Rozdział XIV

14 3 0
                                    

Maddison

Powiedzieć, że Selena męczyła mnie o test ciążowy, to jak nie powiedzieć nic.

Nie mogłam przejść na żaden inny temat, ponieważ ciągle mi przerywała, mówiąc coś typu:

„Wiem, co robisz. Odciągasz moją uwagę, żebym cię nie zadręczała. Nie rozumiesz, że chcę twojego dobra? Jeżeli nie jesteś w ciąży, to nic nie stracisz jeśli zrobisz test."

No więc takim sposobem, dzisiaj po skończonych zajęciach, obydwie udałyśmy się do apteki. Musiało wyglądać to co najmniej komicznie, gdy przyjaciółka stała obok mnie, gdy prosiłam farmaceutkę o test ciążowy. Wyglądałyśmy jak urocza para, czym tylko się upewniłam, gdy aptekarka serdecznie się do nas uśmiechnęła.

„Nie, to nie jest moja dziewczyna.

I nie, nie starałyśmy się o dziecko.

Boże! Ja nawet nie chciałam DZIECKA." – miałam ochotę wykrzyczeć jej w twarz.

Cóż, dlaczego więc towarzyszyła mi przy tym Selena? Bo nie uwierzyłaby mi na słowo. Kiedy ja starałam się wszystkie problemy spychać na bok i żyć chwilą obecną, ona twardo stąpała po ziemi. Była surową realistką.

- Okej, teraz możemy znaleźć gdzieś toaletę.

- Oszalałaś, że zrobię to w publicznej toalecie! – wybałuszyłam oczy.

- W czym problem? Toaleta jak toaleta – wzruszyła ramionami.

- O nie. Nie ty tu będziesz dyktować warunki. Zdecydowanie wolę moją prywatną łazienkę od obszczanych muszli i ulepionej podłogi.

- Nie przesadzaj, bo w galerii handlowej dbają o czystość – próbowała się spierać.

- Jedziemy do mieszkania – zatkałam uszy, udając głuchą.

Żartowałam z Seleną, ale w środku byłam przerażona jak szczeniak.

Od apteki nie było daleko do mojego mieszkania. Przyjaciółka opowiadała mi o swoim życiu, a mi jednym uchem wlatywały jej słowa, a drugim wylatywały.

Przez rodzący się we mnie stres, drażniły mnie wszystkie dźwięki, począwszy od hamującego autobusu, po stukot szpilek. Selenie byłam zdolna odpowiadać jedynie:

Tak.

Nie.

Jasne.

Mhm.

Naprawdę? (nie wiem, o czym mówiła, zdołałam tylko się domyśleć po charakterze jej mowy).

Odciągałam ten moment tak długo, jak to możliwe, ale Selena nie dawała za wygraną. Była środa, więc minęły cztery dni od mojego zemdlenia w pracy. W niedzielę chciałam przyjść, jednak szefowa zadzwoniła do mnie, bym „nie ważyła się nawet przychodzić". Wbrew pozorom, nie zabrzmiało to chamsko. Troszczyła się, tak samo, jak i Selena, która zapewne do niej zadzwoniła.

Kiedy otwierałam drzwi mieszkania, dłonie drżały mi jak u chorej na Parkinsona.

Udałam się do łazienki, podczas gdy Selena czekała przed drzwiami. Wzięłam kilka głębszych wdechów. Usiadłam na umywalce, po czym wygrzebałam z torby opakowanie. Otwarłam pudełko, a w środku znalazłam coś, co dobrze już znałam.

Tyle razy bałam się, że zajdę w ciąże. Za każdym razem Hunter uspokajał mnie, że sobie za dużo wyobrażam. Niekiedy to on pierwszy spoglądał na wynik, a później kupowaliśmy wino i świętowaliśmy negatywny. Chciałam doczekać momentu, gdy będziemy radować się z przeciwnego wyniku. Jak widać, nie było nam to pisane.

VanityOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz