Capitolo quarto

85 7 0
                                    

Quod scimus, gutta est, ignoramus mare

Moje oczy są zamknięte i nie chcą się otworzyć. W uszach jak przez mgłę słyszę mieszające się ze sobą głosy. Woda nagle przestaje mnie oblewać, co sprawia, że znowu dookoła oblewa mnie gorące powietrze. Ktoś musiał zamknąć okno.

— Dzwoń po pogotowie — odzywa się ktoś, kto właśnie uklęknął obok mnie i przejechał dłonią po moim policzku.

— Najpierw sprawdź czy oddycha — instruuje druga osoba.

— Tiffy, coś ty ze sobą zrobiła...

Ktoś podnosi mnie w górę, a po chwili czuję jak ostrożnie kładzie mnie na łóżko. Wiem co się dzieje, ale nie jestem w stanie się ruszyć. Moje oczy nie chcą się otworzyć.

Nagle przede mną pojawiają się rodzice. W ich oczach nie ma niczego, poza czystym bólem. Mama opiera się o ramię ojca, a po jej policzkach ciekną słone łzy. Nie może na mnie patrzeć. Z jej usta wydobywa się zduszony krzyk. Błaga o pomoc. Tata próbuje zachowywać się tak jak zwykle. Patrzy na mnie starając się ukryć wszystko, co zdradziłoby, że się martwi. Obejmuje mamę ramieniem i składa pocałunek na jej skroni. Szepcze jej coś do ucha. A później oboje znikają.

Znowu znajduję się na jednej z ulic Mediolanu. Pada deszcz, a ja zmierzam w kierunku jednej z ciemnych uliczek. Zatrzymuję się widząc chłopaka, który przytrzymuje przy ścianie jakąś dziewczynę. Trzyma ją za podbródek. Drwi z niej.
Zbliżam się do nich zwalniając swoje tempo. Chłopak ma na sobie czarną koszulę i garnitur. Jego śmiech niesie się echem między ścianami dwóch budynków. Dziewczyna wyciąga w jego stronę dłoń trzymając coś w ręku. Jest zdesperowana by zrobić wszystko, aby tylko ją puścił. Ta dziewczyna to ja, ale kiedy sobie to uświadamiam wszystko się rozpływa.

Mam ochotę zatkać uszy kiedy uśmiechnięta od ucha do ucha wchodzę do klubu. Przyjaciółki podążają za mną nie chcąc mnie nigdzie zgubić. Nie jestem w stanie określić ile już wypiłam. Nie jestem w stanie określić gdzie się tak właściwie znajduję, ale podoba mi się to, że znowu udało mi się zapomnieć o wszystkich problemach. Kiedy podchodzę do baru by sięgnąć bo kolejny kieliszek przed oczami mam już tylko ciemność.

Wciskam pedał gazu wyjeżdżając za miasto. Muzyka dudni z głośników, a wiatr, który wpada przez otwarte szyby rozwiewa mi włosy. Gdzieś w tle dzwoni telefon. Gdzieś w tle słyszę policyjne syreny. Gdzieś w tle ktoś woła moje imię, ale ja jestem coraz bliżej swojego domu, więc udaję, że ich nie słyszę. I znowu ciemność.

Nienawidzę jej. Zabiera mi wszystko, a jednocześnie daje to, czego nigdy nie będę mieć. Chcę ją udusić, ale gdy próbuję ją złapać ona zawsze się wymyka. Pokazuje mi świat, o którym nawet nie śniłam i kiedy już wszystko jest dobrze ponownie się pojawia. Zabiera wszystko i zostawia za sobą czerń.

🂡

Budzę się. Otwieram oczy i ciemność znika. Chcę żeby już nigdy więcej nie wróciła. Obiecuję sobie, że nigdy więcej jej nie zobaczę.

Ale to kłamstwo. Nade mną zbiera się coraz więcej czarnych chmur i wiem, że to co najgorsze jeszcze nie zdążyło nadejść. Nie spieszy się. Idzie powoli, a gdy mnie pożera delektuje się każdym kawałkiem. Zbiera wszystkie okruszki a i tak zostawia jeden wielki bałagan.

🂡

Kiedy otwieram oczy jest ciemno, a to chyba nie powinno być normalne. Jestem jednak spokojna. Powoli rozglądam się dookoła szukając jakiegokolwiek źródła światła. Otula mnie ciemność, a ja już się nie boję.

DANCING WITH DEATHOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz