WTEDY, Hunter
*ALERT: w rozdziale występują drażliwe tematy. Jeśli jesteś wrażliwy/a, pomiń je, proszę.*
Tłumiłem w sobie dręczące uczucie, że coś było nie tak. Nie dawało mi spokoju, odkąd rano udałem się do szkoły. Przekroczyłem próg mieszkania i już wtedy dotarł do mnie jej płacz. Był donośny, rozlegał się po całym bloku. Nie słyszałem tego dźwięku często, bo zawsze udawała silną, ale na Boga, to brzmiało, jakby ktoś ciął ją żywcem. Bałem się, że być może to była prawda – San Diego nie należał do najbezpieczniejszych miast na kuli ziemskiej.
Kierowałem się do naszej komórki w piwnicy, a płacz przybierał na sile. Czy naprawdę nikogo z mieszkańców nie zmartwił lament kobiety? Czy może zaczęła płakać niedawno i dlatego byłem tu jako pierwszy?
- Mamo! – krzyknąłem, by wiedziała, że się zbliżam. – Mamo! – powtórzyłem donośniej, usiłując przekrzyczeć jej krwawiący moje uszy płacz.
Znajdowaliśmy się w piwnicy.
W środku dnia, ale cóż, to dalej piwnica. Powinienem wezwać policję? Zaczynałem drżeć z podenerwowania. Przystanąłem, chociaż mózg krzyczał, bym do niej pobiegł. Nerwy ścisnęły moje płuca tak mocno, że nie byłem zdolny oddychać. Pociły mi się dłonie, a oddech wzbierał na częstotliwości.
A ona płakała.
Płakała i płakała, bez przerwy, bez końca.
Wystarczył jeden zakręt i będę na miejscu.
Więc go wykonałem, nie myśląc nad możliwymi scenariuszami i nie dzwoniąc przedwcześnie na policję – mój błąd. Gdybym tylko wiedział, jaki widok zastanę, kazałbym Kaylee wyjść i nie patrzeć dłużej na niego.
Z mojego gardła wydobył się tylko stłumiony krzyk.
Podniosłem mamę z zimnej, betonowej posadzki i odwróciłem twarzą do ściany. Już wystarczająco się napatrzyła. Mi wystarczyło tylko jedno spojrzenie, by ten widok wyrył się w mojej pamięci do końca życia.
Wisiał.
Gruby sznur ciasno oplatał jego szyję, a oczy beznamiętnie patrzyły przed siebie. Usta miał zamknięte, ale dałbym przysiąc, że zamknął w nich tysiące niewypowiedzianych słów. Ciało kołysało się na boki – musiał dokonać na sobie wyroku stosunkowo niedawno.
Nie docierało do mnie, że to on – on, który jeszcze wczoraj był żywy i normalnie z nami rozmawiał, dzisiaj zdecydował się odebrać sobie życie.
- Mówił, że idzie wyrzucić śmieci. Chciałam zostawić tutaj ozdoby świąteczne i... Boże, nie, to nie może być prawda! – ukryła twarz w kościstych dłoniach, próbując nabrać powietrza do płuc. Przyciągnąłem ją do siebie, cały drżąc. Powinienem jak najszybciej zadzwonić po służby, jednak mój otępiały stan, w tej chwili nie pozwalał na wykonanie jakiegokolwiek ruchu.
Ostatnio ojciec coraz częściej zaczął wychodzić, ale nie sprawdzałem go. Nie miałem po co. Zawsze mu ufałem. Zresztą, dogadywaliśmy się dobrze. Świadomość jego śmierci powoli do mnie docierała, tnąc mnie na wskroś.
Ból po stracie rodzica jest nie do opisania. W ogóle cała tematyka straty jest nie do opisania. „Strata" to za małe słowo jak na to, co dzieje się wtedy we wnętrzu człowieka. Wszystko płonie, z drugiej strony – wszystko lodowacieje. Niby wiesz, że śmierć jest nieodłącznym elementem życia, ale gdy już nadchodzi, zaczynasz się zastanawiać po co cały ten teatrzyk.
Odsunąłem od siebie mroczne myśli i zmusiłem się do postawienia kroku przed siebie. Mama, schowana pod moim ramieniem, również go wykonała. Popadła w totalny obłęd. Mi z kolei ciemniał widok, który miałem przed oczami. Zdjąłem z ramion plecak i opadłem na podłogę. Trochę szamotałem się z zamkiem, nim udało mi się z niego wyciągnąć telefon. Dobrze, że miałem włączone rozpoznawanie twarzy na jego blokadzie – w całym zamieszaniu zapomniałem hasła. Powoli znikały wszystkie informacje jakich do tej pory się nauczyłem – podświadomość szeptała numer awaryjny. Byłem w totalnym amoku.
CZYTASZ
Vanity
Любовные романыMaddison usiłuje poskładać się z części, po bolesnym rozstaniu z Hunterem. Życie szybko ją uświadamia, że wpadła w sidła mężczyzny. Mad musi zrozumieć, że rozstanie to nie ostateczny koniec. Zmuszona na nowo zmierzyć się z Hunterem, próbuje powstrz...