Rozdział siedemnasty

4.8K 728 123
                                    

Łapcie bonus! <3

#przyslugawatt

HARDY

Myślałem, że mnie szlag trafi, kiedy zobaczyłem ją z Burkiem i Jaxem.

Chociaż od początku wyczuwam zagrożenie w Burke'u, Jaxon to coś nowego. Zawsze widziałem w nim jedynie klasowego głupka, jakiego gra w rodzinie Beckettów. W towarzystwie Tabby był jednak dziwnie poważny i rzeczywiście pomocny. Zastąpił mnie, kiedy sam zjebałem i zapomniałem o spotkaniu z empatą, co z jednej strony było dobre (dla Tabby), a z drugiej niesamowicie wkurwiające (dla mnie). Wiem, że totalnie nie poradziłem sobie z tą sytuacją i zjebałem tak bardzo, jak tylko się dało.

Najgorsze zaś jest to, że oni obaj są dla niej tacy obrzydliwie mili. Udają dobrych chłopaków, chociaż tak naprawdę żaden z nich nie dorasta jej do pięt. Żaden na nią nie zasługuje. Powinni się od niej wszyscy odpierdolić, ale wiem, że tego nie zrobią, bo Tabby jest zbyt łakomym kąskiem.

A ona, naiwna, myśli, że oni serio chcą jej pomóc.

Oczywiście ja sam nie zachowałem się lepiej. Podsłuchiwałem ją po wyjściu z salonu, dzięki czemu o mało nie dostałem apopleksji, gdy zaczęła się umawiać na randkę. Było mi głupio, gdy wcześniej mnie tłumaczyła, jakby to było jej zadanie (nie było), ale to nie oznacza, że zachowałem się wobec Burke'a bardziej cywilizowanie. Ten typ powinien trzymać od niej łapy z daleka, ale już wiem, że trudno mi będzie go do tego przekonać.

Może jednak powinienem o nim wspomnieć Davenportowi.

Staram się więc, jak tylko mogę, być pomocnym dla Tabby, gdy ćwiczy na mnie swoje nowe umiejętności. Panikuję nieco, kiedy pierwszy raz usypia mojego kodiaka, potem jednak zaczynam się do tego przyzwyczajać, zwłaszcza że równie łatwo i szybko potrafi go obudzić. Ta dziewczyna ma naprawdę niesamowite umiejętności. A ja wolę myśleć o tym, niż o tym, co widziałem na polu należącym do watahy i potem na komendzie.

Ta dziewczyna naprawdę nie powinna była zginąć.

Wiem, że to oznacza wojnę z Niszczycielami. Tabby chyba jeszcze nie jest świadoma, że niejako ją wywołała, a ja nie zamierzam jej uświadamiać. Dopiero miałaby wyrzuty sumienia.

Ćwiczymy tak intensywnie, że w końcu robię się zmęczony. Jednak za każdym razem, gdy pytam Tabby, czy nie powinniśmy na dzisiaj skończyć, ona odmawia, zdeterminowana, by jak najszybciej nauczyć się tego, co może obudzić hienę Younga. Nie mam serca mówić jej, że to już prawdopodobnie niczego nie zmieni. Hieny postanowiły wypowiedzieć watasze wojnę, Tabby tego nie cofnie.

Będę się tym jednak martwił później.

– Jeszcze raz – poleca Tabby, kiedy w kilka godzin później kończymy kolejną próbę. Jest nieco zbyt blada pod swoimi siniakami i wygląda tak, jakby miała dość. Martwię się o nią. – Chcę spróbować...

– Umiesz to – zapewniam ją. – Nie potrzebujesz więcej prób.

– ...ostatni raz – prosi, używając tonu, który sprawia, że nie potrafię jej niczego odmówić. – Jeszcze tylko raz. Obiecuję, że potem pójdę spać... albo się stąd wyniosę, jeśli tak wolisz.

Czy ona kiedyś z tym skończy?

– Już mówiłem, że nie chcę, żebyś się wynosiła – warczę. – I naprawdę wystarczy...

Nie kończę, bo nagle z nosa Tabby zaczyna płynąć krew. Zastygam na moment, a ona szybko orientuje się, że coś jest nie tak, chwyta się za nos i próbuje powstrzymać krwawienie. Sięgam do pudełka chusteczek stojącego na stoliku kawowym, wyciągam dwie z nich i chwytam Tabby za kark, równocześnie podsuwając jej chusteczki pod nos.

Niedźwiedzia przysługa | Nieludzie z Luizjany #6 | ZAKOŃCZONEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz