Rozdział X

18 3 1
                                    

Maddison

Moje życie nie powinno kręcić się wokół uniwersytetu. Tym bardziej, nie powinno opierać się na rozmyślaniu Hunterze i zastanawianiu się nad tym, dlaczego Connor miał przede mną tajemnice.

Z dnia na dzień zbierało się we mnie wzburzenie, które już nie mogło dłużej we mnie leżeć.

Nie będę więźniem własnego umysłu.

Hunter może i nadawał rytm mojemu życiu, ale to się skończyło. Jest przeszłością. Już dawno powinnam ruszyć naprzód, a nie chodzić śladami Młodego Wertera*, bo jak wszyscy wiedzą - nie skończył dobrze. 

Od godziny przeglądałam  ogłoszenia w poszukiwaniu pracy weekendowej. Jeśli moje plany się zrealizują, to praca rozwiąże wiele moich problemów. Zaczynając od finansowych - będę mogła kupować co zechcę, bez konieczności spoglądania na cenę. Brzmi jak bajka. Poza tym, nie będę nudziła się weekendami, a moje tygodnie nabiorą stałego, zrównoważonego rytmu, który miejmy nadzieję, uwolni mnie od dołujących rozmyślań o byłym. Być może nawiążę znajomości i moje życie towarzyskie ulegnie poprawie. Nie wytrzymam dłużej, stojąc w miejscu.

Wolny czas sprawił, że mam teraz wiele wolnej przestrzeni do dołowania się, dlatego potrzebowałam dodatkowego zajęcia.

Zmiany zacznę od tego, że nie będę już więcej wypowiadać imienia swojego ex. To cholernie dobry pomysł.

Weszłam w Google i wyszukałam frazy „Praca weekendy San Diego". Pierwsza oferta dotyczyła pomocy kuchennej. Niestety, kiedy zagłębiłam się w szerszy opis, okazało się, że była to oferta pracy na cały etat. To samo było z następnymi, dlatego by oszczędzić sobie cennego czasu zapisałam odpowiednie filtry, by wyeliminować nieinteresujące mnie oferty. Teraz było ich znaczenie mniej, ale dotyczyły przynajmniej tego, czego rzeczywiście szukałam.

Zaciekawiło mnie ogłoszenie pod tytułem: „Potrzebna kelnerka w kawiarni". Praca na weekendy. Oferta skierowana szczególnie do studentów. Zapisałam. Kolejne – opiekunka do dzieci. Gdybym miała się podjąć tej pracy, to albo te bachory wylądowałyby za drzwiami po pierwszej godzinie, albo ja skoczyłabym z balkonu, więc nawet nie siliłam się na czytanie opisu. Odkąd pamiętam, nienawidziłam dzieci. Nie rozumiałam, co fascynującego ludzie widzieli w zmienianiu pieluch, znoszeniu krzyku, którego nie dało się ujarzmić, czy czytaniu im bajek o kaczce dziwaczce. Dzieci wprowadzały chaos, który był dla mnie nie do zniesienia. Moje życie z kolei musiało być uporządkowane.

Połowa z ofert dotyczyła kelnerstwa. W salach bankietowych, w kawiarniach, po pubach i barach. Wróciłam więc do pierwszego ogłoszenia, które przeczytałam na początku. Wykręciłam ciąg cyfr na swoim telefonie, ale coś mnie powstrzymywało przed naciśnięciem ikony słuchawki.

To strach. Przed tym, że może mi się nie udać. A jeżeli się nie uda? Spróbuję ponownie. A jeżeli wtedy się nie uda? Będę próbować do skutku. Myślę, że nie byłam na tyle nieutalentowana, że mi się nigdzie nie uda. Ale nawet wiara w swoje możliwości nie sprawiła, że moje obawy znikły. I chyba najlepszym sposobem na zaradzenie temu zjawisku jest po prostu pójście na przekór. Nie zastanawiam się dłużej. Naciskając  słuchawkę, usiłowałam zgubić kotłujące się we mnie nerwy. Próbowałam uspokoić gonitwę myśli, ustalić harmonogram przeprowadzonej rozmowy i reakcje na przykrą odmowę. Jeszcze nic się nie wydarzyło, a mój overthinking powodował, że zaczynała znów boleć mnie głowa.

- Słucham? – po drugiej stronie odezwał się kobiecy, stanowczy głos.

- Dzień dobry – odpowiedziałam tak miłym głosem, na jaki tylko było mnie stać. Zignorowałam gulę w gardle i kontynuowałam swoją wypowiedź. – Dzwonię w sprawie ogłoszenia w sprawie pracy. Jestem nim zainteresowana. Czy nadal jest aktualne? – dodałam niepewnie.

VanityOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz