Rozdział 4

11 2 1
                                    

-Proszę!- usłyszałem głos zza zamkniętych drzwi.

Nacisnąłem klamkę i wszedłem do środka. Moim oczom ukazał się całkiem duży, zalany światłem słonecznym pokój. Stało tam łóżko i biurko z dwoma krzesłami. Niewielka część pokoju, była oddzielona od reszty materiałową płachtą, domyślam się że to miejsce, w którym lekarz śpi. Reszta to pewnie jego tymczasowy gabinet. Pod sufitem są zawieszone zioła, a na biurku, oraz szafkach leżą różne buteleczki, pudełka, flakony, i środki opatrunkowe. Po chwili zza zasłony, wyszedł wysoki mężczyzna w średnim wieku. Miał ciemniejszą, opaloną cerę, i włosy w kolorze promieni słonecznych. Jego twarz była przystojna. Bardzo przystojna. Wręcz w niektórych miejscach, tak idealna, że trochę aż nieludzka. Jednak największą uwagę, przyciągały jego oczy. Miały piękny odcień jasnej, soczystej zieleni, zupełnie jak świeże liście wiosną. Uśmiechnął się i powiedział:

-Napatrzył się już Pan?- zapytał z figlarnym błyskiem w oku

- Yyyy....Przepraszam! Nie chciałem być niegrzeczny.- odparłem szybko zakłopotany.

-Nic nie szkodzi. Jestem przyzwyczajony, że mój wygląd czasami przyciąga uwagę. Mogę się domyślać, że Pan też boryka się z podobnym problemem?- w tym momencie spojrzał znacząco na moje uszy, które były długie i szpiczaste.

Jednak w tym spojrzeniu było coś...nie zwykłego. Wszyscy ludzie, jacy widzieli mnie po raz pierwszy, gdy dostrzegali moje uszy i wzory na skórze, to na ich twarzach malowało się zdumienie, czasem coś w rodzaju obrzydzenia. Natomiast ten człowiek popatrzył się na nie jakby widział elfy codziennie. Nagle się odezwał:

- Przepraszam za moje maniery, zapomniałem się przedstawić. Nazywam się Temvis, pochodzę z Sumeru. Jestem wędrownym lekarzem i zielarzem. Z jaką sprawą Pan do mnie przychodzi? Choroba? Ból kończyny?-zapytał.

-Nie,nie nic z tych rzeczy!-odparłem.

Co prawda, plecy mnie polały jak diabli, i nie mogłem się nawet mocniej pochylić, ale gdyby hrabia się dowiedział, że powiedziałem o tym komukolwiek, to było by ze mną źle.

-Jestem z miejscowego sierocińca, nazywam się Will. A to Pan, jak mniemam zostawił prośbę o pomoc?- zapytałem.

-Ach! Więc jesteś tu z powodu mojego ogłoszenia? Bardzo dobrze. To znaczy też że masz dobre serce.- powiedział Pan Temvis.

-Przepraszam...ale dlaczego mam dobre serce?- zapytałem zdezorientowany.

-Bo ulitowałeś się nad biednym idiotą, niepotrafiącm pisać wniosków, mam rację?- odpowiedział Temvis.

-No..trochę jest w tym racji...znaczy nie żebym uważał Pana za idiotę!- zaprzeczyłem gwałtownie.

- Nic, nie szkodzi. Liczyłem że przyjdzie właśnie taka osoba jak ty.- stwierdził.

- Ale..pan wie że ja nie robię tego bezinteresownie, prawda?-

-Wiem. Dlatego pozwól że przedstawię ci moją ofertę.

-----------------------------------------

Dzień doberek :D

Przepraszam za moją nieobecność, ale zaczeła się szkoła i umieram.

Miłego dnia/nocy

(⁠ノ⁠◕⁠ヮ⁠◕⁠)⁠ノ⁠*⁠.⁠✧

Mrok. Nadzieja. Światło.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz