Pov: Chuuya
Nie marnując czasu najszybciej jak się dało udałem się do swojego mieszkania przemyśleć wszystko co się stało w nocy i dziś rano. Z tego co powiedział Osamu, spędziliśmy wspólnie noc. Jak ja mam do niego teraz iść i udawać, że nic się nie stało? Do tego wszystkiego jeszcze zaczęły pojawiać mi się wspomnienia z nocy i przed oczami miałem tylko jego. Jak bardzo nie chciałbym go widzieć, to za każdym razem gdy zamykałem oczy widziałem przed oczami jego nagi tors prosto nade mną.
Po przejrzeniu się w lustrze zauważyłem jeszcze, że mam malinki na szyi i wewnętrznej stronie ud. No lepiej się nie dało. Ogarnięcie się zajęło mi dość (bardzo) długo, bo gdy w końcu wyglądałem normalnie, ale dalej nie byłem gotowy, była już dwunasta.
Dopiero niecałą kolejną godzinę później pojawiłem się w biurze mojego zajebistego szefa. Siedział z lekkim uśmiechem przy biurku, a gdy usłyszał jak wchodzę odwrócił wzrok od jakiś dokumentów, których pewnie nie ogarnął wczoraj i uśmiechnął się odrobinę szerzej.
— Dzień dobry krasnoludku~ - powiedział i po chwili wziął ode mnie kawę, którą mu zrobiłem, żeby się już później o to nie czepiał i zaczął ją pić. - Wziąłeś sobie jakieś leki przeciwbólowe?
— Yhy. - mruknąłem zdenerwowany. - Wziąłem, ale gówno mi dały. - Na to co powiedziałem brunet zachichotał i oparł się o biurko spoglądając na mnie kiedy stałem również lekko o nie oparty. Bolało bardzo, za bardzo, by leki sobie z tym stuprocentowo poradziły.
— Może jak ze mną usiądziesz to nie będzie tak bolało. - uśmiechnął się lekko mówiąc to. Westchnąłem głośno i usiadłem na fotelu obok patrząc co brunet robił wcześniej. - Oh.. myślałem, że usiądziesz mi na kolanach.. - rzucił jeszcze przez co się wkurwiłem. Ten jeden raz, to był wypadek spowodowany tylko i wyłącznie nadmiarem alkoholu w mojej krwi, niczym więcej!!
— Osamu!! Cholera jasna!! Byłem pijany, zrozum, że to był tylko raz!! - krzyknąłem. On na to zaśmiał się i po chwili spojrzał na mnie podobnie jak w nocy. Wstał i poprawił sobie płaszcz, po czym włożył ręce do kieszeni i nachylił się nade mną. Nasze twarze były aż zbyt blisko siebie. Przez wydarzenia z nocy stałem się chyba wrażliwszy na bliskość z nim. Bo się mocno zarumieniłem. - D-Dazai..?
— Mój słodki Chuuyusieńku.. nie zrozumiałeś mnie. - zachichotał. -To ja jestem tutaj szefem, więc to ja rządzę. No a ty, masz do mnie słabość. Już jesteś cały czerwoniutki. - odwróciłem wzrok za bok i starając się nie myśleć o tym co działo się dzisiejszej nocy zasłoniłem mu usta swoją ręką.
Moje zamierzenia z zakrywaniem mu ust były odwrotne do skutków. Cóż, chciałem temu wszystkiemu zapobiec, a jedynie pogorszyłem sprawę. Gdy zasłoniłem Osamu usta on delikatnie polizał zewnętrzna część mojej dłoni i swoją, chwytając mnie za nadgarstek zdjął ją sobie z ust. Zapadła chwilowa cisza, podczas której zupełnie nic się nie działo, aż nagle poczułem jak wpija się w moje usta. Nie opierałem się. Jakaś, mała (wcale nie tylko mała), część mnie chciała znów choć raz posmakować tych ust.
Powoli podniosłem się z fotela i dałem brunetowi objąć się w talii rękoma. Podniósł mnie lekko do góry i posadził na biurku, co nie przeszkodziło nam w kolejnych i kolejnych pocałunkach. Po chwili zrobiło mi się dość gorąco i lekko dyszałem. On za to wziął się za obcałowywanie mojej szyi.
— Chuuyuś~ coś nie widzę tutaj malinek~ co się z nimi stało?~ - powiedział niskim głosem ogrzewając oddechem moją szyję i policzki, a rękoma delikatnie rozpinając mi kamizelkę. Dopiero po chwili wyjaśniłem mu, że za wszystkim stoi korektor. Na tą wiadomość zachichotał i wrócił do pieszczenia mojej szyi i rozpinania kamizelki.
— Dazai.. - zacząłem cicho pomiędzy cichymi mruknięciami i pojękiwaniami, które niekontrolowanie wydostawały się z moich ust. - T-tylko.. trzeba zamknąć drzwi.. j-jesteśmy w biurze.. agh~ - schowałem twarz we włosach bruneta dalej pojękując. Ten drań chciał zamienić moją szyję w jedną wielką malinkę, bo widocznie te narobione mi w nocy mu nie wystarczyły, musiał zajebać nimi całą moją szyję, żebym nie miał jak pokazać się na następny dzień w robocie. Bo tak, zakładam już, że skończy dopiero za jakieś dwie, trzy godziny, a później, nie będę mógł się ruszyć przynajmniej do rana.
Kliknął coś na pilocie leżącym na biurku i wrócił do całowania mnie. W jednym momencie moja cała górna część ubioru 'zniknęła', a tak naprawdę po prostu została zdjęta przez Osamu i zrzucona prawdopodobnie na podłogę. Powoli schodził pocałunkami coraz niżej pozbywając się ze mnie reszty ubrań, samemu nawet nie zdejmując płaszcza.
— A-agh~ - jęknąłem i lekko dysząc złapałem dłońmi twarz bruneta, by podnieść mu lekko głowę i złączyć nas w kolejnym namiętnym pocałunku. Musiałem jakoś działać, żeby nie wyszło, że niczego nie umiem poza jęczeniem. Przez chwilę udało mi się go zdominować przez co cicho mruknął, ale nie nacieszyłem się tym zbyt długo. Dalej nie odrywając się ode mnie ściągnął sój płaszcz i z moją lekką pomocą też krawat i koszulę.
Bandaże jak zawsze zakrywały mu całą klatkę piersiową i ręce, ale mimo to wyglądał idealnie. Sam się dziwiłem, że w ogóle tak myślę, ale zwaliłem winę na podniecenie. W końcu byliśmy teraz tak blisko siebie, ja prawie nagi, a on bez górnej części ubrania.
— Nie wierzę, że to robię... - mruknąłem lekko zawstydzony i odwróciłem głowę na bok czując jak się znowu, coraz mocniej rumienię. Brunet na to zachichotał i złożył pocałunek na moim policzku po czym przysunął się nieco bliżej.
— A nie podoba ci się Chuuyuś?~ - zapytał łapiąc delikatnie za moje biodra. Odwróciłem głowę z powrotem mimo uczucia, że dalej się rumienię. Gdy znowu nasze twarze były cholernie blisko siebie uśmiechnął się i znowu lekko mnie pocałował.
— Bardziej to będę się bał o to, że będziesz dochodził na widok tego biurka, bo będziesz sobie przypominać jak ci ze mną jest dobrze makrelo. - uśmiechnąłem się złośliwie i wpiłem się w jego usta. - Ale na razie mam w to wyjebane~ - zachichotał podczas pocałunku i przysunął mnie bliżej siebie.
CZYTASZ
Chuuyuś~ // soukoku
Romance- (...) Mori przed swoją śmiercią przekazał ci nieodwracalnie władzę nad mafią. Mafia w trakcie kryzysu, jakim jest poważna choroba szefa, stara się zaradzić cokolwiek, by organizacja nie upadła. Szef wybiera na swojego następcę zdrajcę mafii.. jed...