Rozdział 20

60 2 0
                                    

Szesnasty lipca.

Urodziny Oliviera i dzień, który był czymś więcej niż zwykłym dniem.

Rozglądałam się na boki w poszukiwaniu chłopaka. Nie zauważyłam go nigdzie jednak w moje oczy rzucił się wielki wiszący na ścianie obraz.

Spowity czernią przedstawiał mężczyznę z wypalonym w płótnie miejscem. Czarne smugi, które tworzyły klatkę piersiową chłopaka. Miejsce, które było wypalone było miejscem, w którym powinno znajdować się serce.

Mężczyzna na czarnym tle bez serca...

Wchodząc na górę w poszukiwaniu chłopaka nie wiedziałam, że mężczyzna bez serca przedstawiony na obrazie był tak naprawdę Olivierem.

Olivier był bez serca. Bezczelnie mu je wyrwano i kazano żyć bez.

Jemu tak wiele odebrano.

Ale jego serce zaczęło wracać. Małe, rozbite na miliony kawałków części zaczęły się ponownie sklejać.

Choć to nie było to samo. Jego serce było całe, ale z milionem smug i zarysowań. Rozbito go i nikt nie chciał go naprawić.

Do czasu... Ja chciałam naprawić Oliviera. Dać mu to co zabrali rodzice. chciałam dać mu wszystko.

Chciałam go chronić. Mocniej niż Mały Książe chronił różę.

Zaczęłam otwierać każde drzwi, które napotkałam w korytarzu. Otwierałam je w poszukiwaniu Oliviera.

Drzwi skrzypiały pod swoją ciężkością. Było tak cicho, że byłam w stanie usłyszeć bicie swojego serca, które wręcz napierdalało mi w klatkę piersiową.

Nutka adrenaliny i niewiedzy, a także troska o Oliviera. To wszystko mi towarzyszyło, gdy otworzyłam ostatnie drzwi.

Uderzył we mnie zapach papierosów i kurzu, który unosił się wraz z dymem w pokoju.

Kurwa.

Odkaszlnęłam to co wcześniej wpadło do moich płuc.

Olivier siedział oparty o ścianę z podkulonymi nogami i schowaną głową między ramionami.

To kogo tam zobaczyłam. To nie był ten sam chłopak co kilka dni wcześniej.

To nie był mój Olivier.

W tamtym momencie widziałam wrak człowieka. Olivier w tamtym momencie pośród dymu papierosowego w zimnym pokoju nie był moją definicją domu.

Był definicją chaosu i autodestrukcji.

Widziałam to.

Widziałam to, bo potrafiłam z niego czytać. Jak z otwartej księgi. Potrafiłam to wszystko bo on mi na to pozwalał.

Ale wtedy to nie był on.

To nie był mój Olivier.

Pośród kłębiącego się dymu z papierosów nie widziałam nas. Widziałam dwie zagubione dusze, które odnalazły bezpieczną przystań.

Dwie zagubione dusze odnalazły siebie.

Patrząc na niego miałam wrażenie jakby... płakał?

- Flora, idź stąd. - Odezwał się chłopak. Odezwał się zachrypniętym od płaczu głosem. - Zostaw mnie samego. - Zostaw mnie tak samo jak każdy mnie zostawiał. Odejdź bez pożegnania i zniknij. Namieszałaś mi w głowie, a jeszcze gorsze jest to, że ja nie chcę wracać do tego porządku.

Chłopak uniósł ciężko głowę. Złapałam gwałtownie powietrze, gdy zobaczyłam jego oczy. Niebieskie niczym niebo tęczówki w tamtym momencie były przygaszone i zaszklone. Niczym niebo, które jest przygotowane na nadchodzącą burzę.

Summer DreamOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz