𝐂 𝐇 𝐀 𝐏 𝐓 𝐄 𝐑 𝟏

606 19 1
                                    

JudithTen dzień, zaczął się jak każdy inny

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Judith
Ten dzień, zaczął się jak każdy inny.
Wstałam i udałam się do swojej łazienki, aby jakkolwiek się ogarnąć.
Ogarnęłam swoją twarz, przemywając ją wodą z mydłem, a potem przebrałam się w coś luźnego.
W końcu do mojego pomieszczenia, wszedł nieproszony gość.

-Judith, masz być gotowa za 10 minut. Pobieranie krwi. No i trzymaj lunch.- powiedziała jedna z lekarek, podając mi woreczek z jedzeniem.

-Dziękuję. Za 10 minut w Pańskiej sali?- zapytałam podirytowana.

-Zgadza się.- rzuciła szybko i udała się do wyjścia.

Mój posiłek, zazwyczaj wyglądał tak samo.
Dwie kromki odmrożonego chleba, jedno jabłko i jedna nieduża woda.
Zawsze jak patrzyłam na to jedzenie, to aż robiło mi się słabo.
Potrzebują mojej krwi, codziennie jestem z niej okradana, a oni nawet porządnego posiłku nie umieją mi zapewnić.
Idioci.
Przestałam dłużej nad tym rozmyślać.
Po prostu wzięłam jabłko w rękę i wyszłam ze swojego pomieszczenia.
Odrazu udałam się w kierunku sali Pani Harper.

-Siadaj Judith.- powiedziała zimnym tonem, odrazu po usłyszeniu otwierających się drzwi.

-Mogę dojeść jabłko?- zapytałam pretensjonalnie.

-Dojedz i siadaj.- powiedziała nie odwracając wzroku od swojego komputera.

Irytuje mnie już ta typiara.
Dojadłam swoje jabłko i usiadłam na fotelu.
Kobieta podeszła do mnie, wbijając mi motylka w rękę.
Za każdym razem, boli tak samo.
Już po chwili zobaczyłam plastikowy worek, który coraz to bardziej, wypełniał się moją krwią.
Syknęłam z bólu, ale Panią Harper kompletnie to nie rusza.
Ma rozkaz i musi go wykonać.
W końcu zobaczyłam, jak wyciąga motylka z mojej ręki i zabiera worek mojej krwi.
Po cholere im tyle tej mojej durnej krwi?
Kobieta wyszła z pomieszczenia, za pewne kierując się w stronę głównego laboratorium, aby oddać tam moją krew.
Siedziałam i czekałam na nią, jednak w drzwiach zamiast Pani Harper, stanął pułkownik Miles Quaritch.

-Witaj. To jeszcze nie koniec na dziś. Będziemy dziś testować na tobie jedną z naszych nowych substancji. Bądź gotowa po obiedzie.- oznajmił bez żadnych uczuć.

W sumie, co się dziwić.
On naprawdę nie ma za grosz uczuć.

-Jaką znowu substancję?- zapytałam z irytacją.

-Nie pyskuj gówniaro. Nie powinno cię to interesować.- podniósł swój ton.

-Z całym szacunkiem, ale to jest moje ciało. Chcę wiedzieć, co mi robicie.- powiedziałam oschle.

The Mighty Warrior ~ NeteyamxJudith || AvatarOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz