24: Anioł stróż.

303 17 0
                                    

#KarmeloweLatovx


Kaden

Brak kontaktu ze strony Lily mnie niepokoił. Mogłem się spodziewać, że właśnie tak to się skończy ale dalej to bolało. Brakowało mi jej towarzystwa, dlatego dużo częściej wracałem wspomnieniami do naszych wspólnych chwil. Miałem wrażenie, że przeglądając zdjęcia kolejny raz, byłbym w stanie namalować je z pamięci na kartce papieru. A nawet nie potrafiłem rysować.

Te kilka dni bez niej był dla mnie ciężkie. Nie mogłem znaleźć dla siebie miejsca. Rey próbował dotrzymać mi towarzystwa, ale widząc mój kapryśny nastrój, zdecydował się odpuścić. Głupio wierzyłem, że na tym się skończy, ale później przyszła Melanie. Ta dziewczyna była prawdziwym wrzodem na dupie, którego nie potrafiłem się pozbyć. Moje złośliwe słowa nie były dla niej dobrym powodem, aby dać sobie spokój. Wytrzymywała moje towarzystwo lepiej, niż ja jej.

– Już czternasta – oznajmiła, patrząc na mnie znacząco.

– I?

– Nie powinieneś się zbierać?

– Jakoś mi się nie spieszy.

– Kay, to twoja mama. Oboje dobrze wiemy, że chce dla ciebie jak najlepiej i nie skończy się to kłótnią, tak jakby to było z twoim ojcem – odparła, a ja dobrze wiedziałem, że miała rację. Nienawidziłem, kiedy miała rację. – Wydzwaniała do ciebie od rana. To pewnie coś ważnego.

– Denerwujesz mnie – wyznałem.

– Uwielbiasz mnie, głuptasie – klepnęła mnie w pierś, zanim mnie wyminęła. – Chodź, podwiozę cię.

Pokręciłem głową, ale nie negowałem jej pomysłu. Moja mama od rana była dość tajemnicza, jeśli chodziło o jej rozmowy przez telefon. Nie potrafiła określić i wyjaśnić, co było aż takie ważne i dlaczego nie mogła wyjawić tego telefonicznie.

Jeszcze bardziej zdziwiło mnie, kiedy wysłała mi adres. Spodziewałem się jakiejś restauracji albo choćby kawiarni. Na pewno nie wysokich apartamentowców.

Mel nie bardzo chciała odjeżdżać dopóki mama nie pojawiła się w zasięgu wzroku. Sama była zdezorientowana.

– Cześć, kochanie – przywitała mnie ciepło, całując w policzek.

– O co tu chodzi, mamo?

– Chodź ze mną.

Złapała mnie pod ramię i nie czekając na odpowiedź, zaczęła ciągnąć w tylko sobie znanym kierunku.

Mimo moich ciągłych pytań, nie odezwała się ani słowem. Milczała całą drogę windą i jak już znaleźliśmy się na odpowiednim korytarzu. Zatrzymaliśmy się pod drzwiami z numerem osiem. Nic mi to nie mówiło.

– Wyjaśnisz mi to w końcu?

– Zapraszam do środka – otworzyła drzwi i wskazała ruchem ręki, abym wszedł.

Na początku niepewnie przekroczyłem próg. Pomieszczenia w środku były niezwykle jasne przez duże okna, które sięgały od podłogi do sufitu. Nie mogłem tego nazwać mieszkaniem. To był spory apartament, który posiadał dwa piętra. Rozglądałem się wokół, nie do końca rozumiejąc na co mam zwrócić uwagę.

– Dowiedziałam się, że twój ojciec kupił dom dla Connora. Dokładnie ten dom, w którym teraz mieszka z Rosie – rozpoczęła, zajmując miejsce na fotelu.

Spojrzałem na nią zaskoczony i zdezorientowany. Nie takich rewelacji się spodziewałem.

– Nie zaskoczę cię tym, że Kyle od samego początku był zapatrzony w Connora. Był jego oczkiem w głowie, więc moja druga ciąża nie była dla niego niczym specjalnym. On już zaplanował całe życie dla pierwszego dziecka. Nie byłam fanką wybierania ulubionego dziecka. Kocham was obu tak samo mocno, dlatego nie wyobrażam sobie, aby tylko jeden z was miał na tyle dobre życie. Obaj na to zasługujecie.

Karmelowe LatoOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz