Capitolo ottavo

72 3 0
                                    

Si vis amari, ama

Przez całą noc nie mogę zmrużyć oka. Męczą mnie koszmary i za każdym razem kiedy się budzę, boję się iść z powrotem spać. Zamiast tego odrzucam na bok kołdrę, wkładam stopy w ciepłe kapcie, a następnie idę w stronę szerokiego parapetu.

Na zewnątrz pogoda jest okropna. Leje deszcz, a wiatr sprawia, że krople uderzają o moje okno wydając przy tym irytujący dźwięk. Zapowiada się na burzę, a mi niezbyt się to podoba.

Opieram głowę o zimną szybę wpatrując się w krajobraz za nią. Z mojego pokoju mam widok na cały ogród i otaczający go las, który teraz wygląda przerażająco. Drzewa uginają się od wiatru i z każdą sekundą są coraz bliżej całkowitego złamania.

Kątem oka zauważam, że ekran mojego telefonu rozświetla się. Przychodzi powiadomienie, a zaraz po nim kolejne i kolejne. Zmusza mnie to, żeby wziąć go do ręki.
Odblokowuję go, a później wchodzę w wiadomości.

Od: Tata
Dalej siedzę w biurze, zajmiesz się mamą?

Od: Tata
Przepraszam jeśli cie obudziłem, straciłem poczucie czasu

Od: Tata
Kocham cię Tiffy

Widząc ostatnią wiadomość uśmiecham się lekko. Przypominam sobie słowa Maxine, które wczoraj mi powiedziała. Nie muszą być idealni, ważne, że się starają.

Zeskakuję z parapetu i oświetlając sobie drogę latarką zaczynam po cichu schodzić na dół. Uważam na to, żeby nie potknąć się na marmurowych stopniach. Jestem przekonana, że ochrona już wie o tym, że nie śpię.

Rozglądam się dookoła. Korytarze na dole są całkowicie ciemne, więc kiedy uznaję, że droga jest wystarczająco bezpieczna, ruszam do kuchni.

Wertuję szafki w poszukiwaniu jakichkolwiek tabletek na ból głowy. W końcu w moje dłonie wpada paracetamol. Wyjmuję z kartonika jeden listek, do szklanki leżącej na blacie nalewam chłodnej wody i ruszam z powrotem na górę.

Skręcam w lewo, gdzie staję przed drzwiami do sypialni rodziców. Kiedy wieczorem przyprowadziłam tutaj mamę, ta od razu zasnęła. Nie przebrała się nawet w piżamę. Po prostu opadła na łóżko i odpłynęła.

Nie chcę jej obudzić, więc czym prędzej odkładam tabletki z wodą na szafkę obok łóżka, a po tym wychodzę z ich pokoju.

Zerkam na wyświetlacz telefonu, który wskazuję 2:28. Przede mną jeszcze długie pięć godzin i trzydzieści dwie minuty.

Nie zastanawiając się zbyt długo zaczynam wystukiwać na klawiaturze krótkiego SMS-a.

Do: Pani Hawkins
Tam gdzie zawsze?

Odpowiedź przychodzi niemal natychmiast.

Od: Pani Hawkins
Będę za dziesięć minut. Nie spóźnij się.

Już teraz powinniście się domyślić, że nigdy nie byłam w posiadaniu numeru Maxine. I nie bez powodu. Jest moją przykrywką choć nie ma o tym bladego pojęcia. I nigdy się nie dowie.

W pośpiechu wciskam się w jeansy, zostawiam na sobie koszulkę od piżamy, na którą narzucam kurtkę i zmierzam w stronę drzwi balkonowych.

Otwieram je na oścież, a następnie pozwalam im się za mną zatrzasnąć.

Tę drogę znam już na pamięć. Na początku lewą nogę przerzucam przez metalowe barierki pozwalając jej swobodnie zwisać. Dłoń zaciskam na najdalej wysuniętym szczeblu i przekładam drugą nogę. Zaczynam zsuwać się w dół, aż pod stopami czuję grunt. To znak, że stoję na dachu tarasu, który znajduje się pod moim balkonem. Wysokość nie jest aż tak duża jak zapamiętałam ją ostatnim razem, jednak w deszczu wszystko wydaje się dziesięć razy bardziej skomplikowane. Jeśli się poślizgnę, wszystko pójdzie na marne.

DANCING WITH DEATHOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz