Rozdział VII

21 3 0
                                    

Maddison

Chwyciłam obręcz kosza. Klęcząc, zwróciłam jedzenie, które zjadłam w ciągu poprzedniego dnia. Kolejny raz.

Nie zdążyłabym dobiegnąć do łazienki, a jeśli za moment nie wyrzucę worka ze śmieciami, w całym mieszkaniu będzie unosić się woń moich wymiotów.

To z pewnością nie kac, bo nie piłam od tamtego felernego wieczoru, gdy pocałowałam Connora. Cholera, właściwie gdy skończyłam z nim w łóżku. To mi uświadomiło, jak bardzo alkohol przejmował kontrolę nad moim ciałem.

W każdym bądź razie, wniosek był jeden: byłam chora.

Całe szczęście nie musiałam omijać zajęć, bo była sobota. Powinnam udać się do lekarza, ale żaden lekarz nie przyjmuje w soboty. Dlaczego ośrodki zdrowia działają od poniedziałku do piątku? Czy pieprzone Ministerstwo Zdrowia nie wpadło na pomysł, że ktoś zachoruje w weekend? Owszem, mogłam się udać do prywatnej przychodni, tak pięknej, jak piękny byłby zapewne rachunek, który zostałby mi wystawiony po zaledwie spędzeniu tam dziesięciu minut. Nie miałam pieniędzy na niekontrolowane wydatki.

Apteka była oddalona o pół kilometra stąd, a ja w takim stanie nigdzie się nie ruszę. Czułam się wyczerpana, jakbym co najmniej skończyła półmaraton. Wstałam dziesięć minut temu i nie przebiegła przeze mnie nawet chęć, by ruszyć palcem. Zapowiadał się długi, męczący dzień.

Była jeszcze jedna opcja, która w zasadzie opcją nie była, bo od razu ją odrzuciłam, jak tylko pojawiła się w mojej głowie. Był nią Connor.

Nie. Zdecydowanie nie będę prosiła się go o pomoc po tym, jak usłyszałam głos tamtej kobiety. Odbijał się mi w uszach niczym krzyk z koszmaru. A jeżeli Connor zdradził ją ze mną? Nie, nie byłby do tego zdolny. To nie facet, którego znałam. A jeżeli w ogóle go nie znałam?

Wolałam przeszukać całe mieszkanie by znaleźć cokolwiek na poradzenie sobie z moim stanem.

Dźwięk telefonu wyrwał mnie z zamyślenia, gdy wywracałam zawartość szafek kuchennych na drugą stronę. Urządzenie leżało na komodzie w pokoju, a ja nie miałam wystarczająco siły, by po nie pójść. Pochylona nad blatem czekałam, aż melodia ucichnie. Ktoś nie mógł sobie najwyraźniej odpuścić, bo gdy telefon milknął, melodia zaczynała grać od początku. Przeklęłam pod nosem, z trudem wstałam i udałam się w kierunku dobywającego dźwięku.

Spoglądnęłam na dźwięk wyświetlacza. Connor Hansen. Wygląda na to, że przywołałam go swoimi myślami. Początkowo chciałam odrzucić połączenie, ale stwierdziłam, że byłoby to nie fair. Connor mi nic złego nie zrobił. Wręcz przeciwnie – to ja pocałowałam zajętego faceta i zajmowałam jego wolny czas. Chyba, że znalazł sobie dziewczynę po naszym zbliżeniu. Wtedy miał w pełni swoje usprawiedliwienie.

Nie widziałam się z Connorem od momentu, gdy naprawiał mi kran. Nie wiem jakie miał intencje, dzwoniąc po mój numer, ale jego dziewczyna z pewnością nie byłaby zadowolona.

Lubił mnie. Wiedziałam o tym i myślę, że dzwonił, by mi nie było przykro. Pocałowałam go i być może sądzi, że się w nim durzę, a to była kompletna bzdura.

Irytująca melodia natarczywie wydobywała się z urządzenia trzymanego w mojej dłoni i jeśli za chwilę nie odbiorę, znów ucichnie.

Przesunęłam palcem w górę, akceptując połączenie.

- Cześć Mad – przywitał się ochryple. Ten dźwięk skojarzył mi się z Connorem po porannym przebudzeniu i brzmiał kurewsko pociągająco. Zastanawiałam się, czy zwykł spać nago, czy raczej preferował sen w bokserkach. Odchrząknął, czym wywołał łaskotanie w moim podbrzuszu. Zbyłam nieprzyjemne uczucie, płonąc ze wstydu, do czego to wszystko się sprowadzało. - Masz dzisiaj jakieś plany?

VanityOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz