~One~

2K 107 15
                                    

Pov: Chuuya

Jedyne co usłyszeliśmy to krzyk Hirotsu, który wbiegł do sali, w której ja, Paul i Ozaki próbowaliśmy jakoś zaradzić w tej sytuacji. Teraz sobie uświadomiłem, że wystarczy chwila, a naprawdę mafia straci szefa. Oczywiście zerwaliśmy się i pobiegliśmy do pokoju, w którym był Mori-San, ale niewiele mogliśmy już zrobić. Umierał, a my mogliśmy tylko patrzeć, jak tracimy osobę, która nam wszystkim przewodzi.

— Szefie, co my mamy robić? - zapytała Ozaki. Nikt nie wiedział co dalej. Skoro on umiera, to kto teraz obejmie władzę? Mafia nie może zostać bez szefa, a rozlecieć się też nie może. Obie te opcje doprowadziłoby do zagłady miasta.

— Niech Dazai obejmie moje stanowisko. - wszyscy byli w szoku. Zostawił nas taki kawał czasu temu i teraz tak o mamy dać mu rządzić największa organizacją w Jokohamie? Przecież to się kupy nie trzyma!! Dodatkowo ta makrela prędzej rozjebie całą tą organizację, niż zacznie nią rządzić. Temu idiocie nie można ufać!! - Wiem, że zostawił mafię, ale jeśli on nie obejmie władzy, Portowa Mafia może skończyć się wcześniej niż powinna. - zakaszlał. - Poza tym dobrze wiecie, że jeśli do tego dojdzie, nie tylko stracicie robotę. Skutki będą dużo gorsze.

— Jesteś pewny tej decyzji, szefie? Nie wiemy czy możemy mu ufać. - stwierdziłem. Taka była prawda. Dazai zawsze był nieprzewidywalnym człowiekiem, który potrafił naprawdę wzbudzić zaufanie w człowieku, a później go po chamsku zdradzić.

I ja niestety coś o tym wiem.

— Jestem stuprocentowo - znów zakaszlał. - pewny. Gdyby Dazai tu dalej był sami przekazalibyście mu władzę.

***

Minęły już dwa dni od śmierci Moriego. Dalej staraliśmy się wymyśleć coś, co pomogłoby nam ominąć w jakiś sposób sprowadzanie tutaj Osamu. Tej nocy nie spaliśmy i sprowadziliśmy jeszcze jednostkę dowodzenia i przewodniczących Czarnych Jaszczurek. W sumie byliśmy ósemką osób siedzących przy wielkim stole i próbujących w ciągu jednej nocy rozplanować przyszłość całej organizacji tak, by nie było w niej pewnego bruneta, który wzbudził nasze zaufanie kilka lat temu, a później właśnie nas wszystkich po chamsku zdradził.

No i się nie udało.

— Cholera!! - wrzasnąłem kiedy jeszcze do kompletu oparzyłem się wrzątkiem, próbując zaparzyć herbatę dla siebie i Ozaki. Na całe szczęście byłem wtedy już w swoim mieszkaniu, a obok mnie nie było nikogo oprócz Kouyou, również czekającej na herbatę, którą miałem zrobić, jednak jedyne co na razie zrobiłem, to oblałem się w chuj gorącą wodą. Jednak zmęczenie dawało o sobie wyraźne znaki.

— Powinieneś pójść w końcu spać. Czego nie będziemy próbowali zrobić to i tak będzie trzeba go tutaj sprowadzić, nic z tym już nie zrobisz Chuuya. - przejrzała mnie. Wszystko to, co robiliśmy, dla mnie było jedynie sposobem na niespotkanie się z Osamu już nigdy. Nie chciałem go spotkać. - Wiem, że nienawidzisz Dazaia, ale ty też wiesz, że będzie trzeba się cieszyć choćby z tego, że mafia się nie rozleci nie niszcząc przy tym też całego miasta jeśli będzie z powrotem z nami.

— ALE TEN IDIOTA MA BYĆ MOIM PIERDOLONYM SZEFEM!! JA SIĘ NA TO NIE ZGADZAM!! - znów krzyknąłem lejąc sobie na rękę lodowatą wodę by oparzenie nie zostało, no i nie piekło. Tym razem jeszcze do kompletu ochlapałem się tą dla odmiany zimną wodą. Wrzasnąłem wkurwiony jak nigdy i pobiegłem do swojej sypialni. Zdjąłem z siebie szybko koszulę i rzuciłem ją gdzieś na moje dużo za duże na mnie samego łóżko po czym założyłem jakąś koszulkę tak samo jak łóżko, o wiele na mnie za dużą. Miałem w to wszystko już wyjebane.

Mając świadomość, że będę musiał za zaledwie 10 godzin iść do tej zasranej agencji i go tam spotkać odechciewało mi się w ogóle żyć. Dlaczego mi powierzyli tak idiotyczne zadanie?! Mogła tam pójść Ozaki albo cholera wie kto, ale no nie kurwa ja!!

— Nie idziesz tam jako Chuuya. Idziesz do niego jako kierownik Portowej Mafii. - powiedziała Kouyou popijając herbatę, którą w końcu dostała po mojej walce z wodą. Miała rację. Starałem się do tego choć odrobinę przekonać, chociaż nie było łatwo. Trudno było mi wyobrazić sobie to, jak normalnie, po prostu w sprawie mafii, mówię mu "no siema Dazai, od dzisiaj jesteś szefem Portowej Mafii". To zwyczajnie nie przejdzie. Powie mi, że to jakiś głupi żart i wyśmieje mnie za to. A ja, znając go zbyt długo, nie będę umiał zachowywać się jakby to był tylko jakiś mój współpracownik.

— Mówisz to, jakby to było proste. Nie widziałem go zbyt długo i zbyt dużo wycierpiałem przez tego człowieka, żebym wykonał to zadanie bez problemu. - powiedziałem patrząc na wina schowane w szafce nieopodal sofy, na której siedziałem z czerwonowłosą. Napiłbym się wina. Najebałbym się i mógłbym choćby przez chwilę mieć wywalone w to wszystko.

***

Zapukałem do drzwi Agencji i wszedłem do środka. Brunet siedział przy biurku i chyba spał, ale i tak po chwili się obudził, gdyż oczywiście moje wejście do biura narobiło zamieszania. Wszyscy myśleli, że to jakiś atak mafii, ale nie. Nie dziś.

— Jestem tu do Dazaia, idoci. - powiedziałem w miarę spokojnie spoglądając na zszokowanego bruneta. - No co makrelo? Nie myśl sobie, że jestem tu z własnej woli. Sprawa od mafii, chodź. Nie mam zamiaru marnować na ciebie zbyt dużo czasu. - wstał i podszedł do mnie po czym wyszliśmy na korytarz. Chciałem od razu wyjść na dach, by jakoś uniemożliwić pozostałym członkom ADA podsłuchanie tej rozmowy, ale mnie zatrzymał łapiąc mnie za ramię.

— Chuuya. O co chodzi. - powiedział poważnie. Spojrzałem na niego przez co ujrzałem lekkie zmartwienie w jego oczach. Nie, Chuuya. To jest tylko złudzenie. On cię oszukał zbyt wiele razy, nie ufaj mu teraz. Starałem się jak mogłem wyrzucić wszystkie sprzeczne myśli z głowy, ale się nie dało. Ten wzrok był tak realistyczny, jakby naprawdę dalej się o mnie martwił..

— O robotę, mówiłem ci już. Ogłuchłeś w tej norze? - rzuciłem udając, że mojej głowy nie zapychają myśli. - Chodźmy na dach. - odwróciłem się i zamknąłem oczy na chwilę. - Nie chcę, aby twoi słodcy przyjaciele z Agencji słyszeli tą rozmowę. Dowiedzą się w swoim czasie. - ruszyłem po schodach na górę, a wyższy ode mnie dość sporo brunet za mną.

Weszliśmy na dach i usiedliśmy na brzegu budynku. Osamu oczywiście zażartował sobie i powiedział, że pewnie jestem tu by go zrzucić z dachu i zabić, ale starałem się to ignorować. "Idziesz tam jako kierownik Portowej Mafii". I tego się teraz trzymajmy.

— Powiesz mi w końcu o co tu chodzi? - zapytał.

— Pewnie mnie wyśmiejesz, jak zawsze, ale miałem zadanie, by ci to jak najszybciej przekazać. - westchnąłem cicho. - Mori przed swoją śmiercią przekazał ci nieodwracalnie władzę nad mafią. - spojrzałem na niego. - Oczywiście to ani trochę mi się nie spodobało i wszyscy kierownicy, jednostka dowodzenia, Czarne Jaszczurki i Hirotsu pracowali ze mną by jakoś cię odsunąć od władzy. Ale nic nie zdziałaliśmy. - odwróciłem wzrok na widoczny z dachu tego budynku ocean i przymrużyłem oczy. Dazai za to był w szoku.

— Szefem mafii..? Ale co z Agencją? Nie mogę jej opuścić i wrócić jej kosztem do mafii. Nie miałem już n- - przerwałem mu. Wiedziałem, i o tym, że obiecał Odasaku być "dobrym" człowiekiem, i o tym, że ma teraz robotę w Agencji, ale jak to on, osoba, która zawsze była chyba jakaś zacofana zapomniał o tym, że jeśli mafia rozpadnie się zbyt szybko, może powstać dużo małych grup, które będą miały niebezpieczną broń pozostałą po rozpadnięciu się organizacji itd. co może po prostu sprawić, że Jokohama stanie się jednym wielkim, a wręcz ogromnym polem bitwy, z czasem zamieniając się w powojenną ruinę.

— Idioto. Nie widzisz, że właśnie w twoich rękach spoczywa los całego tego miasta? Jak rozjebiesz mafię, bo postanowisz się zmienić i staniesz się lojalniejszy niż wcześniej, możesz doprowadzić do jednej wielkiej jebanej wojny. Myślałem, że i mafię, i Agencję łączy to, że wszyscy kochamy to miasto i nie chcemy go zniszczyć, szefie. - podkreśliłem określenie "szefie". Chciałem go uświadomić w tym, że nie przyszedłem tutaj mu tego proponować, jestem tu tylko po to, by mu powiedzieć, kim właśnie się stał.

Chuuyuś~ // soukokuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz