Aut odit, aut amat múlier, nihil est tértium.
Czwartek nadchodzi szybciej niżbym tego chciała. Wspomnienia z ostatnich dni ciągną się za mną jak widmo, choć wolałabym by ktoś na stałe wymazał je z mojej głowy.
Nie jestem w stanie uwierzyć, że ponownie, w przeciągu kilku dni pokazałam komuś jak słaba potrafię być. Jak bardzo nie radzę sobie ze sobą.
Nikt, a w szczególności on, nie powinien znać mnie z tej strony. Te informacje dla ludzi z zewnątrz stałyby się czystym złotem. Portale plotkarskie by oszalały.
Córka z rodu Carpenterów okazuje się zwykłą ćpunką.
Chłopak może wykorzystać te informacje w dowolny sposób kierując je przeciwko mnie. W szczególności jako cholerny szantaż. A to wszystko z mojej winy.
Do tej pory w głowie miałam wszystko skrupulatnie zaplanowane. Wiedziałam w jaki sposób zachowywać się przy innych, by niczego nie zauważyli. Ludzie z natury byli głupi, co wszystko ułatwiało. Gdy nikt nie patrzył mi w oczy, wszystko co opuszczało moje usta mogło być prawdą. Jeśli nie widzieli moich oczy, tak naprawdę nie widzieli niczego.
Ociężale zwlekam się z łóżka, po raz kolejny ziewając i podchodzę do drzwi prowadzących na balkon. Odgarniam na bok czarną zasłonę, by po chwili oślepiło mnie poranne słońce. Naciskam dłonią na zimną, metalową klamkę, po czym otwieram drzwi na oścież. Zatrzymuję się na chwilę by pozwolić mojemu ciału przyzwyczaić się do chłodnego powietrza. Dopiero po kilku minutach wychodzę na zewnątrz.
Nie mam pojęcia kiedy udało mi się zasnąć, nie wiem też, która jest godzina, za to wiem jedno - nigdy więcej nie pozwolę na coś takiego.
Brednie.
Cały mój plan zaczyna sypać się, niczym domino. Przypadkowo pchnęłam jeden klocek, a po chwili zawaliło się wszystko. Znowu tracę nad sobą panowanie, które do niedawna miałam opanowane do perfekcji. No, jak widać prawie do perfekcji.
Biorę jeszcze kilka głębokich oddechów i wracam do pokoju zostawiając drzwi balkonowe otwarte na oścież. Idę w stronę łóżka, a następnie kucam by pod nie zajrzeć. Unoszę zwisającą z niego kołdrę i po omacku próbuję znaleźć niewielką szkatułkę. Moja dłoń błądzi po zakurzonej podłodze, ale nie jest w stanie natrafić na pudełeczko.
Moje oczy mimowolnie się rozszerzają, kiedy uświadamiam sobie, że wcale jej tam nie ma. Pod łóżkiem jest kompletnie pusto. Nie ma tam niczego.
— Icarus... — cedzę przez zaciśnięte zęby, nie zdając sobie sprawy, że użyłam jego imienia.
A czego się spodziewałaś? Ostrzegałem cię.
Jak zwykle nie słuchałam. By się upewnić zaglądam pod łóżko po raz kolejny jednak nic się nie zmienia, dalej jest tam całkowicie pusto. Szkatułka zniknęła.
Podnoszę się z podłogi i otrzepuję swoje kolana. To chyba znak, że na najbliższy czas powinnam dać sobie spokój, tylko, że nie jestem pewna czy uda mi się wytrzymać.
Pamiętałam, że znajdowały się tam marne resztki, ale sam fakt, że chłopak ośmielił się by zabrać ją ze sobą strasznie mnie frustrował. Nie potrzebowałam obrońcy na pokaz, a tym bardziej nie chciałam by był nim on. Nawet jeśli wiedziałam, że zwyczajnie udawał.
Niewiele myśląc opieram się o ramę łóżka i z szuflady szafki wyciągam paczkę Marlboro, które schowałam między bielizną. Nikt oprócz mnie nie raczy tutaj zajrzeć więc szansa na znalezienie ich jest mniejsza niż gdybym nosiła je ze sobą.
CZYTASZ
DANCING WITH DEATH
RomansaZatańczyłem ze śmiercią. Podobało mi się to. Tiffany Ammit Carpenter jest zbyt młoda żeby zasnąć na zawsze, choć liczy tylko na to. Dziewczyna wiedzie podwójne życie i nie zdaje sobie sprawy z tego jak bardzo się niszczy, dopóki jej rodzice postanow...