Rozdział dwudziesty

5.5K 736 80
                                    

Łapcie bonus! <3

#przyslugawatt

Przebywanie z Beckettami oznacza odłożenie na bok własnych problemów i wątpliwości.

Pewnie nie zawsze tak jest, ale dzisiaj, kiedy najpierw uczestniczę w ślubie Pepper i Remy'ego, potem zostaję zaatakowana, potem staję się świadkiem ich rodzinnej dyskusji, a następnie pomagam wyekspediować Neve do lekarza, zupełnie zapominam o własnych kłopotach.

Ian nie ma wystarczająco zaufania do szpitali w mieście, by zabrać tam Neve. Od miesięcy mają gotową salę w gabinecie doktora Edwardsa, dokąd zabierają ją razem z Pepper i Remym. To pewnie nie jest dokładnie taka noc poślubna, na jaką ta dwójka liczyła, ale nie narzekają.

Podczas gdy Pepper i Remy jadą z Neve i Ianem do lekarza, Lexie i Lucien oraz Cassie i Hank zbierają się do domu, uznawszy, że powinni poczekać na wieści u siebie. Wtedy zagaduje do mnie Jaxon.

– Potrzebujesz podwózki do domu? – pyta, przysiadając obok mnie na sofie w salonie ludzi, których nawet już nie ma w tym domu. – Słyszałem, że hieny skasowały SUV Hardy'ego.

– Ja...

– Możesz po prostu oddać nam auto, Jax, a sam wrócić do siebie na czterech łapach – sugeruje nagle Hardy, pojawiając się gdzieś za moimi plecami.

Jaxon posyła mu krzywy uśmiech.

– Mogę też odwieźć Tabby do twojego domu, a ty możesz wrócić do niego na czterech łapach. Co ty na to?

Hardy warczy, ale ja mam na dzisiaj dość walk i jakichś głupich męskich konfliktów. Chcę po prostu wreszcie trochę odpocząć, bo pomimo ostatnich zaklęć Neve, nadal wszystko mnie boli.

O nie. Czy to ja wywołałam poród? Czy to przeze mnie tak nagle musiała jechać do lekarza?

– Tak, chętnie wrócę z tobą do domu, Jax – mówię, a Jaxon uśmiecha się triumfalnie do Hardy'ego. – Jedziesz z nami, wielkoludzie?

Podnoszę się z kanapy, zataczając się jedynie odrobinę, i ruszam do wyjścia, zanim którykolwiek z nich zdąży zrobić coś, co wkurzy tego drugiego. Nie mam w tej chwili do tego cierpliwości. Toksyczna męskość musi poczekać na mój lepszy dzień.

Żegnam się z Cassie i Hankiem, którzy również zbierają się do wyjścia, po czym wychodzę na zewnątrz. Jax i Hardy idą za mną, dokładnie tak, jak przypuszczałam, jedynie posyłając sobie nieżyczliwe spojrzenia. Bez słowa podchodzę do samochodu Jaxa, a gdy on odblokowuje drzwi, wsuwam się na tylne siedzenie i z westchnieniem kładę głowę na zagłówku.

Dopiero gdy oni obaj wsiadają na przednie fotele, dotykam dłonią miejsca między moimi piersiami, gdzie nadal znajduje się wisiorek od Hardy'ego. Wzdycham z ulgą. Mógłby być zły, gdybym go zgubiła, skoro drobiazg należał do jego matki. Kiedy przypominam sobie przepełniające go emocje, gdy o niej mówił, wiem, że Hardy'emu zależy na mamie. Na pewno chciałby dostać z powrotem wisiorek po niej.

Po chwili ruszamy z miejsca, a ja mogę przymknąć szczypiące mnie oczy. To był długi dzień i naprawdę potrzebuję odpocząć.

– Co obstawiacie? – pyta w pewnej chwili Jaxon. – Ja dwóch chłopaków.

Parskam śmiechem. Wszyscy wiedzą, że Neve i Ian mają mieć bliźniaki, ale nie sprawdzali płci. Wiem, że w rodzinie Beckettów krążą zakłady o to, w jakiej konfiguracji się urodzą. Jest z nich wyłączona jedynie Pepper, choć nikt tak naprawdę nie wie, czy widziała to w jakiejś swojej wizji, czy nie.

– Na pewno będzie dwóch chłopaków – zgadza się z nim Hardy.

– Tabby? – pyta Jaxon. – Jak ty myślisz?

Niedźwiedzia przysługa | Nieludzie z Luizjany #6 | ZAKOŃCZONEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz