10: Dom.

296 19 0
                                    

#KarmeloweLatovx


Kaden

– Dziękuję, chłopcze – mężczyzna poklepał mnie po ramieniu i odebrał kluczyki.

– To nic wielkiego – wzruszyłem ramionami i zająłem miejsce obok niego, przyjmując pudełko z kolacją.

Żona pana Adamsa zawsze robiła podwójną porcję, abym również coś zjadł. Nie miałem dziadków w okolicy, a państwo Adams mimowolnie mi ich zastępowali. W sumie rodziców trochę też. Lubiłem z nimi spędzać czas, choć większość tych spotkań polegała na pomocy przy łodziach albo na grze w karty.

Hudson Adams był właścicielem większości łodzi turystycznych, które miałem okazji prowadzić podczas wycieczek. Mieszkał w Miami od dziecka i dokładnie znał wody, po których były robione kursy.

To on mnie wszystkiego nauczył, a niejednokrotnie powtarzał, że to ja nauczyłem go znacznie więcej.

– Przyszły tydzień ma być jeszcze bardziej obfity w turystów. Zaczyna się festiwal kolorów i zastanawiałem się, czy dałbyś radę zrobić więcej kursów? – zapytał, nie odrywając ode mnie spojrzenia.

– Nie ma problemu.

– Na pewno? Nie chciałbym ci zabierać zbyt wiele czasu. Masz wakacje.

– Chętnie wezmę więcej kursów. Wystarczy mi czas wolny wieczorem. Poza tym, festiwal trwa tylko kilka dni – zauważyłem. – Na spokojnie to ogarnę.

– Rozpiszę ci wszystko godzinowo. Na pewno będzie trzeba je zacząć wcześniej, żeby skończyły się mimo wszystko do dziewiętnastej.

On dbał o moje życie prywatne bardziej, niż ja.

– Co słychać u Margaret? – zapytałem.

– Próbuje mnie przekonać do kupienia kur i wybudowania kurnika.

Nie powstrzymałem cichego śmiechu. Ta kobieta miała niesamowite pomysły.

– Kozy już jej nie wystarczą?

– Weź mi nawet nie przypominaj – machnął niedbale ręką. – Jeszcze brakuje mi koni albo strusi na ogródku.

– Dwa razy nie mów – parsknąłem, a on przyznał mi rację.

Siedziałem z panem Hudsonem jeszcze dobre pół godziny, zanim pogonił mnie do domu. Chyba zorientował się, że od dłuższego czasu zostawałem na noc w łodzi, dlatego odprowadził mnie do głównej ulicy, gdzie stało moje auto.

Na czas wakacji rzadko pojawiałem się w domu. Lubiłem swoją łódź i lubiłem spędzać tam wolne chwile. Dom nigdy nie był domem, bo kiedy się pojawiałem, nigdy nikogo nie było. Moja mama, Caitlin Scott, bardzo dobrze zdawała sobie z tego sprawę, a mimo wszystko, kiedy wszedłem do kuchni, na lodówce wisiała karteczka z wiadomością dla mnie. Niezmiennie od paru lat taka sama.

Miłego dnia. Kocham, mama.

Z czystej ciekawości musiałem otworzyć kosz i sprawdzić jego zawartość. Tak jak się spodziewałem, znalazłem w nim stertę podobnych liścików. Caitlin Scott codziennie rano pisała ją na nowo. A skoro część z nich była w koszu, to oznaczało, że dom nie był jeszcze sprzątany w tym tygodniu.

– Miłego dnia – mruknąłem pod nosem.

Ta cisza była przygnębiająca. Późna pora nie pomagała, bo w pomieszczeniach panował półmrok. Zabrałem najpotrzebniejsze rzeczy z kuchni i czmychnąłem na górę, żeby zamknąć się w pokoju.

Od dzieciństwa niewiele się w nim zmieniło.

Przemalowałem ściany w poprzednim roku na szare. Tak poza tym, wszędzie wisiały plakaty, czy miejscami znajdowało się grafitti, a raczej jego marne próby. Szybko zrezygnowałem z tej pasji, bo nie do końca mogłem się w niej odnaleźć.

Ostatni raz byłem w domu jakoś w połowie czerwca. Drugą połowę tego miesiąca zacząłem już kursować łodziami turystycznymi i mało co też pojawiałem się w szkole.

Jednak odniosłem wrażenie, że w pomieszczeniu panował większy porządek, niż przez czas, kiedy w nim przebywałem. Prawdopodobnie tak po prostu było, bo domem zajmowała się firma sprzątająca. Nienawidziłem, kiedy wchodzili do mojego pokoju, bo była to jednak moja cząstka prywatności. Odkąd większość rzeczy przeniosłem na łódź, nie miałem z tym takiego problemu.

Nie potrzebowałem zbyt wiele czasu, żeby na nowo się zaaklimatyzować i poczuć dobrze.

Miałem cichą nadzieję, że tego wieczoru nikomu nie przyjdzie do głowy zawracać mi dupę. Zapomniałem, że przyjaźniłem się z Melanie. Ona zawsze wiedziała, kiedy się odezwać.

Mel: Lilson wybiera się jutro na randkę z Elliotem.

Kay: I mówisz mi to, bo???

Mel: :3

Przewróciłem oczami.

Mel: Zrób z tą wiedzą, co chcesz.

Mel: Nie ignoruj mnie, Kaden.

Kay: Nie ignoruję.

Mel: Więc? Co planujesz?

Kay: Wyspać się. Słodkich koszmarów, Mel.

Mel: Twoje niech będą słodkie jak karmel. 



vsanax

Karmelowe LatoOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz