Rozdział 9

408 26 4
                                    

~ Paralyzed - NF~

Stark siedział przy łóżku chłopca i wpatrywał się w jego nie spokojnie unoszącą się klatkę piersiową. Na zgięciu łokcia spoczywał wbity wenflon, do którego podliczona była kroplówka. Chłopiec był strasznie odwodniony, wychudzony i zaniedbany, jednakże trzeba pomagać stopniowo. Elektrolity muszą na razie wystarczyć, następnie dojdą lekko stawne posiłki, kroplówki z odpowiednimi składnikami odżywczymi, gdyż Peter miał początki anemii. Jego skóra była nienaturalnie blada, można by nawet rzec, że miała nieco ciemniejszy odcień od pościeli, którą był okryty. Usta chłopca były sine, fiolet którym były pokryte drżały z zimna i bólu. W głowie nastolatka trwała burza, o której nikt nie wiedział, jego wspomnienia powracały, a wizje tortur i testów, którym był poddawany bolały jeszcze bardziej. Przeżywał je sam, bez nadziei i w przekonaniu, że na nie zasłużył. Każdy test wykonywany był jeszcze raz na zmaltretowanym ciele nastolatka.

Serce milionera pękało na widok zmarniałego chłopca, mógł jedynie biernie obserwować co chwilę marszczące się z bólu i dyskomfortu, brwi chłopca, jego drżące z przerażenia wargi, wsłuchiwać się w jego świszczący i lodowaty oddech. Gdy Stark zobaczył, że chłopiec traci przytomność i ostatkami sił wypowiada ostatnie zdania, podbiegł do niego i w ostatniej chwili podłożył dłoń pod głowę nastolatka, aby ta nie zderzyła się z twardą nawierzchnią dachu. Przynajmniej wtedy pomógł Peter'owi, przynajmniej wtedy mógł powiedzieć, że poświęcił mu czas. Tony drżącymi rękoma złapał za chudą dłoń nastolatka, uniósł ja delikatnie, pochylił się nad jego łóżkiem, z jego oczu wypłynęły powstrzymywane łzy. Spod warg uwolnił się cichy szloch i ciężki oddech.

- Przepraszam cię dzieciaku... - wyszeptał - Przepraszam... Gdybym nie był takim dupkiem... Może teraz nie leżał byś tutaj i nie walczył o każdy oddech... Może byłbym w stanie pomóc... Może bym, kurwa pomógł May... Może...- przyłożył sobie jego dłoń do ust i pocałował wychudzone palce nastolatka. - Może mógłbym nazywać się bohaterem...

Dopiero w tamtym momencie zdał sobie sprawę, że chłopak był dla niego kimś więcej niż tylko głupim nastolatkiem, był dla niego niczym syn, syn który pokazał mu co to znaczy się o kogoś martwić, co to znaczy mieć kogoś cennego, co to znaczy być za kogoś odpowiedzialnym. Parker dał mężczyźnie do zrozumienia, że świat w którym żył chce zniszczyć każdego, nieważne czy to nastolatek czy już dorosły facet, czy może dziecko lub starsza kobieta. Świat powoli odbiera nam szczęście, kształtuje ludzi na zimnych i obojętnych na krzywdę innych. Stark był idealnym tego przykładem, do momentu, w którym nie dostał porządnego liścia w twarz od życia, był obojętny, nie liczyło się dla niego co w danej chwili może dziać się z nastolatkiem, czy był szczęśliwy czy może przechodzić najgorsze tortury.
Stark miał głęboko w dupie to, że chłopiec jest zniszczony psychicznie i samolubnie zabrał mu jedyna rzecz, która dawała mu odczuć, że coś robi dobrze.

Kiedy przysłowiowy "kopniak w tyłek" nastąpił, było za późno na próbę odbudowania straconego zaufania. Peter zwątpił w jego dobro, przestał żyć w przekonaniu, że jest ktoś dla kogo jest cenny. Tony dla chłopca przestał być oparciem, wcześniej traktował go jak pewnego rodzaju odpowiednika ojca, jednakże po tym jak Stark całkowicie go olał, przestał nim być. Stał się idolem, który dał mu do zrozumienia, że jest nic niewart, więc postanowił być taki jak on. Zimny, oschły i niewzruszony na czyjeś cierpienie, nienawidził siebie za to, że nie mógł być jak Stark, że przejmował się czyimś istnieniem, bólem. Mężczyzna pozostawał niewzruszony na czyiś ból i lęk, traktował to jak nieodłączną część jego pracy. Strach ludzi był oczywisty i irytujący, przecież wiedzieli, że zostaną ocaleni, więc po co panikować?

Nice job Kid /Irondad and Spiderson/Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz