Rozdział 11

57 9 1
                                    

*ELLIE*
-gdzie jestem? -wymamrotałam
-w szpitalu-powiedziała jakas kobieta o bardzo przyjemnym głosie
-co sie stało? -próbowałam usiąść ale nie miałam na tyle siły
- leż, spokojnie. Podobno gdy karetka przyjechała leżałaś na ziemi cała we krwi, nie przytomna, nie było nikogo , a ty nie miałaś żadnych dokumentów, sprawdzono Cię i okazało sie że twoi rodzice tez nie dawno zmarli.
-Ja...Ja ... Ja nic nie pamietam
-Nic? -spytała zdziwiona kobieta
-Chyba -powiedziałam ostrożnie
-pamiętasz jak masz na imię?
-Evana?-zapytałam
-Kochana nazywasz sie Ellie
-Nie możliwe, ale dlaczego?!
-Ellie nie wiem, będziesz mieć dzis badania okaże sie, moze uszkodzono ci mózg, gdy dostałaś w głowę?
-Aućć-wlasnie uświadomiłam sobie jak bardzo mnie boli głowa

*EVAN*
Nikt nie chciał mi powiedzieć co sie z nią dzieje. Nie byliśmy jej rodziną, mieliśmy dopiero to załatwiać. Pokochałem ją. Nie jak siostre, jak dziewczynę, ale nie mogłem jej tego powiedzieć, nawet nie wiem czy żyje. Siedzę w areszcie już chyba dobę. Mama co chwila wyciąga mnie z celi bo boi sie że moze sie cos mi stać, nie chce słuchać, że to nie ja potrzebuje jej teraz. Rozumiem jestem jej synem, ale Ell ona jest w szpitalu prawdopodobne , w dodatku sama. Nie ma nikogo. Miała nas. Nigdy nam tego nie wybaczy.

*ELLIE*
-proszę pani?- powiedziałam do pielęgniarki ktora siedzi koło mnie od Kiedy sie obudziłam.
-Tak skarbie?
-Pamietam coś. - powiedziałam cicho
-tak?
-Chłopak bił się, potem przyjechała policja zabrała ich oby dwoje.
-pamiętasz jak sie nazywał? -zapytała
-chyba Eva-nie byłam pewna tego jak nazywał się ten chłopak
-czyżby Evan? -skąd ona wiedziała?
-Tak.
Nastała cisza. Nie odezwałyśmy sie do Siebie słowem, a ja próbowałam przypomnieć cos sobie.

StrachOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz