Rozdział 6 - Zapomniełam tytułu

144 20 9
                                    

Kisiel to bardzo dobra rzecz. Szybko się go robi, jest smaczny i z reguły nie zalicza się go do słodyczy, dlatego można obżerać się nim do oporu (powiedzmy). Ale są też złe rodzaje kisielu. Zimny kisiel, kisiel przypalony, kisiel z Aro oraz kisiel na włosach i ubraniu. To baaardzo zły kisiel.

Zanim się z niego wymyłam nadeszła już pora śniadania. Zawsze się zastanawiałam, gdzie w Hogwarcie mieli prysznice. Przydałoby się gdzieś blisko dormitoriów, nie? Tutaj co trzecie drzwi to była łazienka. Może króciutko o wystroju wnętrz?

Mrowisko. Wnętrze gniazda termitów. Oto co przypominało mi to miejsce. Lokalne robotnice, jak zasłyszałam, nazywają to po prostu Mieszkankiem. Wyobraźcie sobie wielki sześcienny pokój. Ale bez jaj. Wielki – ogromny. Od sufitu do podłogi z piętnaście metrów. A na dwóch ścianach po dwa balkony z balustradami (to te moje antresole) jeden nad drugim. Za balustradami rządki drzwi, poza balustradami rządki obrazów i luster. A ściana na wprost wejścia to po prostu szyba. Widok na góry. Fenomenalny.

Także jest dziwnie, ale pięknie.

– Napatrzyłaś się już?

Odsunęłam się od balustrady. (Moja kwatera znajdowała się na środkowym „poziomie".)

– Tak, zdecydowanie.

– Przy stole czeka na ciebie Pastor – oznajmił chłopak, którego kojarzyłam z nocy, i ruszył w stronę schodów. Coś mi mówiło, że raczej nie miał na myśli księdza.

Stołu w nocy nie było, a rano już był. Ustawiony w długą podkowę zajmował środek pomieszczenia. Magic? Duh.

– To ty jesteś Karolina, prawda?

Ksywkę miał całkowicie zasłużoną. Lakierki, czarne spodnie w kancik i marynarka zapięta pod szyję. Na szczęście oprócz tego wyglądał na ucznia. Skinęłam głową i usiadłam obok niego. Na poziomie oczu przelatywały talerze i półmiski ze śniadaniowymi potrawami.

– Nakładaj sobie i słuchaj – powiedział, widząc moje spojrzenie na parującą jajecznicę odlatującą powoli w drugą stronę. Wyciągnęłam ręce po inny talerz, lecz zanim zdążyłam go dotknąć runął na stół. Opryskałam siedzących dookoła kawałkami parówek.

– Co do...

– Przepraszam – jęknęłam.

– Nic się nie stało – powiedział, wyciągając różdżkę i czyszcząc w mgnieniu oka swój garniaczek. Pozostali zrobili to samo, tylko ja z westchnieniem wyciągnęłam z grzywki kawałek mięsa i z rezygnacją rzuciłam go na talerz. To zaczynało się robić upierdliwe.

– Zjem później. Zamieniam się w słuch.

Pastor odchrząknął.

– Nazywam się Jarosław i jestem Głównym Porządkowym w tym Dziale Mieszkalnym.

– Coś jak prefekt? – przerwałam mu. Posłał mi pobłażliwy uśmiech.

– Powiedzmy. Są dwa Działy Mieszkalne. Dla rozróżnienia ten zwie się Blokiem Morgany, ten drugi Blokiem Merlina. Oczywiście, występuje swoista rywalizacja między Blokami, ale o tym przekonasz się już sama. My nosimy srebrne emblematy, oni złote. Po tym rozpoznasz.

– Jakie emblematy? – zapytałam, nalewając sobie ostrożnie kakao z dzbanka, który akurat raczył wylądować po mej prawicy.

– Ach, no tak. W twojej sypialni powinny już się znajdować wszystkie rzeczy. Szkolne uniformy, przebierzesz się w nie po śniadaniu, podręczniki, przybory toaletowe i tym podobne. Tu mam twój plan zajęć. Wygląda na to, że na razie przydzielili cię do klasy specjalnej Beta.

Mugolis NonvulgarisOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz