Rozdział 11

135 3 1
                                    

Matt przyciągnął mnie do siebie i zrobił coś czego się nie spodziewałam. Wziął nóż z blatu, po czym przyłożył go do mojego gardła.

-Powiedziałem żebyś ją zostawił pierdolony bez mózgu!-krzyknął Louis a nagle przez moje pierdolone policzki pociekła fala łez.

-Kurwa w twoich snach!-odkrzyknął Matt.

-Pieprz się!

-Pieprzyć to ja moge Kiare kiedy i gdzie chce!

-Co?...Pieprzysz się z nim?-zapytał mnie Louis. Chyba był rozczarowany.

-N-nie-odpowiedziałam przez zaciśnięte gardło.

-Nie pieprzy się ze mną, bo nie jest tego świadoma.-prychnął Matt.

-G-gwałcisz ją?-zapytał z przerażeniem Louis.

-Tak-odpowiedział z dumą Matt.

-TY PIERDOLONA MAŁPO! BĘDĘ RZUCAŁ TOBĄ JAK SZMATĄ! SAM CIE ZGWAŁCE ZOBACZYMY CZY JESTEŚ TAKI MĄDRY CHUJU! CHCESZ W DUPE?! TO ZA CHWILE BĘDZIESZ MIAŁ MOIM CHUJEM CIE ZGWAŁCE!-Krzyknął wkurwiony Louis. Był wkurwiony bardziej niż ostatnio na kłótni z lafiryndą. Takiego go jeszcze nie widziałam.

Nagle Matt wziął ręke z mojego ramienia razem z nożem. Ale nie z własnej wolii. Gdy Matt się odsunął podbiegłam do Louis'a, a on... mnie objął. Obróciłam się tyłem do Louis'a i zobaczyłam Nick'a z Matteo...  Zastanawiałam się jak oni tu weszli. (dop.aut. Nie chce mi sie później opisywać jak ona sie go pyta jak oni weszli, więc odrazu powiem, że Louis gdy Kiara została zawołana i zwyzywana przez Matt'a szmata z balkonu, poinformował jej braci o tym zdarzeniu i powiedział żeby weszli przez balkon w jego mieszkaniu) 

Zaczęły mi się trząść ręce. Louis mnie znów objął. Nie chciałam żeby ten gorący idiota mnie dotykał. Nie chciałam żeby ktokolwiek mnie dotykał. Osunęłam się na ziemię, mój oddech przyspieszył. Japierdziele, teraz? Nadal płakałam i się cała trzęsłam. Louis przy mnie kucnął, odsunęłam się. Niech spierdala, niech wszyscy spierdalają. Wstałam cała roztrzęsiona, nie chciałam żeby ktokolwiek z nich wiedział, że mam jebaną depresję i od dwóch lat zmagam się z jakimiś jebanymi atakami paniki i innymi gównami. Wybiegłam z mieszkania ignorując nawoływania braci, którzy właśnie bili mojego byłego. Wyszłam z budynku . Jebana banda debili. Mam dosyć. Wsiadłam do auta i jechałam przed siebie.

Nie wiem jakim cudem skończyłam w jakimś barze chlejąc czystą. Obok mnie usiadł jakiś gościu. Spojrzałam na jego ryj. Ewww. Ale oblech. Żyg. Gościu był po trzydziestce, miał na sobie garnitur, ale jebał. Chyba się nie zna na perfumach, bo śmierdział jakby pomieszał swoje gówno z przterminowanym serkiem. Spojrzałam na niego pytająco, byłam zmęczona i nie chciało mi się słuchać jego pierdolenia.

-Postawić ci drinka ślicznotko?-powiedział to sepleniąc po czym spojrzał na mnie z obrzydliwym uśmiechem.

-Nie, spierdalaj.-wstałam ze stołka mając zamiar wyjść z tej dziury, gdy przeszkodził mi w tym mój zajebisty przyjaciel oblech. Stanął przede mną, a mnie już dopadł odruch wymiotny czując jego smród. Myślałam że go obrzygam.-Nie rozumiesz słowa spierdalaj? Może mam zadzwonić do taty aby ci wytłumaczył?-złapałam go za ramiona i jebłam mu kolanem w jego czułe miejsce jak to mnie uczył Nick. Zostawiłam typa i z niewzruszoną miną wyszłam z baru. Kurwa nie powinnam prowadzić schłałam się jak Mieciu z pod żeby. A jebać to. Wsiadłam do Mercedesa i odjechałam. Zaczęły mi ciążyć powieki. Chciało mi się spać.

Jechałam do mieszkania ale nie mojego tylko Louis'a. Wiedziałam, że wie że napewno nie chce wrócić do swojego. Wiedziałam też, że nie naruszy mojej prywatności nawet w jego mieszkaniu. Wiedziałam, że gdy nie będe chciała aby dotykał mnie, on tego nie zrobi. Będzie chciał mnie objąć, ja mu na to nie pozwole. Będzie chciał pocałować, to ja mu przypierole.

What is love?Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz