Capitolo primo

156 12 0
                                    

Ardua prima via est.

Do domu wchodzę zupełnie przerażona. Obcasy moich butów stukają o marmurową posadzkę kiedy roztrzęsiona zmierzam przez ciemny korytarz do salonu.
Im bliżej podchodzę, tym sylwetki moich rodziców stają się wyraźniejsze.
Im bliżej podchodzę, tym mniejsza się staję.

Czuję narastającą we mnie histerię. Mam ochotę rzucić się na podłogę i rozpłakać, zupełnie jak rozpieszczony bachor.

Pocierając dłońmi o ramiona zajmuję miejsce na drugim końcu narożnika. Nie jestem w stanie popatrzeć im w oczy, a mimo że siedzą kilkadziesiąt centymetrów ode mnie, to zdaje się jakby dzieliły nas kilometry.

Nawet nie wiem czy powinnam się odezwać. Zawsze powtarzali mi, że pierwsze słowo należy do nich, ale chyba nie w tym momencie.

To ode mnie żądają wyjaśnień. Chcą wiedzieć co kieruje ich córką, że ich kochane dziecko, po wyjściu z domowego azylu zmienia się w zupełnie innego człowieka.

Mamma, papà... — moje struny głosowe drżą tak bardzo, że zastanawiam się czy zrozumieli co powiedziałam.

— Nie jesteśmy źli, piccola. Nie bój się — głos mamy jest tak ciepły, że chciałabym okryć się nim jak kocem i stać się niewidzialna. — Jedynie odrobinę, zawiedzeni...

To najgorsze co można usłyszeć z ich ust.

Chcę cofnąć wszystko co kiedykolwiek zrobiłam źle. Wpaść w ich ramiona i usłyszeć jak dumni są z moich osiągnięć.

Przed nimi nie siedzi już Tiffany, którą mieli okazję poznać i wychować przez ostatnie lata.

— To już czas — mówi tata.

No... Vi supplico...! — chcę im to wykrzyczeć. — Zrobię wszystko, tylko proszę... Dajcie mi czas.

— Tiffany, obawiam się, że twoje szanse już się wyczerpały. Czy istnieje jeszcze jakaś inna możliwość?

— Williamie — mama nakrywa swoją dłonią, dłoń ojca. — Małżeństwo niczego nie zmieni. To tylko papierek, a Tiffy sama musi wydorośleć. W żaden sposób nie uda nam się zrobić tego za nią.

— Niech chociaż z nim porozmawia. O nic więcej nie proszę — jest niepewny tego co mówi, ale słowa same opuszczają jego usta.

No tak, Icarus Teivel Maveth.
Kto by się tego spodziewał. Największa duma rodziny Maveth, jak nie całego Mediolanu.

Materiał na męża, syna, brata, kuzyna, ojca. Czego sobie nie wymarzycie.

Rozmowa bez wtrącenia wątku, w którym usłyszycie jego inicjały, to rozmowa stracona. I to powinniście zapamiętać.

Icarus nie pali. Icarus nie pije. Icarus nie przeklina. Icarus nie grzeszy. Icarus nie obraża. Icarus nie drwi. Icarus nie kłamie. Icarus nie oczernia. Icarus nie zna zła.

Icarus to ucieleśnienie dobra.

I̶c̶a̶r̶u̶s̶ I̶c̶a̶r̶u̶s̶ I̶c̶a̶r̶u̶s̶ I̶c̶a̶r̶u̶s̶ I̶c̶a̶r̶u̶s̶.

— Dlaczego się tak na niego uwzięliście? Jest tyle innych mężczyzn na tym świecie — kręcę głową z niedowierzaniem.

DANCING WITH DEATHOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz