°•° ścieżka °•°

97 8 0
                                    


°•°•°•°

overhaul

°•°•°•°


Odmówił wracania autem z rodzicami. Chciał przemyśleć wszystko od nowa. Chciał pomyśleć nad tym jak jego życie będzie wyglądać bez niej. Bez ich codziennych spacerów, rozmów. Chciał pogodzić się z tym, jeżeli nie żyje, że ostatnią rzeczą, która zrobił to zawiódł ją. Skrzywdził, złamał serce. Zrobił to, przed czym uprzedzał ją Shinso. Rozkochał, zranił, zostawił. To przez niego nie ma jej z nimi. To przez niego Aizawa z jej bratem siedzą całymi dniami albo na komisariacie lub w domu czekając na jakikolwiek znak. Przez niego całe miasto jest czujniejsze. Najmłodsze dziecko, niegdyś najlepszych bohaterów w kraju, zaginęło. Jest prawdopodobnie martwa, a on nie może zrobić nic. Przeszedł pod taśmami policyjnymi zawieszonymi o płot. Śnieg zdarzył lekko stopnieć. Zmarszczył brwi widząc ślady innych osób, bez sensu dali taśmę. Szedł leśną drogą szukając miejsca gdzie dziewczyna mogła uciec lub zostać wzięta. W uszach dzwoniła mu głośna muzyka. Nie ściągał ich odkąd jej głos był cały czas w jego głowie. Odkąd zaczął wyczuwać jej obecność, dotyk.

Duchy próbują się komunikować z ludźmi. Dotykają, mówią... słyszymy ich wtedy.  Te głosy, które nie należą do nikogo. Czasami te cienie, którzy inni widzą kątem oka, to oni. Potrafią też spowodować duże nieszczęście w życiu ludzi.

Przeszedł go dreszcz. Co jeżeli na prawdę nie żyła. Co jeżeli próbowała się z nim skontaktować. Co jeżeli stała w miejscu, w które się wpatrywał. Jeżeli dalej nie nadążała za jego szybkim krokiem. Poczuł kolejny dreszcz przechodzący przez jego kark. Odwrócił odruchowo głowę w prawo. Mała wydeptana ścieżka. Czuł, że musi tam pójść. Nieznana mu siła ciągnęła go w środek lasu. Może nie środek. Mały las, właśnie tam był jego koniec. Teraz po jego lewej stronie ciągnęło się jedno wielkie pole z pojedynczymi choinkami. Szedł czując jak śnieg ugina się pod jego glanami. Ślady były tu wydeptane. Powinien do kogoś zadzwonić. Powinien po kogoś pójść. Po kogo? Każdy spędza dzisiejszy dzień z rodziną przy stole, choince z prezentami. Nie. Nie wszyscy. Wpatrywał się w telefon. Była czternasta trzynaście. Napisał krótką wiadomość do matki, że kieruje się do domu Tomoko. Musiał wziąć któregoś z nich tak samo.

- Ty chyba zwariowałeś - dobrze zbudowany dwudziestoparolatek stał przed nim z zaciągniętymi rękami. - Przez ciebie zginęła, a ty jeszcze nie wstydzisz się tu przyjść? Mówiłem, że Cię kurwa zabije. - powiedział przyszpilając go do ściany.

- Max. Zostaw go - Aizawa stał na końcu korytarza. Ubrany był w czarną bluzę i tego samego koloru jeansy. Włosy miał upięte w niedbałego koka. - jeszcze raz powtórz, co się dzieje? - teraz w trójkę znajdowali się w ciepłym salonie. Okna były zakryte roletami do połowy. Panował tu półmrok. Na stole były porozrzucane papiery, zdjęcia szatynki. Wpatrywał się w nie przez dłuższą chwilę. Wyłączył się od świata, wyciągnął go głos nauczyciela. - Max. Tomoko nigdy nie ufała nawet tobie tak jak jemu, więc nigdy nie byłby w stanie tego zrobić. - na czole chłopaka pojawiła się żyłka, która świadczyła o jego zdenerwowaniu. Kolejny raz cień przebiegł obok niego.

- Tomoko mi kiedyś mówiła, że duchy mogą się jakoś z nami połączyć czy coś w tym stylu...Mówiła, że możemy poczuć ich dotyk, zobaczyć jakiś cień i ich usłyszeć. Tak? - zapytał. Wiedział, że wygląda i brzmi na zdołowanego. Jakby był zwariowany. Jego włosy były oklapnięte, a pod oczami miał wielkie sińce. Siniaki z twarzy jeszcze nie zniknęły do końca. Od trzech dni nosi tą samą bluzę, jej ulubiona. Nie ma siły wstać, umyć się, zrobić cokolwiek innego. Czeka na moment gdy w końcu ujrzy jej uśmiech, który wypatruje na zdjęciach, że w końcu dostanie od niej miliony wiadomości.

- No coś o tym mówiła

- cały czas, Cały - zaakcentował słowo - słyszę ją. Słyszę jak krzyczy, prosi o pomoc. Czasami przechodzą mnie dreszcze. I widzę te głupie cienie. Byłem dzisiaj na tej drodze, gdzie mnie znaleziono. Idealnie przeszedł mnie dreszcz w karku odwracając głowę w jakąś leśną dróżkę. Jeżeli...jeżeli jakiś duch próbuje mnie do niej zaprowadzić. Nie chcę zrobić tego sam. - Aizawa wpatrywał się w niego dłuższą chwilę. Podniósł brew, łapiąc się za brodę.

- Tomoko może opuszczać swoje ciało po czym do niego wrócić. Nigdy jej się to nie udało kiedy próbowaliśmy. Może teraz na prawdę to zrobiła i próbuje nas do niej zaprowadzić. - wstał sięgając po kurtkę. Chwilę później stali przed małą ścieżką.

- też czujecie taki... Złą atmosferę bijącą stamtąd? Cokolwiek się tam znajduje? - Hawks przytaknął. Był z nimi. Nie wierzył w winę Bakugou. Wiedział, że Aizawa prowadzi własne śledztwo. Logiczne śledztwo. Był z nimi również kirishima. Wszyscy byli w swoich strojach bohaterskich. Napad na cokolwiek co się znajduje na końcu drogi. Cokolwiek tam jest, wiedzą, że ją znajdą. Żywą. Szli gęsiego. Był zamyślony. Co się stanie jeżeli ona na prawdę nie żyje? Jak nie będzie umiała wrócić do swojego ciała. Jak nie będzie mógł jej więcej, przytulić, zobaczyć. W oczach zebrały mu się łzy. Nawet jakby była martwa od trzech dni. Zrobi wszystko by to nie był jej ostatni oddech. Żeby zdążył ją przeprosić, powiedzieć jak bardzo kocha. Zamyślił się gdzie teraz by przebywał gdyby nie odszedł za tamtą dziewczyną. Za pewne,  leżałby w łóżku narzekając przez telefon dziewczynie o jego irytujących rodzicach. Którzy okazali się nie irytujący. Wspierali go. Był ich synem, a on to poczuł pierwszy raz, że nie ważne co, zawsze przy nim będą. Tak jak ona. Nie ciałem, duchem. Zawsze przy nim będzie, będzie go wspierać, a on. On zawsze będzie ją kochać. Nie pokocha nikogo innego. Pokochał ją do końca swoich dni. Nikt nie będzie się równać jej. Każda wzbudzi obrzydzenie. Przetarł dłonią spływającą mu po poliku łzę. Nie pozwoli by była martwa, a sprawcę zabije. Poczuł nieprzyjemne zimno na swojej dłoni. Nieprzyjemne zimno, które utrzymywało się dłużej niż dreszcz. Odwrócił głowę w prawą stronę. Poczuł klepnięcie po ramionach. Idący za nim Enjirou ewidentnie wyczuł jego emocje.

Bakugou haha.

kolejny krzyk. Śmiech, a po nim krzyk. Zmarszczył brwi przestając czuć zimno.  Szli pół godziny. Powoli zaczynało się robić ciemno. Latarki nie wchodziły w grę. Hawks latał między drzewami, nakierowując ich przez słuchawki. Krzyk zamienił się w głośny płacz. Dopiero się śmiała.
Zaciągnął opaskę na oczy. Mróz szczypał jego poliki. Rozgrzewał swoje ciało szykując wybuchy, po czym je niwelując.

- Za piętnaście metrów jest stara chata leśniczego. Zamek w drzwiach jest rozerwany. W oknach ciemno, zero światła. - poderwał głowę. Znowu Poczuł zimno, tym razem na swoim przedramieniu. Tak jak zawsze robiła gdy za dużo emocji ją targało, jakby miało się zadziać coś niemożliwego. Na pewno tam jest. Weszli po cichu do starej chatki. Latarkami oświecali każdy kąt, z którego mógł wyjść nieprzewidziany przeciwnik. Pełno kurzu i mała ilość śniegu, wpadającego przez otwarte drzwi pokrywały zaśmieconą podłogę. Jakiś stary fotel, połamane krzesło, zakurzona ława i niedziałające radio. Schody w dół nie mogły kierować gdziekolwiek. Piec do ogrzewania chatki znajdował się zaraz obok fotela. Schodzili ostrożnie. Hawks na ramie do trzymania wyczul materiał. Czerwony, satynowy. Drgnął w ramie resztę obecnych. Wszyscy kiwnęli głowami zdeterminowani. Schody się skończyły. Przed nimi rozdzierała się wielka hala, a na środku stało dwóch mężczyzn.

- wyjdźcie stąd. Nie lubimy bakterii...

- overhaul

Porcelanowa lalka | Katsuki Bakugou Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz