17: Rodzina Scott.

314 18 0
                                    

#KarmeloweLatovx


Lilianna

Podróż do Jacksonville minęła niezwykle spokojnie. Chciałam dotrzymać towarzystwa Kadenowi, ale poprzedniego wieczoru zasiedziałam się u Melanie i mój organizm błagał o sen. Dziewczyna cały tydzień chodziła po sklepach i wysłała mi zdjęcia sukienek, nie byłam za tym pomysłem, bo nie zamierzałam kupować nic nowego. Jednak ona nie chciała tego słuchać.

W końcu zgodziłam się z nią pójść do paru butików i chyba sprzyjało mi szczęście, bo znalazłam coś dla siebie już w pierwszym sklepie, a jak to Mel skomentowała: Kay oszaleje jak cię w tym zobaczy! Nie, żeby taki był mój plan, ale to były jej słowa, zaraz po tym, jak zażartowała, że sama powinna taką kupić, bo jest cudowna.

Złapałam swoją torbę, zanim chwycił ją Kaden i posłałam mu uśmiech, choć on tego nie odwzajemnił. Patrzył na mnie spod przymrużonych oczu.

Skierowałam się w stronę wielkiego domu, który mogłabym nazwać willą. Pierwotnie mieliśmy się zatrzymać w jakimś hotelu, ale brat Kadena zadecydował, abyśmy przyjechali do jego domu i tam przenocowali obie noce.

Pani Scott otworzyła nam drzwi i powitała nas szerokim uśmiechem. Ucieszyła się na widok Kadena, jakby nie widziała go miesiąc, co było dla mnie nieco dziwne, bo przecież Kaden mieszkał w domu.

– Witaj, Lilianno! – objęła mnie, nim zlustrowała moją twarz. – Zmęczona, co?

– Odrobinę – odparłam, co ją rozbawiło. – Miło panią widzieć.

– To mi miło widzieć ciebie! I to jeszcze w towarzystwie mojego syna – podkreśliła. – Bardzo się ucieszyłam, jak usłyszałam, że przyjeżdżasz z nim – dodała nieco ciszej, kiedy Kaden był w trakcie witania się z bratem. – Za pół godziny będzie obiad – zaalarmowała nie tylko mnie, ale też całą resztę osób.

Odpowiedziałam jej uśmiech, zanim kolejna osoba nie przyciągnęła mnie do uścisku.

– Lilianna, prawda?

– Wystarczy Lily – spojrzałam na nieco wyższą blondynkę.

– Rosie, narzeczona Connora – przedstawiła się. – Chyba nie miałyśmy okazji się jeszcze poznać – powiedziała niepewnie. – Nie było cię na żadnym rodzinnym obiedzie, prawda?

– Nie, nie.

– Bardzo się cieszę, że przyjechałaś.

– Ja również.

– Lilianno! Jak miło cię tutaj gościć! – oznajmił Connor. Uścisnął moją dłoń i musnął jej grzbiet. Jak zawsze niezwykle szarmancki. Taki właśnie był Connor Scott. – Urokliwie wyglądasz.

– Connor – parsknęłam. – To bardzo miłe z twojej strony, ale nie musisz mnie okłamywać prosto w twarz. Czy ty widzisz moją plamę na bluzie? – wskazałam na brudny rękaw.

– Ładna, skąd ona?

– Z lumpa.

Tym razem to on parsknął, na co wzruszyłam ramionami. Nie miałam zbyt wielu okazji, aby porozmawiać z Connorem, jednak z nieznanego mi powodu za każdym razem udawało nam się pociągnąć rozmowę na dłużej, niż bywało to u niego z innymi znajomymi Kadena.

– Byłem zaskoczony, kiedy Kaden wspomniał, że z nim przyjedziesz.

– Dlaczego?– zapytałam, dyskretnie rozglądając się za chłopakiem. Jednak zostałam sama ze starszym Scottem na korytarzu.

– Nie ujmuje mojemu bratu, ale jednak ciężko mi uwierzyć, że przyjechałaś tu z nieprzymusowej woli. Tym bardziej, że od początku gadał, że przyjedzie sam. A tu taka niespodzianka.

Karmelowe LatoOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz