Rozdział IX

19 3 0
                                    

WTEDY: Hunter

Czekałem, aż mama się obudzi. Byłem kłębkiem nerwów i kurewsko się denerwowałem. Nie mogłem usiedzieć w miejscu i jeszcze bardziej nie mogłem wyjść z domu. Musiałem wiedzieć, o co do jasnej cholery chodziło z długami ojca. Głowiłem się, jak mogłem nie zauważyć, że rodzice mają problemy. Zawsze jawili mi się jako normalne małżeństwo z długim stażem – nie żeby ich urazić, ale dosyć nudne małżeństwo. Tak, to określenie trafnie ich opisuje.

Pobudka zawsze o godzinie siódmej rano. Wspólne przygotowywanie śniadania – zazwyczaj tosty i sok pomarańczowy. Czytanie gazety, wymienienie ze sobą dwóch zdań i wyjście do pracy. Powrót o godzinie siedemnastej, szybki obiad, obejrzenie codziennych wiadomości i wczesne ułożenie się do snu, bo przecież „jutro też jest dzień".

Schemat powtarzający się każdego dnia, który mnie samego naciągał na wymioty. Nienawidziłem oglądania powtórek, a co dopiero w nich uczestniczyć – w dodatku bez końca. To nie było dla mnie, ale im najwyraźniej odpowiadało. Żyłem swoim życiem. Uczyłem się na tyle, żeby zdać, chodziłem na siłownię i zwyczajnie odpierdalałem z kolegami – jak zresztą każdy w tym szczeniackim wieku. Nie byłem przygotowany na śmierć, dźwiganie ciężaru jakim był stan psychiczny samotnego już rodzica i bagno, którym były długi. Chciałem nadal się bawić, korzystać, doświadczać i przełamywać rutynę, którą osaczali mnie Philip i Kaylee.

- Ohh – jęknęła mama, stając w progu drzwi. Z nieokrzesanymi włosami, skierowanymi we wszystkie strony świata i podkrążonymi gałkami ocznymi, wyglądała dość przerażająco. Ostatnimi czasy miała sińce pod oczami, chociaż przesypiała większą połowę dnia. – Nie będzie dziś obiadu, Hunter. – Poinformowała mnie.

Tego akurat się spodziewałem. Sformułowanie stawało się niejako formułką do odklepania, z tym, że wczoraj jeszcze przeprosiła, za brak posiłku. Dzisiaj nie. Za tydzień nie będzie mówiła mi w ogóle, że obiadu nie będzie. A za miesiąc, kto wie, może w ogóle nie będzie się odzywać, a porozumiewanie się będzie następowało przez domyślanie się potrzeb drugiej strony.

Nie miałem jej za złe, że opuściła się w obowiązkach domowych i radzeniem sobie z rolą matki. Nie oczekiwałem, że po powrocie ze szkoły będzie na mnie czekał gorący obiad – już nie. Sprawy nabrały dużego obrotu, ale nie o to chodziło. Kaylee zaniedbywała samą siebie i bałem się, gdzie – lub czy w ogóle - leżała granica.

Kiedy jeden rodzic umiera, musisz pogodzić się z faktem, że od tego momentu jesteś SAM. Teoretycznie, masz drugiego rodzica, praktycznie? Żałoba pochłania go tak bardzo, że zaczynasz tracić również drugą osobę. W skrajnych przypadkach żałoba zacieśnia więź między rodzicem a dzieckiem, ale nasz przypadek nie był wyjątkiem.

Pochylałem się nad stołem, zaciskając dłonie na krześle. Nie bardzo wiedziałem, jak powinienem zacząć rozmowę, ale mama wydawała się w takim amoku, że zdecydowałem się walić prosto z mostu, by chociaż na chwilę przywrócić ją do rzeczywistości.

- Ojciec miał długi – oznajmiłem, jakby tego do diabła, nie wiedziała. Próbowałem stonować emocje, chociaż szalały we mnie niczym szalona burza. – Czemu nie mówiliście, że macie problemy?

Kaylee rozdziawiła usta, a następnie popatrzyła się na mnie pełnym smutku wzrokiem, od którego poczułem wyrzuty sumienia za swój surowy ton.

- Chcieliśmy cię chronić – odrzekła krucho. Jej głos był ledwie słyszalny, musiałem wyłapywać słowa, które porywał dźwięk klaksonów i pisków opon wydobywających się zza okna.

- Jestem dorosły – brnąłem głębiej w rozmowę. – Czemu ojciec miał długi?

- To nie twoja sprawa, Hunter – powiedziała tonem nieznoszącym sprzeciwu. Przekrwione oczy w świetle zachodzącego słońca wydawały się płonąć, niczym pochodnia. To nieprawdopodobne, jak człowiek w przeciągu tak krótkiego czasu, może zmienić się nie do poznania. Smutek w żałobie jest tak głęboki, że wypływa na zewnątrz. Wyniszczenie cicho woła o pomoc, chociaż usta zapewniają, że wszystko jest „w porządku". Dlaczego przywykliśmy do radzenia sobie z bólem samemu? O wiele łatwiej nosić ciężar w dwójkę, a mama oddalała się ode mnie każdego dnia, krok po kroku, aż w końcu zniknie z pola widzenia. Dlatego tak bardzo usiłowałem chwycić nią, nim spadnie w przepaść, z której już nie zdołam jej wyciągnąć. Musiałem o nią walczyć, póki jeszcze mogłem.

VanityOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz