Rozdział 12

395 16 15
                                    

~Mockingbird - Eminem~

- Ja chciałem przypomnieć sobie czym są uczucia... - wyszeptał chłopiec i spojrzał na mężczyznę, na usta chłopca wpłynął uśmiech, który wyglądał tak sztucznie, że Stark nie mógł uwierzyć, że rozmawiał z Peterem. Tym Peterem, którego poznał przeszło dwa lata temu. - Został mi jedynie ból, który sprawia, że mogę coś poczuć... - dodał po chwili, a w pomieszczeniu zapanowała idealna cisza.

Stark ze strachem wpatrywał się w smutne i jednocześnie puste oczy nastolatka. W jego głowie przeplatały się pytania; Dlaczego Peter, dlaczego los zdecydował, że to ten uroczy chłopak będzie musiał stawić czoła traumie? Co Peter zrobił, czym zawinił, że świat się na nim mścił i doprowadzał do jego cierpienia?

Nagle ciszę przerwał dzwoniący telefon nastolatka. Chłopak odruchowo sięgnął do kieszeni i zobaczył wyświetlający się numer opiekuna. Na ekranie widoczny był napis "Pan Jones", i zwiastował on tylko jedno; opiekunom skończył się towar. Trzeba zatem po niego iść... A miał to być spokojny wieczór.

- Przepraszam, ale muszę odebrać - powiedział spokojnie i nacisnął zielona słuchawkę. - Halo? - zapytał i przyłożył telefon do ucha.

- Weź idź na stację i kup co potrzeba. Nie ważne co byle było - Parker usłyszał zachrypnięty głos opiekuna, musiał się zbierać.

- Jasne - odparł szybko i się rozłączył

Peter westchnął ciężko, znowu musiał iść na opuszczona stacje benzynową po narkotyki dla swoich opiekunów. Nie zdarzało się to często, z czego nawiasem mówiąc Peter bardzo się cieszył, nienawidził przebywać w środowisku ludzi, którzy nie panują nad własnym zachowaniem przez odurzenie narkotykowe. Musiał jednak iść żeby mieć spokój, gdyby ci ludzie nie dostali narkotyków chłopak miałby ogromne kłopoty. Skrycie pragnął by któregoś pięknego dnia jego opiekunowie wzięli troszkę za dużo narkotyku, by standardowa dawała im nie wystarczyła i by zasnęli snem śmierci, której to tak bardzo nastolatek pragnął. Nie chciał przebywać w świecie, w którym nie wiedział kim był, w którym na każdym kroku każdy chce dla niego źle, chce by nastolatek cierpiał.

- Muszę iść Panie Stark - powiedział cicho i wyminął mężczyznę, gdy otwierał drzwi i już wychodził miliarder zatrzymał go łapiąc go za nadgarstek.

- Peter... Pamiętaj, że... Zawsze możesz tu przyjść... - chciał jeszcze coś dodać, dwa słowa, których chłopiec nie słyszał od bardzo dawna, dwa słowa, które miały niezwykłe znaczenie i, o których tak często się zapomina. Zrezygnował jednak, nie chciał aby zabrzmiały ona kontrowersyjnie. Chłopak jedynie uśmiechnął się słabo i spojrzał w oczy starszego mężczyzny.

- Dziękuję... - szepnął cichutko i wyszedł zamykając drzwi. Mężczyzna podszedł do dużego okna i zerknął na zachmurzone niebo.

Po policzkach Starka spłynęły łzy, ten chłopiec tyle przeszedł, a on nie mógł nic zrobić. Dzieciak był nie do poznania, tak smutny, tak skrzywdzony, tak bardzo odmieniony przez brutalność tego świata. Pogoda przypominała mi chłopca, chmury zakrywały księżyc, a wcześniej słońce, które dla Starka były symbolami szczęścia i nadziei. Zupełnie jak chłopak, niebo było pokryte ciemnymi chmurami smutku i obaw.

- Friday, zamknij drzwi, nie wpuszczaj nikogo. Wyłącz kamery w tym pomieszczeniu, zapisz i wyłącz projekty - powiedział cicho, zamknął oczy. Musiał być sam, nie chciał z nikim rozmawiać.

Tak bardzo tęsknił za tamtym szczęśliwym i pozytywnym dzieciakiem. Czemu Bóg musiał mu go odebrać?

***

Nice job Kid /Irondad and Spiderson/Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz