Rozdział 2

901 39 7
                                    

~Hellevator - Stray Kids~

Peter siedział przy oknie, które znajdowało się w jego pokoju, wpatrywał się w widok za szybą. Nie był piękny, nie miał żadnego uroku, padał deszcz, a na ulicy widoczne były tylko pędzących ludzi do pracy. Peter zamknął pokój, w nocy zakradł się do pokoju opiekunek i zabrał klucze od swojego azylu, by mógł się w nim schronić i nikt więcej nie mógł go skrzywdzić. Obserwował padający deszcz i drzewa, które to nieznacznie pochylały pod pędem wiatru. Dzisiaj znowu nie pójdzie do szkoły, nie chce chodzić tam gdzie go nie chcą, dlatego też przestał przychodzić w odwiedziny do swojego starego kolegi Neda, pokłócili się na początku roku nawet nie pamiętał dokładnie o co. Ned, któregoś dnia po prostu podszedł to Parkera i powiedział, że nie chce się z nim już dłużej przyjaźnić, dlaczego? Sam nie wie i najprawdopodobniej nie do wie się już nigdy.

Usłyszał nagle, że ktoś chce wejść do jego pokoju, szarpnięcie klamki zwiastowało, że opiekunka już wiedziała co się stało. Peter nie zamierzał jednak otworzyć drzwi, tutaj był bezpieczny, z własnymi demonami i zmartwieniami, nikt obcy nie mógł go skrzywdzić, bo tylko on sam i jego umysł, powoli wyniszczał już i tak zrujnowanego chłopca.

- Peter proszę otwórz drzwi, masz gości - odezwała się jednak z opiekunek, jej głos był cichy i tłumiony przez szczelnie zamknięte drzwi.

W głowie chłopca pojawiła się nagle myśl, że może Pan Stark do niego przyszedł, że przypomniał sobie o swoim stażyście, dlatego też mozolnie wstał i pokierował się do drzwi. Powoli przekręcił kluczyk, by następnie delikatnie uchylić drzwi, aby tylko jego kawałek twarzy był widoczny, by i on widział swojego rozmówcę. Peter swoimi przekrwionymi od płaczu oczyma wpatrywał się w Panią Penny, ona za to obdarzyła go pełnym współczucia spojrzeniem i kiwnęła głową, by ten wyszedł. Parker posłuchał i wyszedł zza drewnianych drzwi pokoju, spodziewając się Pana Starka zaczął szukać go wzrokiem, jednak jedyne kogo zobaczył, to wysoki, postawny mężczyzna, był on ubrany na czarno, miał na sobie ciężkie, skórzane buty, a na twarzy nie było widać żadnej emocji. Podszedł do Petera i popatrzył na niego z pogardą.

- Pan Stark chce z tobą widzieć dzisiaj o siedemnastej - powiedział chłodno i odszedł, Parker stał w szoku, nie wiedział co ma myśleć o całej sytuacji.

Pan Stark chciał się z nim widzieć? Z jednej strony to super, bo jego mentor w końcu się nim zainteresował, ale z drugiej, czy Peter naprawdę chciał się po tym wszystkim widzieć z Panem Starkiem? Od początku ich znajomości Stark nie okazywał mu krztyny zainteresowania, gdy ten potrzebował pomocy, rady czy chociażby małej nic nieznaczącej, dla tego cholernego miliardera, pochwały. Parker istniał tylko wtedy, gdy coś zepsuł lub gdy to Stark potrzebował pomocy, nigdy na odwrót, nie było sytuacji, w której to Stark nie ochrzaniłby Petera za jakąś rzecz. Jedyne co Stark widział w chłopcu, to narzędzie do wyżywania lub wykorzystywania go do różnych zadań, Peter gdyby nie jego samozaparcie już dawno by się poddał i zdecydował o zakończeniu kariery super-herosa. Jednakże Parker nie był słaby, postanowił sobie, że zostanie bohaterem, że będzie pomagać niewinnym, więc tak pozostanie, nie może przecież z dnia na dzień przestać ratować miasto przed drobnymi przestępcami, bo gdyby nie ten "Spider-man z sąsiedztwa" w Queens już dawno rozwinęłaby się stolica handlu narkotykowego, czy małych ulicznych gangów.

Dlatego zdecydował, że pójdzie do Stark Tower i porozmawia z Iron-man'em, powie mu co sądzi na temat ostatnich wydarzeń, wygarnie mu prosto w twarz co o nim sądzi i o jego zachowaniu, bo wielki Tony Stark zachował się gorzej niż przeciętny nastolatek. Zwykły nastolatek z Queens potrafiłby przyznać się do błędu, bo miał w życiu ciężko, jednak Tony nie potrafił, dlaczego? Nie doświadczył w życiu tego co Peter, nie stracił wszystkich, nie polegał na kimś kto jawnie pałał do niego niechęcią, Howard Stark nauczył go być znieczulonym na takie coś, po za tym Stark nigdy nie podziwiał swojego ojca, bo na to nie zasługiwał. Tony nie był też wyzywany od kujonów i bity czy podtapiany w kiblu na każdej przerwie. Stark był bogaty, w społeczeństwie miał już, od swojego urodzenia, załatwione, i zapewnione stanowisko, nie musiał budować swojej sławy, bo już ją miał, jedyne co mu pozostało to nadał być na szczycie, nie dać sobie odebrać tytułu najmądrzejszego człowieka w Nowym Jorku.

Nice job Kid /Irondad and Spiderson/Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz