Rozdział XII

19 4 0
                                    

WTEDY, Hunter

Moje życie zaczęło kreować się na materiał do kolejnej części „American Gangster". Przynajmniej takie jest moje wyobrażenie własnej osoby po tym, jak zostałem namówiony przez Masona do nielegalnej sprzedaży narkotyków. Właściwie to złe i podłe, by zrzucać całą odpowiedzialność na niego. Sytuacja rodzinna zmusiła mnie do podjęcia tej okropnej decyzji i nie jestem z niej w żadnym stopniu zadowolony.

Najgorsze jest to, że nie wiem, komu sprzedaje te narkotyki (znaczy wiem, bo do cholery przecież widzę, chodzi bardziej o intencje kupującego), po drugie – zdaję sobie sprawę, jaki mają skutek, a młodszych osób biorących ode mnie zioło nie brakowało. Odkąd zacząłem sprzedawać, boję się swojego odbicia w lustrze. Panikuję, gdy widzę wóz policyjny czy służby mundurowe. Czuję się na świeczniku, jakby ktoś miał za moment uwięzić moje nadgarstki w kajdankach i wykrzyczeć z dumą „mam cię!". Wręczanie tych pieprzonych woreczków wzbudza we mnie cholerny lęk. Niepokonany, nad wyraz odważny Hunter Cooper się boi. BOI. No kto by, kurwa, pomyślał.

Jeżeli dalej mam wymieniać jasne strony swojego cudownego życia składającego się z jakże promiennej codzienności, to mama... jest, ale jakby jej nie było. Przypomina swój własny cień, mało rozmawia i chyba popada w depresję. Ja z kolei zamiast jej pomóc, to użalam się nad sobą. Jestem tchórzem – przyznaję, jestem pieprzonym tchórzem, bo wolę udawać, że problemu nie ma. Spłacanie długu za mamę i żałoba wystarczająco odcięła mnie od życia, bym miał jeszcze siły na naprawianie rodzicielki. Uciekałem przed kolejnym problemem, bo:

a) jestem kurewsko zdołowany

b) czułem się nieporadny

c) tęsknie za tatą, a widok mamy uświadamia, jak bardzo się to na naszej rodzinie odbiło

Wiedziałem, że dorosłość nie bywa wesoła, ale nie spodziewałem się, że przekonam się o tym tak szybko. Mason usiłuje tknąć we mnie życie, ale zdaje się, że jestem nie do ruszenia.

- Uspokój się, do kurwy – powiedziałem wściekły. Boli mnie głowa, nie słyszałeś? Nie chcę słyszeć o żadnej imprezie.

- Ale fiut nie - podkreślił. – Przyjdź. Hunter. Ile można cię prosić? Ja będę miał towarzystwo, ty wydymasz jakąś laskę i każdy będzie zadowolony. Obustronne korzyści, nie sądzisz?

Siedzieliśmy w bibliotece, omawiając wspomniany temat. Dlaczego akurat to miejsce? Nikt nie wiedział – po prostu, chadzaliśmy tutaj czasami. Pasowaliśmy tutaj jak słońce do nocy. Może chodziło o to, by nauczyciele postrzegali nas za kogoś mądrzejszego niż dwa osły? A może o obowiązującą tutaj zasadę mówienia szeptem, dzięki czemu zachowywaliśmy dyskrecję, interesował gdy mieliśmy sobie do przekazania coś ważnego? Wygodnych krzeseł tutaj nie mieli, więc to z pewnością nie ich powód. Jedno było pewne – nie czytaliśmy książek. Ledwo umiałem sklecić bardziej złożone zdanie, a czytanie nie było moją ligą. Nasza dwójka nijak nie pasowała do tego miejsca – ludzie pewnie sądzili, że pomyliliśmy siłownię z biblioteką. Niektórzy rzucali nam spojrzenie równe sugestii, o udaniu się na wizytę kontrolną do psychiatry.

Mason uniósł brwi w celu przywołania mnie na ziemie, a ja spojrzałem się na niego krzywo. Chyba nigdy mu się nie znudzą wycieczki po lokalnych klubach i domówkach. Jeżeli gdzieś nie ma Masona, to znaczy, że to nie impreza, lub, że się jeszcze nie rozpoczęła.

Wpakowałem książkę z matematyki do plecaka, gdy przyjaciel znów zaczął swój wywód na temat tego, że powinienem się wyrwać z domu i choć na chwilę zapomnieć o problemach. Nie zdawał sobie sprawy z tego, że u mnie chwila zapomnienia oznaczała wylądowanie pod mostem, a nie zwyczajnym załataniem tymczasowego problemu.

VanityOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz