Rozdział dwudziesty ósmy

5.1K 686 107
                                    

#przyslugawatt

HARDY

– Co to ma, kurwa, być?

Ian wita mnie tymi słowami, gdy tylko wchodzę do jego gabinetu. Wezwał mnie tu z samego rana, co oznacza, że niechętnie musiałem zostawić w łóżku Tabby i wziąć prysznic, żeby pozbyć się jej zapachu. Nie mam ochoty na komentowanie mojego życia erotycznego przez członków watahy, nawet przez Iana.

Wzdycham, siadam w fotelu po drugiej stronie jego biurka i posyłam alfie cierpki uśmiech.

– Musisz być bardziej dokładny. Czym co ma być?

Ian przesuwa w moją stronę laptopa, na którym ma wyświetlony jakiś artykuł z plotkarskiego portalu online. Mam ochotę się roześmiać na widok zdjęcia, które zostało tam opublikowane, ale w ostatniej chwili się powstrzymuję.

Ktoś musiał nam strzelić fotkę, gdy wychodziliśmy z cmentarza. Mała, drobna Tabby, ubrana w zwykłą koszulkę i szorty, z tymi jej zajebistymi nogami na wierzchu, idzie obok wielkiego kodiaka, gładząc go po łbie. To zdjęcie wygląda komicznie, ale z jakiegoś powodu mnie rozczula. Jest cudowne.

ZAKLINACZKA NIEDŹWIEDZIA, grzmi nagłówek nad krótkim artykułem, którego sedno stanowi nasze zdjęcie. Uśmiecham się mimowolnie. Nawet trafili. Tabby rzeczywiście jest moją zaklinaczką.

– Musisz się tak głupio szczerzyć? – warczy Ian.

Wzruszam ramionami.

– Ale o co ci chodzi? – dziwię się. – To bardzo pochlebny nagłówek.

– I zdjęcie pokazujące, jak paradujesz po mieście przemieniony – odpowiada mój alfa ze złością. On tak serio? – Urządzacie sobie spacery czy jak? Tabby trzyma cię na smyczy?

Z nas dwojga to raczej nie ja mógłbym trafić na smycz.

– Chryste, wyluzuj – mamroczę. – Wychodziliśmy z cmentarza i szliśmy do mojego samochodu. Nigdzie nie spacerowaliśmy ani nie paradowaliśmy. Droga zajęła nam najwyżej pięć minut. Czego oczekiwałeś, że się przemienię i będę leciał do auta z gołą dupą?

Ian się krzywi. Chyba sam nie przemyślał, co chce powiedzieć.

– Jakoś my potrafiliśmy z Jaxem poczekać w miejscu, gdzie nikt nas nie zobaczył, na skraju cmentarza, i wysłać moich ludzi po ciuchy do samochodu – cedzi. – Nikt nas nie widział w wilczej formie ani kiedy się przemienialiśmy. Nie możesz powiedzieć tego samego o sobie.

Moje spojrzenie twardnieje. Ian może i jest moim alfą, ale nie dam sobie wmawiać tego kitu. A jeśli będzie miał z tym problem, to równie szybko może przestać nim być, co kiedyś zaczął.

– Sugerujesz, że miałem wysłać Tabby samą do mojego samochodu po ubrania dla mnie, żeby przypadkiem nikt nie zobaczył mnie na mieście? – warczę, ledwie nad sobą panując. – Tuż po tym, jak hieny próbowały ją, kurwa, zabić? Nie wiedząc, czy Young nie czai się na nią gdzieś za cmentarzem i nie czeka, żeby znowu ją porwać? Miałem zostawić ją samą, roztrzęsioną i przestraszoną po ataku? Czy ty masz, kurwa, dobrze w głowie?

Ian unosi dłonie w uspokajającym geście.

– Dobra, czaję – mamrocze. – Nie widziałeś innego wyjścia. Ale nie musiała cię głaskać...

– Pocieszałem ją, kurwa, po ataku – przerywam mu. – Myślałem, że wezwałeś mnie tu, bo masz dla mnie jakieś sensowne wiadomości o Youngu albo o Viperze, a nie dla takiego gówna, Ian.

– To nie jest gówno – protestuje mój alfa. – Rozumiem, że nie obchodzi cię nic więcej poza rozwałką i bezpieczeństwem twojej kobiety, ale ja prowadzę watahę. Muszę być pewien, że nikt nie rozprzestrzenia o nas żadnych szkodliwych informacji. Media i tak uwzięły się już na Pepper i Remy'ego. Chcecie być kolejną nieludzką celebrycką parą w Nowym Orleanie?

Niedźwiedzia przysługa | Nieludzie z Luizjany #6 | ZAKOŃCZONEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz