Rozdział 11

179 8 2
                                    

Rano czułam się cholernie źle. Obym znowu nie była chora. Zrobiłam swoją poranną pielęgnację. Przebrałam się w zwykłą białą koszulkę i szare dresy. Jedno mnie zastanawiało, w domu było za cicho. Zeszłam na dół i zastałam w salonie śpiącego Tonego? Co on tu robił?

- Tony? - zapytałam nie pewnie.

- O już wstałaś - odezwał się.

- Gdzie Asher?

- Pojechał do sklepu, zaraz wróci.

- no dobra. - odpowiedziałam i postanowiłam napisać do chłopaka.

Do Ashera:

Dowiedziałam się że jesteś w sklepie. Zajedziesz do apteki? Źle się czuje a nie chce być znowu chora.

Od Ashera

Pewnie. Będę za 15 minut.

Zakończyłam konwersacje z chłopakiem i usłyszałam głos Tonego.

- Maddison muszę jechać, do zobaczenia.

- dobra nie ma problemu.

Tony opuścił dom a ja rozłożyłam się wygodnie na kanapie, przykryłam się kocem i przeglądałam telefon.  Minęło chyba z 10 minut aż usłyszałam czyjś głos.

- MADDISONNNNN! Mam dla ciebie prezent! - moim oczom ukazał się Tony. A nie Asher, chłopak miał chyba 50 białych róż?! Moje ulubione..

- No nie postarałeś  się chłopie. - usłyszałam kolejny głos a do salonu wszedł mój brat Aaron, który miał jeszcze więcej białych róż.

- Amatorzy...ja mam 130 róż. - w progu drzwi stanął Asher. A mnie zamurowało.

- To dla mnie? - zapytałam.

- Oczywiście, że tak. Każdy bukiet.

Oczy mi się zaszkliły..nie mogłam uwierzyć, nawet takie prezenty wywoływały u mnie masę emocji.

- Dziękuję wam. - wydusiłam z siebie a łzy zleciały po moim policzku. - chłopcy odrazu mnie przytulili. Czułam się jak księżniczka.

Jedynym minusem dzisiejszego dnia było to, że był piątek 13. Postanowiłam wyjść na spacer. Bo przecież co może się stać..

Szłam spokojnie aż poczułam na sobie czyjąś dłoń. I zostałam wciągnięta do auta...z paniki wysłałam Asherowi tylko lokalizację i wysłałam wiaosmosć ,, pomocy" . Okropnie się bałam nawet nie wiem czy nie dostałam ataku paniki..









Smak gorzkiej porażkiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz