~Nine~

900 49 37
                                    

Pov: Chuuya

Bałem się, że w tej ciszy Osamu usłyszy jak szybko i jak mocno bije mi serce. Jednak po tym wszystkim, po tych latach samotności i braku jego przy mnie w tej sytuacji nie potrafiłem wydusić z siebie choćby słowa. Wiedziałem, że gdy mu to wyznam będzie tylko gorzej. Nie będę już nawet mógł udawać, że to tylko romans by zaspokajać swoje potrzeby seksualne. Wszystko, co mi mówił, że jestem tylko jego i to jego ostatnie zachowanie mówiło mi, że może i lepiej będzie jak mu powiem. Ale, gdzie ale jest naprawdę potężne, nigdy nie byłem dla nikogo pierwszym wyborem. Ozaki może była w ostatnim czasie kimś kto się mną zajmował, ale jeszcze za życia Mori'ego też po części miała we mnie wyjebane. Sam Dazai przecież zostawił mnie i mafię przez Odasaku. Nikt po prostu nie potrafił mi wmówić, że dla kogokolwiek jestem na pierwszym miejscu, więc dlaczego miałby mnie po tym nie zostawić?

Cisza między nami trwała nie więcej niż minutę aż do biura wszedł Paul z Ozaki i Agathą, co zwiastowało, że chodzi o sprawę z kontraktem. Wykorzystując tą sytuację wstałem i opuściłem biuro pod pretekstem zrobienia im kawy.

Udałem się szybko do swojego pokoju, gdzie spędziłem resztę dnia. Osamu nie przyszedł do mnie, co jeszcze bardziej utwierdziło mnie w przekonaniu, że wyznanie mu teraz miłości, to byłoby najgorsze co mógłbym zrobić. Wieczorem siedziałem na swoim dość dużym balkonie i patrzyłem w gwiazdy, które idealnie było widać z tak dużej wysokości. Miasto nie miało jakoś dużo bardzo wysokich budynków, nie wiem nawet czy mafia nie miała najwyższych w całej Yokohamie. Dlatego też światła latarnii nie przeszkadzały w obserwowaniu przeze mnie gwiazd i księżyca, który był czymś mniej wiecej w kształcie rogala tej nocy. Myślałem wtedy tez nad wszystkim. Tak naprawdę to analizowałem całe swoje życie odkąd tylko cokolwiek pamiętam, a przede wszystkim to, co działo się po powrocie Dazaia do mafii. I gdybym tylko mógł, cofnąłbym teraz czas i nie przespał się z nim po tamtym bankiecie. Wtedy pozostałoby to, co było i byłoby wszystko w porządku. Ja bym jedynie podirytowany dawał mu kawę, a on by robił sobie ze wszystkiego co robię żarty. Kłócilibyśmy się, ale przynajmniej bym nie wiedział że go kocham. Nie wiedziałbym o tym wszystkim i niechciałbym wracać teraz do niego i wypłakiwać się w jego ramionach. Zaczynałem przez to wszystko nienawidzić siebie i jego. Nienawidzić w sumie to wszystkiego. Bo w końcu gdyby nie to, że żyję, że istnieję to miałbym spokój. Nie musiałbym czuć bólu związanego z tym, że dla makreli jestem tylko kimś, kim wysługuje się żeby zaspokoić swoje potrzeby. U niego jakiekolwiek uczucia to był jeden wielki żart. Może i mu na mnie choć odrobinę zależało, jednak napewno nie na tyle, by mógł powiedzieć, że odwzajemnia moje uczucia nawet w najmniejszym stopniu. On i miłość to było niemożliwe połączenie. Od bardzo dawna powtarzał mi, że miłość oślepia ludzi, dlatego nie zamierza kiedykolwiek się zakochiwać. Miał rację, ludzie zakochani nie widzą świata poza ukochaną osobą. Sam tego doświadczam. Próbuję jakoś się z tego wydostać, ale to jak próbowanie wyjścia z krateru dawnego wulkanu (czytaj: niemożliwe). Zakochać się jest łatwo, jednak potem pozbyć się tego śmieciowego uczucia prawie się nie da. I w tym problem.

— Chuuya? - usłyszałem kobiecy głos Ozaki, która mając klucze do mojego mieszkania weszła do niego po cichu, albo po prostu to ja byłem taki zamyślony, i wyszła na balkon. - Wszystko w porządku? - zapytała i oparła się o barierkę balkonu obok mnie. Wyglądała na naprawdę zmartwioną.

— Nic nie jest w porządku. Dazai domyślił się moich uczuć i boję się, że przez to znowu mnie zostawi. Drugiego razu bym już naprawdę nie przeżył.. - każde zdanie mówiłem coraz ciszej. Ostatnie było już zwykłym szeptem. Patrzyłem dalej w niebo i zastanawiałem się dlaczego w ogóle to wszystko się dzieje. To było zbyt trudne dla mnie, pewnie dla niejednego byłoby cholernie trudne, ale dla mnie naprawdę było to okropne.

— Dlatego tak szybko wyszedłeś z biura? To wtedy o to zapytał, prawda? - pokiwałem głową i spojrzałem w dół. Bolało i to bardzo. To wszystko cholernie bolało. - Podczas spotkania non stop patrzył na drzwi jakby na kogoś czekał. Może jednak z nim porozmawiaj, co? - powiedziała. Gdy wyobrazilem sobie jego najprawdopodobniejszą reakcję chciało mi się płakać. Wtuliłem się w Kouyou cicho płacząc i szlochając.

— On w życiu by mnie nie pokochał. Kto w ogóle chciałby kogoś takiego jak ja? Jestem niskim, rudym debilem, który zabija ludzi w pierdolonej mafii i ma romans ze swoim zajebistym szefem, i jednocześnie go kocha, ale kurwa bez pierdolonej wzajemności. - wtedy z balkonu apartamentu Dazaia usłyszałem szybkie kroki. Zamilkłem zaczynając rozumieć, że on tam był. Był na balkonie w swoim apartamencie i słyszał całą rozmowę moją i Ozaki. Usłyszał zupełnie wszystko co powiedziałem. Teraz jedyne co mi pozostało, to po prostu chyba opuścić mafię i wyjechać do Francji. - Cholera...!! - krzyknąłem zdenerwowany, ale i załamany, zacząłem ryczeć jak dziecko. Kouyou była przy mnie cały ten czas i delikatnie mnie przytulała. Była dla mnie jak starsza siostra. Taka najlepsza starsza siostra.

***

W rezultacie jedynie na kilka dni opuściłem Japonię. Dokładne 5 dni spędziłem we Francji starając nie zadręczać się myślami o brunecie. Jednak to się oczywiście nie udało. Jedynie trzy z pięciu nocy przespałem, a resztę wypełniło myślenie i Dazaiu. Ten idiota naprawdę wywraca mi życie do góry nogami....

Na lotnisku nie spodziewałem się, żeby ktokolwiek na mnie czekał. Wysiadłem z samolotu, szybko wziąłem walizkę z taśmy i ruszyłem do wyjścia. Lądowałem w Tokyo, więc lotnisko było duże, co skutkowało też tym, że dłużej z niego wychodziłem, pod wyjściem z taśm bagażowych nikt na mnie nie czekał, więc po tym już byłem stuprocentowo pewny, że ani brat, ani Ozaki nie będą towarzyszyć mi w powrocie z lotniska. Jednak przed drzwiami stał ktoś, kogo zbyt dobrze znałem. Od razu chciałem się wycofać, jednak szła ogromna ilość ludzi z jeszcze większą ilością walizek, więc ominięcie ich nie było w ogóle możliwe. Jedyną opcją było błagać los, żeby brunet mnie nie zauważył i dał mi zejść na dół by stamtąd odjechać taksówką do Yokohamy.

— Chuuyuś.. - powiedział cicho co oznaczało już, że chuj mi wyszło z tego cichego przejścia obok niego. Zajebiście. Nie zatrzymywałem się mając nadzieję, że odpuści, albo chociaż pomyśli że mam słuchawki. - Zatrzymaj się błagam cię.. - złapał mnie za nadgarstek, po czym pociągnął za niego by odwrócić mnie w swoją stronę i przysunąć do siebie. Gdy byliśmy już tak blisko, drugą ręką objął mnie w talii i pocałował. Bylem w szoku przez to, co zrobił. Spodziewałem się raczej, że mnie wyśmieje za moje uczucia i ucieczkę, a on po prostu z lekkim uśmiechem, miłością w tych swoich zazwyczaj pustych, brązowych oczach i delikatnością mnie pocałował.

Ukryłem swoją twarz w jego torsie ze zwykłego przyzwyczajenia i dałem mu się przytulić. Niczego mi nigdy nie brakowało bardziej niż ciepła jego ciała i zapachu jego ulubionych perfum na jego koszuli.. Niczego.. Staliśmy tak jeszcze ze dwie czy trzy minuty, aż się odezwał. Zapytał mnie, jak wrócę do Yokohamy. Nie miałem po co kłamać. Odpowiedziałem mu cicho, że miałem jechać taksówką, na co się uśmiechnął i stwierdził, że jedziemy jego autem. Gdy moja walizka była już w bagażniku Osamu wsiadł do auta na miejsce kierowcy, a ja za to usiadłem z tyłu. Oczywiście było to dziwne, ale dla mnie lepiej było z tyłu. Mogłem się położyć, gdy będziemy jechać miejskimi drogami i stać w korkach i choć trochę się przespać. Bo w samolocie przez całe 13 i pół godziny nie zmrużyłem nawet oka. Tak samo jak noc wcześniej jeszcze w hotelu. Teraz była noc, więc to było naturalne, że chciało mi się spać. Gdy odjechaliśmy spod lotniska położyłem się tak żeby było mi wygodnie podkładając pod głowę poduszkę, która była za fotelem i wpatrując się w kierującego bruneta czułem, jak jestem senny i zmęczony, ale i, że nie mogę zasnąć.

Chuuyuś~ // soukokuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz