Rozdział 4

516 26 6
                                    

~Voices - Stray Kids~

Chłopak leżał na ziemi a do jego szyi przymocowany był długi łańcuch, na obroży, w usta włożony miał knebel, ręce i nogi skute kajdanami, pa za tym miał na sobie jedynie bokserki. Świat wirował mu przed oczami, ledwo oddychał, jego ciało całe drżało przez ogromny ból związany z zakończonymi chwilę temu torturami, z jego nóg spływała gorąca krew, która skapywała na beton, na plecach malowały się ogromne sińce, które w delikatnej łunie światła dochodzącego z korytarza, wydawały się być czarnymi plamami. Kości chłopca były pokruszone, nie mógł chodzić, gdyż każdy nawet najmniejszy ruch sprawiał mu ból, jednak nie płakał jak większość. Zaakceptował fakt, że stał się zabawką, odbierał ciosy, którymi zalewali go żołnierze ze spokojem, bo nauczył się, że jego krzyk nic nie zdziała, nagle nie przestaną się nad nim znęcać bo go boli. Najczęściej działo się na odwrót, gdy tylko przestawał krzyczeć przestawali, tortury były krótsze bo nie słyszeli jego lamentu, więc nie mieli motywacji do dalszego katowania chłopaka.

Wrota od celi otworzyły się z trzaskiem, do środka wszedł tajemniczy mężczyzna, Peter nie znał tego żołnierza, był nowy? Jeszcze nigdy do niego nie przychodził, podszedł do chłopca i przy nim ukucnął, złapał za jego zmęczoną twarz i obserwował jak krzywi się na nieprzyjemny dotyk, uśmiechnął się i położył dłoń na pośladku nastolatka po czym go ścisnął, z ust chłopaka uciekł zduszony jęk bólu i dyskomfortu. Mężczyzna szarpnął chłopcem by ten wstał i zaprowadził go do jednej z wielu sali. Rzucił chłopcem o ziemię i po raz pierwszy światło oświetliło jego twarz. Peter rozszerzył oczy w szoku, nad nim stał mężczyzna, po którym nigdy nie spodziewałby się tego, co za chwilę miało nastąpić. Był to jego ukochany wujek Ben, ten sam, który traktował Petera jak syna i oddał za niego własne życie. Twarz Parkera zbladła, nie mógł uwierzyć w to co widział, jego wujek miał teraz go skatować. Przecież on nie żył Peter go zabił, on nie powinien tu być. Oddech Petera znacznie przyspieszył, gdy zauważył, że Ben zbliża się do niego ze strzykawką, w której to znajdowała się czarna substancja. Wbił igłę w ramie chłopca i uśmiechnął się szaleńczo.

- Zabiłeś mnie Parker, więc zasłużyłeś na karę...

Parker obudził się z krzykiem na fotelu, no tak kolejne testy i badania jego mocy, znowu pobierali mu krew do momentu, w którym nie straci przytomności. Peter cały drżał, to co mu się przyśniło pozostawiło na nim piętno, w swoich snach najczęściej widział ciocię albo wspomnienia z przed jej śmierci, ze wszystkich eksperymentów i badań. Gdy we śnie objawił mu się Ben i to jeszcze w mundurze Hydry, bał się. Na prawdę się bał.

Do sali weszła niska kobieta, w ręku trzymała maskę, która dostarczała do płuc nastolatka trujący gaz, no tak kolejna faza badań. Nie znosił jej, gdy tajemniczy gaz był wpuszczany do jego płuc, myślał że zaraz rozerwie te cholerną maskę na strzępy. Jego klatka piersiowa tak niemiłosiernie bolała, czuł jakby jego płuca były dosłownie palone od środka, każdy fragment jego piersi piekł, jego serce ledwo biło a płuca przyjmowały coraz mniej tlenu. Badacze nic sobie z tego nie robili, jedynie pusto wpatrywali się w cierpiącego chłopca, który to chciał się zwijać w malutki kłębek bólu. Nie mógł, bo jego ręce przykute były do fotela, nie było innego sposobu niż poddać się i zamknąć swe ślepia, by nie widzieć pogardy, która go obdarzali. Jedynie zamknięcie oczu, odrobinkę pomagało w zminimalizowaniu fali bólu jaka nawiedzała jego organizm. Po kilku minutach wyczerpany kolejnym testem, uciekł do kolejnego koszmaru, z którego nie chciał się wybudzić.

Wokół niego panowała ciemność, jego oddech był drżący, szyja niezmiernie piekła przez zaciśnięty na niej łańcuch. Chłopak myślał, że zaraz zwariuje, jego wyostrzone zmysły drażniły go jeszcze bardziej niż na samym początku. Słyszał każdy szmer, każde bicie czyjegoś serca i ciężkie oddechy, które dochodziły ze wszystkich stron. Pragnął zatkać sobie uszy dłońmi, lecz nie mógł, by skuty. Zapomniał, że tutaj nie jest tak kolorowo jak w sierocińcu, tam mógł robić wszystko, a tutaj cierpiał i powoli tracił nadzieję w to, że Stark połapie się w jego wskazówce. Może powinien inaczej ubrać ją w słowa? Albo Tony najzwyczajniej nie był tak wielkim geniuszem za jakiego miewał go świat? A może już to rozgryzł tylko czeka na odpowiedni moment do ataku? Peter nie wiedział, a chciał wiedzieć, jednak w tamtym momencie musiał skupić się na uspokojeniu swoich zmysłów, gdyż czuł że zaraz nie wytrzyma i zacznie krzyczeć, a tego obawiał się najbardziej. Pokazać Hydrze jego słabość, nie chciał by widzieli jego ból i bezradność, bo i tak wiedzieli, że nie jest w stanie nic zrobić, Peter chciał zabrać im satysfakcję z jego tortur i nie dać im upragnionego widoku jego agonii.

Nice job Kid /Irondad and Spiderson/Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz