicie: nie wiem, jaką strategię objąć. Starać się jak najbardziej i szybciej wszystko ogarnąć, czy raczej grać ofiarę i mało co łapać, żebyście nie uznali mnie za jakiegoś szpiega, gdyby szło mi zbyt dobrze.
Kawałek jajecznicy zsunął się z jego widelca, który zamarł w połowie drogi do ust Przemka. Popatrzył na mnie zaskoczony, a potem na jego oblicze wypełzło zawstydzenie.
– Nieważne – westchnęłam, wzruszając ramionami. – Nie było tematu.
O ile ćwiczenia z Remim nie należały do przyjemnych (to czego próbował mnie nauczyć nie wymagało myślenia, tylko wyrobienia pewnych odruchów i nawyków), o tyle czas spędzany z Panem Serkiem należało zaliczyć do owocnych przeżyć. On przynajmniej o nic mnie nie podejrzewał i szczerze cieszył się pracą ze mną.
CZYTASZ
Mugolis Nonvulgaris
FanfictionTo nie taki typowy fanfick. Nie zadowolą się nim poszukiwacze odtwarzania historii J.K.Rowling, ukrytych wątków, ani wielbiciele dzikich parringów. Świat, który zachwycił miliony na świecie ukazany z zupełnie innego punktu widzenia. Zaczynając rozwa...